piątek, 17 lutego 2023

[AL: Lysander] Odcinek 2

W poprzednim odcinku: Sukreta przybywa na lysandrową farmę położoną setki kilometrów od najbliższej cywilizacji, gdzie zapoznaje się z przyszłym pasztetem nazwanym na cześć nie-szwagierki Lysia oraz odkrywa tajemniczy pokój zamknięty na klucz. Co czeka nas w najnowszej odsłonie? Sprawdźmy.

Rozpoczynamy ożywczym powiewem realizmu: Suśka budzi się przed ósmą i odkrywa, że Lysandra nie ma już w łóżku. Czyżby Beemoov miał zamiar nasz przekonać, że Serbinów to faktyczne gospodarstwo, w którym trzeba harować od bladego świtu? Będę optymistką i dam im ostrożny kredyt zaufania.

W salonie Su natyka się na rozokrólika:

Gdzie jest twój tatuś?

Ten „tatuś” za jakiś czas przerobi ją na smarowidło na chleb albo futrzany dodatek do konfekcji. Tak tylko mówię.

Tymczasem Beemoov niszczy mą wątłą iskrę nadziei, okazuje się bowiem, że Lysander wstał wyłącznie po to, by naszykować lubej śniadanko:

(…) zdążyłem jedynie się umyć, pójść po chleb i wrócić.

Zakładam, że do spiżarni, bo z ostatniego rozdziału wynika, że do najbliższego spożywczaka masz jakieś sto pięćdziesiąt kilometrów.

Lys oferuje, że oprowadzi nas po domu, a ja nie mogę się powstrzymać przed ujawnieniem prawdziwej natury Sukrety, informując go, że już przeszukałam pod jego nieobecność, co się dało. Nie powstrzymuje to naszego przewodnika, który na początek dzieli się z nami historią kuchennego stołu:

To miejsce, w którym Leo go ugryzł. Wciąż widać ślady jego zębów.

Słowo daję, Leo w AL zyskuje więcej charakteru, niż przez całą właściwą grę; najpierw jakiś nienazwany konflikt z bratem, teraz dziwaczne ataki agresji...Czyżbyśmy mieli odkryć zupełnie nową stronę naszego manekina?

(…) potknął się próbując nie nadepnąć na myszoskoczka.

...Cóż, chyba jednak nie.

Okazuje się, że ów dom, należący do familii od pokoleń (ha, więc to jednak nie Grzegorz miał kosę z sąsiadami ze wszystkich okolicznych powiatów), kryje w sobie mnóstwo sekretów i wspomnień, ot chociażby o tajemniczej klapie:

Obecnie jest zamknięta, ale kiedyś prowadziła do piwnicy. (…) wiemy, że istnieje jakaś historia, ale nie znamy jej. Kiedy byliśmy dziećmi i pytaliśmy ojca, co znajduje się pod klapą, przybierał tajemniczą minę...

Tajne przejście do piwnicy, zamknięte na klucz drzwi do pokoju...czyżby pod tymi sielskimi widoczkami czekała nas fabuła rodem z gotyckiej powieści?

W pewnym momencie zrozumieliśmy, że miało to coś wspólnego z drugą wojną światową. Więc albo moi pradziadkowie coś przemycali, albo ukrywali tam ludzi.

Ejże, to jest znacznie ciekawsze od wszystkiego, co dotychczas wydarzyło się w tej grze – i to którejkolwiek z jej odsłon! Słodki Flircie, czy zamiast romansować Księcia Valium mogę spędzić ten spin-off, podróżując w czasie i oglądając historię Serbinowa przez wieki? Ja naprawdę wolałabym grać pradziadkiem Lysa - Sprawiedliwym wśród Narodów Świata, niż Sukretą zastanawiającą się, czy jej luby trzyma pod kluczem pejcze.

Zbudowali ją [farmę] rodzice ojca mojego pradziadka. I od tamtej pory była przekazywana z ojca na syna, aż do mnie. Sześć pokoleń.

Biorąc pod uwagę, że - jak widać po Grzegorzu - osobnicy w rodzinie Lysandra są najwyraźniej długowieczni, oznacza to, że Serbinów mógł powstać nawet w siedemnastym wieku...co tłumaczyłoby tę olbrzymią, oddaloną od reszty świata powierzchnię, na której można by pomieścić trzy wsie, kawałek lasu i jeszcze chłopskie czworaki.
...I pomyśleć, że ja tylko tak żartowałam z tym szlacheckim dworem.

Leo ma trzecią teorię na temat klapy. Odkąd był małym chłopcem. Podejrzewa, że moi dziadkowie od strony ojca byli piratami i ukryli tam swój skarb.

To trochę zabawne, a trochę smutne, że trzeba było Odsłony Ostatniej Szansy, aby Leo – po dekadzie istnienia – zyskał jakiekolwiek życie wewnętrzne.

Suśka stwierdza, że dziadkowie musieliby być siedemnastowiecznymi piratami, żeby ta teoria miała rację bytu:

Urodzili się w 1929 i 1933 roku, oboje niecałe trzydzieści kilometrów stąd.

Serio, gdzie jest spin-off o historii domostwa Lysandra, to ma znacznie większy potencjał fabularny niż papka, którą Słodki Flirt serwuje nam od lat. Nawiasem mówiąc, trochę nie rozumiem, dlaczego dziadek Lysia, dziedzic Serbinowa, miałby się rodzić trzydzieści kilometrów od swojego majątku; w tamtym okresie poród w szpitalu nie był opcją, na którą decydowałyby się zamożniejsze rodziny, a choćby nawet prababka Księcia Valium była niezwykle postępowa – w takiej odległości od farmy szpitala nie uświadczysz.

Moi rodzice nie robili większych remontów. Jedyna zmiana, to te drzwi z oknem, które były zwykłymi drzwiami, kiedy byłem mały.

Ciekawi mnie, skąd miałeś zaskórniaki na tego rodzaju fanaberie (Lys wspomina, że wymienił drzwi, aby do kuchni wpadało więcej światła), dziedzicząc farmę zaledwie klika lat temu jako smark. Znana już na forum teoria o hodowli czegoś zgoła odmiennego od marchewki zaczyna się wydawać coraz bardziej prawdopodobna.

Lysander tłumaczy, że spora część sprzętów (wliczając sztućce – no proszę, mamy nawet rodowe srebra!) to spadek jeszcze po dziadkach, rodzice dokupili nieliczne nowoczesne dodatki w rodzaju lodówki. Sukreta stwierdza, że jak na ich czwórkę kuchnia musiała wydawać się aż za wielka:

Przyrzekam ci, że pomiędzy skrzynkami z owocami, garnkami i biegającymi wokół wrzeszczącymi dziećmi, kuchnia nie wydawała się taka duża.

Dlaczego przytaczam ten fragment? Ponieważ jest to uwertura do istnego pokazu intelektualnych fajerwerków w wykonaniu Su:

Czy trzeba mieć koniecznie dzieci biegające z krzykiem, żeby robić konfiturę?

...Oczywiście, Sukreto. Jest to absolutnie niezbędny składnik, wymieniany we wszelakich przepisach tuż po cukrze.

Nieszczęsny Lys tłumaczy swej wybrance, że nie jest to nieodzowne dla procesu, ale jako dzieciak lubił się kręcić tam, gdzie było coś dobrego do spróbowania. Po tym niezręcznym dialogu rozmowa schodzi na temat psów; okazuje się, że kiedyś było ich sporo w gospodarstwie, ale obecnie Lysander nie chce żadnego adoptować, bo obawia się, że nie starczyłoby mu czasu na tresurę:

Czułbym się okropnie, gdybym przygarnął psa, a on skrzywdziłby królika lub ptaka. Tu jest jak w schronisku. Jeśli zwierzęta, które ratuję, miałyby zostać w końcu pożarte przez mojego psa, to byłoby to trochę sprzeczne.

Lysandrze...nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale...masz hodowlę królików. Pożarcie przez psa doprawdy nie jest najgorszym możliwym losem, jakie może je spotkać.


Wycieczka przenosi się do salonu:

Meble są takie same, ich też nie zmieniałem.

Sorry, Lysiu, łyżeczki do herbaty i tłuczek do mięsa mogłeś odziedziczyć po świętej pamięci prababce, ale odmawiam przyjęcia do wiadomości, że te tchnące nowością białe kanapy z Ikei były częścią twojej schedy.

Teraz, kiedy ci o tym opowiadam, zdaję sobie sprawę, że nie włożyłem w ten dom zbyt wiele od siebie...Cóż, odkąd mieszkam tutaj sam.

Beemoov, nie. To się nie spina z żadnej strony. Na assetach tła widzimy piękne, zadbane cottagecore z nutą współczesnej funkcjonalności; nasz WS sam stwierdził kilka minut wcześniej, że rodzice nie robili większych remontów – co oznacza, że ten dom wymagałby porządnego odświeżenia. Jedno z dwojga: albo Lysio konfabuluje i nie chce się wydać przed Suśką, że zarobił na konserwację hodowlą nie do końca legalnej zieleniny, albo regularnie podkłada wiadra pod cieknący dach.

Suśka chce wiedzieć, czy stolik w salonie też nosi na sobie odcisk trzonowców Leo (nie, gro, nadal nie kupuję, że te meble to był wybór Janiny i Grzesia, zwłaszcza, że to nijak nie jest design, który byłby popularny w czasach dzieciństwa chłopców), Lysander zaprzecza:

Uderzył za to głową o krawędź kominka, ale nie pozostawiło to żadnych śladów.

No nie wiem, ja tam jestem zdania, że trwały uraz głowy tłumaczyłby wiele dziwnych zachowań twojego brata.

Oczywiście, na kominku. Na jego głowie został niezły ślad.

No proszę, nawet Lysio mnie popiera!

Suśka chce wiedzieć, czy jej luby też odniósł jakieś obrażenia; Książę Valium stwierdza, że był spokojnym dzieckiem, ale pokazuje jej dwa ślady na sufitowej belce: jeden powstał w wyniku uderzenia korka, kiedy Grzegorz otwierał szampana z okazji piętnastych urodzin syna, drugi zaś:

Kiedy miałem półtora roku, wujek chciał mnie podrzucić na rękach...I uderzył moją głową o tę belkę. Nie za mocno, ale najwyraźniej wystarczająco, żebym się rozpłakał.

To z kolei mogłoby tłumaczyć twoje problemy natury neurologicznej. Mój Boże, tyle lat śmialiśmy się z nieogarnięcia Lysia i braku jakichkolwiek emocji u Leo, a tymczasem okazuje się, że to wszystko powikłania po wypadkach!


Zwiedzanie hacjendy przerywa brutalna proza życia: czas zabrać się do roboty i tak! Suśkę też to dotyczy! Czy to jest ten wspaniały moment, w którym MC przemieni się w Barbarę Niechcicową w Krępie i będzie zmuszona rozpocząć wspólne życie z lubym przez karmienie świń?

No, byłam blisko; idziemy karmić kury i kaczki. Lysander pozwala mi czynić honory, więc postanawiam zrobić to, co w moim mniemaniu uczyniłaby w danej sytuacji nasza bohaterka; rzucam jadłem na oślep, licząc że wyląduje mniej więcej u celu. Kaczka zwana Piotrusiem okazuje się być inteligentniejsza od Su, więc po chwili znajduje pożywienie, a ja kontynuuję moją misję udowadniania lubemu, że byłabym wspaniałą żoną farmera, biorąc od niego kawałek jabłka i próbując nakarmić nim niewłaściwe zwierzę. Następnie podlewamy ogródek warzywny, Suśka zauważa, że Lysander ma o wiele za dużo dóbr jak na potrzeby jednego kawalera:

Masz całkowitą rację. W rzeczywistości nie jem większości tego, co zbieram. Dostarczam skrzynki z ekologicznymi warzywami i owocami, w zależności od sezonu.

Ciekawe, czy radzi sobie z tym lepiej niż Hyun, czy też wujek Zdziś regularnie otrzymuje trzydzieści kilo marchwi miast zamówionych ziemniaków.

Och, może ci o tym nie mówiłem... Oprowadzam gości po farmie. Ludzie chętnie przychodzą z dziećmi. A wiadomo, dzieci uwielbiają zwierzęta. Ale przyjeżdżają też inni ludzie: małżeństwa bez dzieci, czy osoby samotne...

I dodatkowo agroturystyka! Innymi słowy, Lys w ciągu jednej doby samodzielnie ogarnia całą trzodę (gdzie, jak dowiedzieliśmy się z poprzedniego odcinka, samo przejście przez pastwiska zajmuje sporo czasu), grządki, oprowadzanie gości i jeszcze ma czas wysprzątać chałupę na błysk. Cytując @Shield: Lysander ma w rzeczywistości na nazwisko Borejko, innego rozwiązania po prostu nie ma.

A ponieważ nie sprzedaję zwierząt, ani ich mięsa...

Stary, hodujesz króliki. Uwierz mi, sprzedajesz.

Jeśli chcę się nimi opiekować, muszę móc na nich trochę zarobić.

Aaa, że niby Lys nie przerabia ich jednak na pasztet, tylko trzyma dla uciechy ludu? No to w takim układzie nie bardzo wiem, jak mu się opłaca ten biznes, skoro – jak sam przyznaje – opłaty za wejście na teren Serbinowa są czysto symboliczne.

Oferuję więc gościom gotowe skrzynki [z owocami i warzywami], a jeśli posmakuje im to, co zjedzą, mogą zamówić ich u mnie więcej, kiedy tylko zechcą.

A swoją drogą...ilu, tak realnie patrząc, może być tych turystów/potencjalnych nowych klientów, skoro gospodarstwo Księcia Valium znajduje się na końcu świata? Gdyby jeszcze prowadził agroturystykę w pełnym tego słowa znaczeniu i goście mieliby zapewniony nocleg, nawet bym to kupiła, ale nijak nie widzę tych tłumów spędzających osiem godzin w aucie tylko po to, by przez jakąś godzinę pogapić się na kozy.

Sukreta proponuje ukochanemu rozszerzenie oferty o wycieczki szkolne (obawiam się, że jeżeli plan wypali, to ten zadbany ogród już wkrótce będzie ino odległym wspomnieniem), po czym nasze gołąbki wracają do domu się posilić. Suśka dopytuje, jakież to jeszcze atrakcje ich dziś czekają:

Zbieranie jabłek powinno nam zająć całe popołudnie.

A, więc do listy obowiązków musimy jeszcze dopisać dbanie o sad. Dobra Lysandra musi mieć co najmniej czterdzieści osiem godzin, z czego góra trzy przeznaczone są na sen...

A mam tylko dwie jabłonie! To niesamowite, jak obrodziły!

...uff, chociaż w tym aspekcie twórcy powstrzymali swą galopującą fantazję o Lysandrze – stachanowcu.

Udajemy się do jabłoni (po drodze mijając zagrodę z alpakami, bo w sumie czemu nie – na tym etapie autentycznie spodziewam się, że Lysio za chwilę ujawni kolejne świetnie prosperujące biznesy w rodzaju prywatnego tartaku), po czym otrzymawszy wybór bez wahania decyduję się na marudzenie, że zebranie tylu owoców zajmie mi wieczność, coby mój luby nie miał złudzeń, z kim w razie ewentualnych zaślubin będzie dzielił trudy rolniczego życia. Lys, co zrozumiałe, krzywi się na nasze fochy, ale cierpliwie tłumaczy, że praca to praca i pewnych rzeczy się nie przeskoczy; Suśka uprzyjemnia sobie wysiłek fizyczny wewnętrznymi monologami na temat muskulatury wybranka i serio, Beemoov, dlaczego ja muszę płacić za podobne rzeczy moje ciężko zarobione PA?

Po zebraniu owoców powracamy do kuchni, gdzie Lysander chce poznać naszą opinię o wiejskim życiu. Rzecz jasna odpowiadam, że to nie moja bajka – ciekawa jestem, czy przy odpowiedniej dawce marudzenia będzie można zakończyć AL ilustracją, na której Suśka ucieka co tchu z Serbinowa, goniona przez stado wściekłych gęsi (i królika Rozę).

Nudziło ci się? To pewne, że niekoniecznie jest to stymulujące intelektualnie...

Och Lysandrze, uwierz mi na słowo, to akurat nie stanowi dla naszej bohaterki najmniejszego problemu.

Suśka chce wiedzieć, czy sprawdziła się w roli pomocnicy i...tak! Radujmy się tą chwilą, okazuje się, że po tylu latach Beemoov wreszcie postanowił, że nasze wybory będą miały konsekwencje!

Powiedzmy, że masz jeszcze trochę miejsca na poprawę. Ale to dobrze, wdrożysz się.

Optymista.

Suśka idzie po prysznic, a gorąca woda najwyraźniej budzi w niej wewnętrzną Halinkę. Mogę kulturalne zapytać gospodarza, co też ukrywa w tajemniczym zamkniętym na cztery spusty pomieszczeniu, nacisnąć klamkę z nadzieją, że tym razem wrota ustąpią lub – o radości – zacząć grzebać lubemu w rzeczach osobistych w nadziei na odnalezienie kluczyka i tak, oczywiście, że wybieram tę opcję. Plusy: Lysander  przyłapuje nas na myszkowaniu. Minusy: najwyraźniej jego tolerancja na wścibstwo Sukrety znacząco wzrosła od czasów licealnych, bowiem zamiast zasłużonego opeeru ma dla nas wyłącznie sugestywnie podniesioną brew i pytanie, czy chcemy wiedzieć, co też znajduje się za drzwiami.

(Przytaknęłam, trochę zawstydzona, że przyznałam się do swojej ciekawości)

Jakby dla kogokolwiek, kto zna cię od czasów nastoletnich było to jakieś novum. Ale, ale – mniejsza o uroczy charakter naszego awatara, wreszcie przekonamy się, co też Książę Valium ukrywa przed resztą świata! Gotowi?

(Otworzył drzwi, za którymi znajdowało się...biuro. Jestem rozdarta pomiędzy ulgą i lekkim rozczarowaniem)

Wiecie co? Autentycznie zastanawia mnie, czy to miał być lekki pstryczek w nos graczom, którzy wzorem Sukrety łamali sobie głowę nad tą tajemnicą, czy też ten metakomentarz wyszedł Beemoovowi zupełnie przypadkiem...

Trzeba było znaleźć rozwiązanie, skoro ty nie mogłaś już pomagać mi ich [notatek] szukać.

...a, nie, to tylko nasza stara, dobra strzelba Czechowa. A już zaczynałam się martwić, że notatnik – który, było nie było, stanowił dobre sześćdziesiąt procent oryginalnej osobowości Lysandra – zaginął w mrokach niepamięci.

...Jestem autentycznie ciekawa, czy gdyby Lyś pojawił się w tegorocznym evencie walentynkowym, to jego ilustracja przedstawiałaby Suśkę rysującą umazanym w czekoladzie palcem po kartach zeszyciku partnera.

Okazuje się, że Lysander przerzucił się na tworzenie opowiadań (bohaterka najnowszego jest inspirowana Suśką – co ciekawe, nie jest to postać plotkary, żyjącej głównie losami innych ludzi), ale wciąż od czasu do czasu pisze teksty piosenek:

Technicznie rzecz biorąc, prawie każda piosenka, którą napisałem od czasu, gdy się poznaliśmy, jest trochę o tobie...

Licealny rudy musiał być zachwycony. A właśnie, o wilku mowa: okazuje się, że Kastiel wykorzystuje (zakładam, że odpłatnie) niektóre z utworów starego kumpla. Postanawiam zapytać, dlaczego panowie nie współpracują w pełnym wymiarze, Lys tłumaczy, że nie miał ochoty robić kariery:

Być w świetle reflektorów, mieć publiczność, która oczekuje od ciebie różnych rzeczy...Na małą skalę było to fajne, ale teraz... Nawet to środowisko wydaje się być skomplikowane.

Cóż, ja powiedziałabym raczej, że w twoim przypadku największym problemem byłby fakt, że jesteś uwiązany do ziemi, bo ogarnianie Serbinowa kolidowałoby niejako z trasami koncertowymi.

To było wręcz dziwne, widzieć jak Kastiel przymila się tych ludzi... I trochę zabawne, muszę przyznać. Niemal nie dało się go przekonać, aby punktualnie przychodził na lekcje i był uprzejmy wobec nauczycieli, a potem nagle był niemal gotowy czyścić buty każdemu szefowi studia...

Ho, ho - ciężko o bardziej bolesny upadek z piedestału. Wygląda na to, że ChiNoMiko już nie darzy starego ulubieńca równie ciepłymi uczuciami, co onegdaj.

Coby załagodzić przytyk, Lys dodaje, że koledze dobrze się powodzi i życzy mu jak najlepiej, ale jego miejsce jest na farmie.

Kiedy wróciłem, trzy lata temu, gdy mój brat wyjechał, zostałem sam. Odkryłem farmę na nowo. Zrozumiałem, co widzieli w niej moi rodzice i dlaczego tak bardzo ją cenili. (…) Od tamtej pory wszystko nabrało nowego znaczenia: farma, i ogólnie moje życie. Znalazłem swoje miejsce.

To naprawdę wzruszające, jak bardzo Beemoov gnie się w pięćdziesiąt, żeby usprawiedliwić swoje fabularne wymysły po tym, jak fani wyśmiali ich za ideę, że miłośnik poezji, muzyki i wiktoriańskich klimatów nie marzy o niczym więcej jak o sadzeniu kapusty w miejscu, które nieustannie będzie mu przypominać o swoim sieroctwie.

Dopiero po jakimś czasie wpadłem na pomysł, aby przekształcić farmę w schronisko. Nie podobał mi się pomysł hodowli na sprzedaż. Kiedy myślę wstecz, to chyba właśnie to najbardziej nie podobało mi się w tym miejscu.

Brawa za humanitaryzm, ale wciąż chciałabym wiedzieć, jakim cudem opłaca ci się ta impreza, skoro jak sam przyznajesz pobierasz symboliczne opłaty od zwiedzających (których, będę się upierać, przy tych odległościach nie może być wielu), a twoje jedyne inne źródło dochodu to płody rolne, które od czasu do czasu dostarczasz sąsiadom.

Masz już pomysł, co chciałabyś robić po magisterce?

- Zamierzam otworzyć kawiarnio-galerię, którą dzięki pewnemu uroczemu mafiozowi będę utrzymywać z prania brudnych pieniędzy.

Niestety, w rzeczywistości dostępne odpowiedzi są o wiele mniej interesujące: mogę stwierdzić, że nie mam żadnego pomysłu, że mam ochotę rzucić to wszystko w diabły i – O LOL, Słodki Flircie – że chciałabym zrobić doktorat. Wybieram ostatnią opcję; jest tak kuriozalna w kontekście naszej bohaterki i jej stosunku do jakiegokolwiek wysiłku intelektualnego, że muszę, po prostu muszę wiedzieć, dokąd mnie zaprowadzi.

Ale miejsc jest mało, a ja czuję, że moja energia już się wyczerpuje...Nie jestem pewna, czy chcę pracować przez kolejne trzy lata w tym tempie.

Aaach, Suśka, którą znamy i kochamy.

Dyskutujemy jeszcze chwilę z naszym lubym o przeszłości i przyszłości, po czym udajemy się spać – lub też nie, ale umówmy się, nie istnieje absolutny żaden powód, dla którego miałabym z własnej woli uderzać w bardziej erotyczne rejony w Słodkim Flircie.


I tak oto kończy się odcinek drugi AL, pozostawiając mnie z nadzieją, że skoro tajemnica Zamkniętych Drzwi ostatecznie doczekała się (mało satysfakcjonującego) rozwiązania, to w odsłonie trzeciej dowiem się nowych intrygujących faktów o historii Serbinowa, albowiem dalibóg – przodkowie Lysandra to póki co najciekawszy element tej gry. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz