Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś to zrobię, ale skoro pojawił się nowy odcinek to witam wszystkich bardzo serdecznie w kolejnej części streszczenia!
Zacznijmy od zapowiedzi, bo już widzę, że to coś, od czego chcę zacząć! Otóż zapowiedź powiada nam, że:
Kontynuujesz podróż z Kentinem. Tym razem zatrzymujecie się w hotelu Altingia Grand Lodge... To dobra okazja, aby podreperować finanse dzięki pracy na pół etatu, ale przede wszystkim na podziwianie niesamowitych krajobrazów podczas długich wędrówek z całą paczką. Miłość między tobą i Kentinem tylko rośnie w siłę z każdym etapem waszej podróży, ale jednak wygląda na to, że wciąż macie przed sobą kilka tajemnic…
No i to podreperowanie funduszy mnie ciekawi. No bo ponoć Kentin jest influencerem, jest rozpoznawalny i w ogóle odniósł ogromny sukces w Sieci, nie? A jednocześnie musi podreperować finanse pracą na pół etatu. Jak zwykle Pszczółki stoją w rozkroku i najwyraźniej mamy tu do czynienia z rozpoznawalnym, słynnym influencerem, co bieduje. Noooo ale okej. Zobaczymy jak to będzie wytłumaczone, to tylko zapowiedź.
Ale jest jeszcze druga część! Ta o tajemnicach! Ja wiem, wiem, że jak się mieszka razem w dwie osoby i trzy psy na jakichś dziesięciu metrach kwadratowych to prywatność jest konceptem odległym i egzotycznym, ale to trochę brzmi tak, jakby dwie osoby w związku miały obowiązek stać się jednym blobem bez własnego życia. Choć ponownie — zobaczymy. Bo ho-ho, ciekawi mnie jakieś to tajemne tajemnice wyjdą.
No i tyle z zapowiedzi, lecimy!
Są nowe assety, jednak komuś się chciało. Może temu nowemu stażyście, co jeszcze nie wie, gdzie trafił. Zaczynamy tym, że zza drzew wyłania się hotel. Kentin oświadcza nam, że:
Mam wrażenie, że dotarliśmy na miejsce! W końcu szybko minęło…
Na co Suśka odpowiada:
(Zdusiłam chichot. Nie posunęłabym się tak daleko, nie...)
Olejmy krzywą polszczyznę, to norma w tej produkcji. Skupmy się na dwóch sprawach. Po pierwsze to trochę brzmi, jakby Suśka miała wstęp do załamania nerwowego po życiu na jakichś dziesięciu metrach kwadratowych z trzema psami i facetem. Nie, żeby mnie to dziwiło. Dziwi mnie to, że ta dwójka się nie pozabijała w takich warunkach. A po drugie - skoro, zgodnie z tym, co nam tu insynuuje Suśka, wcale tak szybko ta podróż nie minęła to… Przepraszam bardzo, oni do Indonezji poginali vanem? Jak?
Dobra, Google Maps nie chce mi pokazać trasy samochodem, ale pokazuje trasę… Pieszą. Nie wiem, nie pytajcie. Ale zgodnie z tym, co udało mi się ustalić, faktycznie da się dostać z Francji przez Czechy, Polskę, Ukrainę, Rosję, Uzbekistan, Afganistan, Pakistan, Indie, Nepal, Birmę, Tajlandię i Malezję do Indonezji, z koniecznością przeprawy promem tylko z Malezji do Indonezji. No kto by pomyślał! Czyli oni FAKTYCZNIE mogli zrobić te kilkanaście tysięcy kilometrów vanem. Przedzierając się przez Łódź i inne dzikie pola. I nikt im vana nie ukradł! Ja chcę odcinek o ich drodze!
No dobra, dalej faktycznie Suśka mówi, że musieli wejść na prom by przeprawić vana. Więc moja trasa może być akuratna. Ale mówi też, że przez pierwsze kilka godzin się dobrze bawiła, bo ruszała ku przygodzie
A potem jej się znudziło!
Ogarniacie? Podróż ze Słodkoflirtowa (które wiem, że jest w Nibylandii,
ale że od czasu Dana operuje się tam euro, to jednak na potrzeby
streszczeń zakładam, że we Francji) do Indonezji znudziła jej się po
KILKU godzinach. Hehe, to musiała być upojna podróż!
Hehe, Suśka
marudzi, że podróż była koszmarem (powodzenia w mieszkaniu w vanie przez
całe twoje życie, Su!), Kentin wypuszcza psy, chce zanieść bagaże i
spotkać się z “kierownikiem” (tu w mojej głowie pojawia się myśl “chyba
administracyjnym”) A Suśka… Wraca do vana! Wraca, żeby…
Ja... chcę poukładać dekoracje. Chcę, żeby to znowu wyglądało jak nasz dom…
Poukładać dekoracje. Mój Boże. Tej dziewczynie naprawdę życie w wehikule tajemnic nie służy. Ja po takiej podróży do obcego kraju chciałabym najpierw się rozpakować i wziąć prysznic, a potem zwiedzać, a nie układać dekoracje w samochodzie, no ale to ja. Może zwyczajni ludzie jednak zaczęliby od dekoracji.
Kentin najwyraźniej podziela moje zdanie, bo ma zszokowane sprajty, a Su zauważa, że jest zaskoczony jej deklaracją. Po chwili jednak chłop wzrusza ramionami i zajmuje się tym, co istotne w życiu, czyli nakarmieniem psów, sztuk trzy. I tak, nowy pies ma swój asset. A Suśka w tym czasie…
(Sprawdziłam szybko, czy Kentin mnie nie obserwuje i otworzyłam szufladę komody.)
(Dobrze, nie przesunęło się wraz z podróżą i wstrząsami. Nadal tam jest i jest schowane.)
Su, jechaliście razem przez kilkanaście tysięcy kilometrów, żyjąc w pięć istot w ciasnej, ograniczonej przestrzeni bez grama prywatności. Cokolwiek jest w tej komodzie, Kentin jest świadomy obecności tego albo ma na to kompletnie wywalone i nie musisz tajniaczyć. Ale wbijamy jednak w tryb agenta specjalnego, bo Kentin z porozumiewawczym uśmieszkiem zagaduje, czy Su właśnie “dekoruje” szufladę z bielizną.
No. Więc Kentin wie, co jest w tej komodzie. Chyba że przez te tygodnie podróży nie zaglądał do szuflady z bielizną ergo nie zmieniał bielizny. Su, przestań tajnia…
(Zastygłam. [Su], szybko wymyśl jakąś wymówkę!)
Dobra, jednak nie przestawaj. Dawaj wymówkę!
Ale! Jestem już dużą dziewczynką, nie musisz mnie pilnować!
W zasadzie pomyślałam, że moglibyśmy powiesić jeden z moich staników na ścianie...
Hmm? No tak, nie. Nie wiem, dlaczego…
Uprzedzam, gram bez kodów, bo nie chcę czitować w służbie publicznej pisania streszczeń, więc nie wiem, która odpowiedź jest poprawna. Wszystkie są bezsensowne, ale jedna jest też absurdalna, więc oczywiście, że wybieram bramkę numer 2!
Su: Rozweseliłoby to nieco nasze wnętrze, nie uważasz?
Kentin: Wybierz który i gdzie chcesz go powiesić.
To musiała być ciężka podróż dla wszystkich zaangażowanych! Zwłaszcza, że po wszystkim podbiło mi lovometr. Kentin jednak uważa, że koniec tego dobrego i dekorowanie jednak może poczekać, trzeba się spieszyć. Po czym zamyka psy w vanie i dostajemy to:
Kentin: Wybaczcie, przyjaciele, ale jeszcze nie wiem, czy ten teren jest dla was bezpieczny…
Su: Myślisz, że pozwolą wpuścić je do hotelu?
Kentin: Nie sądzę, zobaczymy.
Nie sądzę, Kentinie? Nie sądzę?! Przewiozłeś trzy psy przez kilkanaście tysięcy kilometrów, naraziłeś je na wszystkie możliwe trudy podróży i jeszcze wizję ewentualnej, nieprzyjemnej kwarantanny… I NAWET NIE SĄDZISZ, ŻE W OGÓLE SĄ MILE WIDZIANE I ZOSTANĄ WPUSZCZONE DO HOTELU, W KTÓRYM BĘDZIECIE MIESZKAĆ? CO JEST Z TOBĄ NIE TAK, TYPIE?! A to jeszcze nie koniec!
W najgorszym wypadku jedno z nas może się nimi zająć, jeśli będziemy na zewnątrz albo jeśli będziemy mogli się zmieniać.
Czyyyyli… Psy będą zamknięte w wehikule tajemnic albo będą biegały samopas, podczas gdy wy będziecie w hotelu? Zakładasz w ogóle, że taka opcja może wystąpić i to legit opcja? Ta podróż musiała wam NAPRAWDĘ zaszkodzić. Muffin, Siska, Joker, przemyślcie schronisko. Będzie wam lepiej, tam pracują odpowiedzialni ludzie.
(Podeszliśmy do hotelu. Byłam prawie trochę onieśmielona.)
A tu w sumie nic nie ma. Podziwiajcie konstrukcję drugiego zdania. Po prostu.
(Spojrzałam na Kentina. Wyglądał na zaciekawionego, ale nie był pod szczególnym wrażeniem.)
Hoho, mamy tu samca alfa! Oraz, ponownie: Jaki jest status finansowy Kentina? Albo luksusowe hotele nie robią na nim wrażenia, albo musi tyrać na pół etatu, zamiast odpoczywać na wakacjach, żeby reperować budżet.
Suśka zachwyca się, że na miejscu jest stylowo, co Kentin ripostuje słowami:
Tak... Potwierdzam ci, że psy nie zobaczą wnętrza…
Toooo… Dlaczego tu przyjechałeś z psami? Dlaczego tego nie ustaliłeś wcześniej? Dlaczego w ogóle wziąłeś psy, skoro z góry zakładałeś, że nie wejdą do hotelu i będą problemem i narazisz je na niebezpieczeństwo? Dlaczego ogarniając sobie ten wyjazd tego nie uzgodniliście? Nie, serio, pieski. Schronisko. Przemyślcie schronisko.
Potem okazuje się, że Su i Kentin są za biedni, żeby przyjechać na wakacje i przyjechali do pracy. Pytania o psy stają się w tym momencie jeszcze bardziej palące. Co macie z nimi zamiar robić, gdy będziecie pracować?
Pojawia się nowy człowiek, Darma. I tak, ma asset. Przywitania, kurtuazje i nagle to pytanie:
Zainstalowaliście się już? Lokalizacja wam odpowiada?
“Zainstalowaliście się”. Taaa… A co do lokalizacji to nie, Darmo, nie odpowiada nam, dlatego zrobiliśmy kilkanaście tysięcy kilometrów. Logiczne. Aaaa więc oni będą pracować w hotelu, a mieszkać w vanie! Szef brzmi jak skąpiradło, pracownicy w takich miejscach mają z reguły ogarnięty nocleg w tym samym hotelu, jeśli nie są lokalsami. Ale Darma okazuje się łaskawym panem, bo jakby im miejsce parkingowe nie odpowiadało to mogą wybrać sobie inne. Ludzki pan!
Jeśli ci to odpowiada, Kentin, będziesz naszym wszechstronnym człowiekiem od zadań na zewnątrz!
…Kim? Bo tu się mieści cały szereg prac. Od ogrodnika i ratownika przez czyściciela basenów po klauna dla dzieci i typa, który rozdaje ulotki w stroju hot-doga!
Głównym zadaniem jest dbanie o utrzymanie roślin i terenu basenu.
I ewentualnie pomaganie przy obsłudze klientów przy basenie...
Zapewnianie im ręczników, pokazywanie ich miejsca, odpowiadanie na pytania...
A, czyli ogrodnik i czyściciel basenu, okej. I jeszcze przynieś-podaj-pozamiataj dla klientów. Pszczółki już zapomniały, że Ken jest słynnym influencerem, nie?
Będzie z wami ratownik, nie będziecie musieli wchodzić do wody.
Jeśli jednak tuż obok ciebie zaczęłoby się topić dziecko, oczywiście zachęcam cię do udzielenia mu pomocy!
Ale tylko zachęcam!

Wreszcie, po zamknięciu basenu, twoim obowiązkiem jest jego utrzymanie.
No, to już mówiłe… Aaaa nie, mówiłeś o sprzątaniu terenu basenu, a teraz jeszcze o sprzątaniu basenu… Czy ja tu widze co najmniej kilka etatów? Podsumujmy:
Kentin ma dbać o rośliny, sprzątać
teren basenu, być na każde skinienie klientów, żeby im pokazywać drogę
do toalety, przynosić ręczniki i spełniać ich zachcianki, a jak już
basen będzie zamknięty - co w takich hotelach oznacza jednak głęboką
noc, a przynajmniej późny wieczór - to jeszcze sprzątać basen, dbać o
wodę i takie tam. I NAWET NIE MOŻE MIESZKAĆ W TYM HOTELU. Ale może sobie
wybrać miejsce parkingowe.
(Zmrużyłam oczy. Mam wrażenie, że część pracy Kentina będzie polegała na korzystaniu ze słońca.)
Tylko tyle z tego wyciągnęłaś dziewczyno? Typ dostał właśnie zakres zadań dla kilku osób, okraszony uroczo januszowskim “koledzy ci wszystko rano wytłumaczą” na zakończenie, a ty widzisz tylko to, że będzie korzystał ze słońca? Serio?
A teraz pora na obowiązki Su! Trzymajcie się!
Jeśli chodzi o ciebie, [Su], jeśli się zgodzisz, dołączysz do naszego wieloosobowego zespołu w środku!
Chodzi o wykonywanie różnych zadań w hotelu, w zależności od potrzeb.
Ogólnie rzecz biorąc, będziesz pomagała w kuchni, przy serwisie...
I możesz zostać wezwana do pomocy pokojówkom, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Ponownie, twój lider zespołu przekaże ci wszystkie szczegóły jutro rano przed rozpoczęciem zmiany!
No, czyli Su będzie pomocą kuchenną - będzie obierać marchewki, siedzieć na zmywaku, a przy tym jeszcze sprzątać kuchnię, kelnerować i robić service room. Też widze tu co najmniej kilka etatów!
Doskonale! Macie jakieś pytania?
Ja mam! Ja! czemu napisaliście, że to praca na pół etatu, skoro to praca na cztery etaty w porywach do pięciu? Su ma jednak inne pytania, bo nigdy nie możemy grać do tej samej bramki :<
A. Wolałabym zajmować się basenem.
B. Nie, dla mnie wszystko jest jasne!
C. Nie moglibyśmy być razem na tym samym stanowisku?
Mogłabym więc poprosić o zwiększenie zakresu obowiązków (bo ten janusz biznesu prędzej by rzucił “okej, to jeszcze do tego sprzątasz basen!” niż zmienił zakres obowiązków), zgodzić się potulnie na rolę niewolnika albo wejść w tryb zazdrosnej dziewczyny. Gdy rozmyślam nad tym, jak bardzo każda odpowiedź jest zła, nasuwa mi się jeszcze jedno pytanie: Dlaczego nie określili stanowiska i szczegółów związanych z zatrudnieniem przed przyjazdem? Nie podpisywali żadnej umo… Okej, nagle zyskałam całkowitą pewność, że nie było żadnej umowy. I w straceńczym nastroju wybieram bramkę numer 3. Na co Darmojanusz reaguje adekwatnie:
Przykro mi, zdecydowanie potrzebuję jednej osoby przy basenie, ale nie dwóch.
Potrzebujesz też inspekcji pracy, typie.
Jeśli kiedykolwiek dojdzie do zmian w już istniejącej ekipie, pomyślę o tobie.
A MÓGŁ ZABIĆ.
Kentin ma pytanie! Czy spyta się o umowę i wynagrodzenie? Oczywiście, że nie! W równie straceńczy sposób dąży do zwiększenia zakresu obowiązków, pytając, czy mają jakieś usługi dla zwierząt.
Gdyby można było nie zostawiać ich w furgonetce w godzinach pracy…
A, okej, czyli nie chce świadczyć kolejnych usług, pyta się w kontekście swoich zwierząt. Ale zauważcie proszę, że typ rozważa zostawianie ich na całe dnie zamkniętych w wehikule tajemnic, gdy oni będą tyrać łącznie na ośmiu etatach! Wzorowy opiekun! Darmojanusz (wiem, że typ ma na imię Darma, ale będzie Darmojanuszem, zasłużył) mówi, że no jest buda, mogą siedzieć. Ponownie: A MÓGŁ ZABIĆ. Kentin dziękuje, na co otrzymujemy to:
Nie dziękuj, chociaż tyle mogę zrobić!
No, bo martwe psy podśmiardujące pod hotelem, zamknięte w upale w furgonie, nie byłyby najlepszą reklamą. Ale patrzcie Darmojanusz stawia się w roli wybawcy, podczas gdy mógłby zrobić o wiele, wiele więcej. Umie w PR, skubany. Pożegnania, przypomnienia, że zaczynają pracę o ósmej, Darmojanusz odchodzi.
Kentin: Cóż... Jest sympatyczny!
Su: To mało powiedziane! I jest w niezłej formie!
Kentin: Osobiście, wolę to.
Su: Ach tak, tak, ja też, z pewnością…
…Co? Znaczy, serio… Co? O co chodzi w tym dialogu?
Ja nie wiem, wy jak wiecie to powiedzcie, ale Kentin najwyraźniej też nie wie, bo zmienia temat. Su nie chce zwiedzać, chce wracać do vana bo w najbliższych dniach ponoć nie zabraknie czasu na zwiedzanie. Uwierz, Su, zabraknie nawet na to, by iść do toalety.
W pół godziny ogarniają samochód, okazuje się, że koczują już w nim od ponad roku wspólnie.
(Nie zdawałam sobie sprawy, dopóki nie zamieszkałam z nim, że Kentin w rzeczywistości miał bardzo wyraźne pojęcie o tym, gdzie miał leżeć każdy z jego drobiazgów, każde z jego zdjęć.)
Bo macie maksymalnie dziesięć metrów kwadratowych do podziału na dwie osoby i trzy psy! Albo macie porządek, albo pogrążacie się w szaleństwie!
(To pewnie pozostałości po szkole wojskowej: wszystko musi mieć swoje miejsce.)
NIE! To naleciałości po życiu w furgonetce w pięć istot!
(Ale oczywiście mogę uczestniczyć w dekorowaniu i wybierać miejsca pewnych rzeczy.)
Ale tylko trochę, bo jeszcze poczułabyś się za bardzo swobodnie, więc trzeba ci od ponad roku przypominać, że jesteś tylko gościem, który musi pytać o wszystko gospodarza?
No dobra, teraz trochę skipnę. Kentin ścieli łóżko, Su uczy Muffina sztuczek, zbieram ochrzan od Kentina, że daję smaczki też innym psom, bo typ najwyraźniej nie wie, że nagradzanie tylko jednego psa to prosta droga do zbudowania niechęci w psim stadzie, po czym idziemy spać. Rano Ken budzi Su, Su marudzi, że jaka praca, ona to by jeszcze na godzinę albo dwie walnęła w kimę. Kentin za to tryska entuzjazmem przed pierwszym dniem pracy.
Myju-myju i do pracy, a przy okazji jeszcze Su obsesyjnie sprawdza, czy Kentin nie zaglądał do SZUFLADY Z BIELIZNĄ, gdzie coś schowala. Nie, z pewnością nie zaglądał, prawdziwi mężczyźni nie potrzebują szuflady z bielizną, bo jej nie używają.
Su przez cały ranek robi desery i przystawki, a potem idzie zanieść przekąski pracownikom na zewnątrz, czyli Kentinowi. Od razu zauważa, że wszyscy mają stroje, ale nie Kentin i ma takie AHA! WIĘC O TO CHODZIŁO KIEROWNIKOWI! I już myślę, że “jezusiemaryjokyrjeelejson, Kentin nago pracuje!” Ale nie, nie pracuje nago, ma swoje zwyczajowe ciuchy, czyli tiszert i kamizelkę typu bomber od wuja Mirasa.
Pytamy się jak w pracy, mówi, że super i już posprzątał basen, a teraz usługuje klientom.
Klienci... To przede wszystkim klientki, prawda?
Super, cieszę się, że ci się podoba!
Co ty na to, żebyśmy odpuścili posiłek i znaleźli sobie jakiś ustronny kąt...?
Dobra, tym razem nie będę emulować ani toksycznej dziewczyny ani glonojada z chcicą zamiast mózgu. Idziemy w bramkę numer 2.
Po krótkim pitu-pitu o tym, że Su mogłaby zatrzymać swój uniform wink-wink (nie dostałam żadnego nowego ciucha, jakby co, więc to taki wymyślony uniform), wracamy do kuchni, gdzie już przestaje być sielankowo i robi się Hell’s Kitchen.
(Nie bez trudu, udało mi się zneutralizować wszystkie pasożytnicze myśli i wydajnie pracować.)
Ponownie, po prostu chciałam wam pokazać to zdanie. Dalej!
O, do kuchni wbija z buta (dosłownie, drzwi otwierają się z hukiem, a Su podskakuje) Darmojanusz na inspekcję! W nagrodę za dobre zachowanie pozwala nam wziąć resztki jedzenia z kuchni i nawet podzielić się z Kentinem.
Od słowa do słowa Darmojanusz powiedział, że pokaże nam miejsce na piknik (Darmojanusz zaczyna mnie przerażać swoim osaczaniem!), idziemy z resztkami jedzenia do Kentina, który patrzy “łakomo” na koszyk z żarciem. Tak, łakomo.
I okej, z tymi resztkami jedzenia to czuję się zobowiązana zrobić ten dopisek. Ja wiem, że w takich miejscach zostaje dużo jedzenia i to częsta praktyka, że personel zabiera, żeby się nie zmarnowało, jeśli szef nie lubi wywalać żarcia. No ale to on użył określenia “resztki jedzenia”. Idę za tym!
Szefo pakuje nas wszystkich do jeepa i wypytuje o pasję, bo on jako zgrzybiały starzec lat na oko czterdzieści żadnych pasji w życiu już nie ma. Su mówi, że ma plany otworzenia galerii i teraz farmazonią, że mogliby dzieła artystów Yael (bo Su i Yael są w ciągłym kontakcie z jakiegoś powodu) wystawiać w hotelu Darmojanusza w Indonezji. Ma to sens!
A teraz zadzwonił telefon i Darmojanusz porzuca nas w lesie, nawet nie w miejscu docelowym, po prostu w lesie, tam gdzie nas złapał jego telefon, bo natychmiast musi wracać. I jeszcze zachęca do samodzielnego odkrywania lasu. To aż się prosi o bardziej mroczną fabułę!
Być może tak będzie jeszcze lepiej! Prawdziwa przygoda!
Dodaje na zakończenie Darmojanusz. Oczywiście, że to będzie prawdziwa przygoda! Zwłaszcza jak się zgubią! Bo chciałeś im pokazać tajemne miejsce dla lokalsów i porzucasz ich właśnie w losowym miejscu w lesie! I nawet nie jechali za tobą swoim vanem, żeby mieć jakby co swoje rzeczy, sprzęt i miejsce do spania, bo zapakowałeś ich do jeepa!
Zaufajcie mi, nie zawiedziecie się! Ach, zazdroszczę wam!
A to brzmi już cokolwiek ironicznie. Jesteś podejrzany, Darmojanuszu!
Obiecuje jeszcze, że po nas wróci i ostrzega, żeby nie schodzić ze ścieżki. Czyżby to była yellow brick road? Przekonamy się!
W tej dżungli szybko można się zgubić!
Dziękujemy, Darmojanuszu za tę garść bezcennych informacji. A możemy wrócić razem z tobą? Zjemy przy vanie.
Kentin: Proszę się o nas nie martwić, jesteśmy przyzwyczajeni.
DO CZEGO?! Do gubienia się w indonezyjskiej dżungli?!
A teraz ta banda o wątpliwym iq cieszy się, że zostali sami. Bo ja, ty, psy bez smyczy i przygoda w dżungli. Sielanka!
Kentin: Gdzie idziemy?
Su: Darmojanusz powiedział, żeby trzymać się ścieżki
Kentin: A ty, [Su], oczywiście zawsze robisz tak, jak ci powiedziano!
Kentin i Su: (Zaśmialiśmy się, rozglądając się dookoła.)
Ja: Okej, Google, jakie zwierzęta żyją w Indonezji?
Asystent Google: orangutany, nosorożce i słonie sumatrzańskie, krokodyle, tygrysy, niedźwiedzie malajskie oraz gibbony
(a zwróćcie uwagę, że na pewno są też jakieś jadowite pająki i inne węże!)
Su i Kentin: (Poszliśmy w głąb lasu, podziwiając krajobraz prawie w kompletnej ciszy.)
I wszystko jasne! Okej, jeden pies jest na smyczy, jeden ma statystycznie większą szansę przeżycia.
Joker coś usłyszał, Suśka nagle sobie uświadomiła, że nie jest w parku pod szkołą i mogą tu żyć groźne zwierzęta, ale Kentin ma wywalone i idzie poszukać ładnego widoku. Psy zaczynają freakować i trzymać się coraz bliżej właścicieli. Nawet osoby, które nigdy nie miały psa powinny się domyślić, że to sygnał do odwrotu. Ale nasi bohaterowie dzielnie idą dalej! I oczywiście zeszli ze ścieżki, no bo przecież nikt nie będzie im mówił jak mają żyć. Teraz Kentin odwraca się z kpiącym uśmiechem i zagaduje:
Powiedz, z ciekawości... Wiesz jak stąd wrócić do hotelu?
Su się obrusza, że oczywiście, jakżeby inaczej, jeszcze jak! Po czym tłumaczy:
Wystarczy podążać za szumem strumyka, a potem wrócić na ścieżkę.
O, poszli za psem i znaleźli padlinę
(To nie było zbyt romantyczne…)
Ja się nawet nie dziwię, że właśnie to ją w tej chwili najbardziej zajmuje.
No
i coś wydaje głośne dźwięki zza krzaków, psy się kulą i boją (Muffin),
obnażają kły i szykują do ataku (Siska i Joker), Su uwiesza się na
Kentinie.
Okazuje się, że to wrzeszczą na nich małpy, co ich
odpręża. Nie wiem czemu. Małpy są terytorialne i niebezpieczne. A te są
też całkiem dzikie, nie są z jakiegoś rezerwatu dla turystów. Poza tym
to nie małpy zostawiły padlinę, umówmy się. No ale nasze dwie ameby się
nie cofają. Idą dalej w dżunglę, bo czemu, prawda, nie.
W końcu
się zatrzymują, bo mapa im się kończy. Znaczy, dochodzą do klifu, gdzie
Kentin zachwyca się widokiem i marudzi, że głodny. No i teraz wszystkie
trzy psy gnają do dżungli na złamanie karku. Tak, trzy, bo Su przerasta
nawet utrzymanie na smyczy psa, który na oko waży pięć kilo. Brawo!
Pędzą
za nimi na złamanie karku aż wpadają do jakiejś jaskini. Niestety, nic
ich nie zjada. Znajdują tam porzuconego, wycieńczonego pieska i go
ratują. Happy end, wracają do vana, tam już czeka weterynarz,
profesjonalna akcja. W końcu Kentin idzie sprawdzić co z psami
wszystkimi, a Su otwiera szufladę z bielizną, gdzie czeka skitrany
pieczołowicie… Pierścionek.
(Otworzyłam pudełeczko, aby popatrzeć na pierścionek. Tak bardzo miałam ochotę mu go podarować...)
I no… fajnie, nie powiem nic na temat konceptu tego, że to ona chce się najwyraźniej oświadczyć jemu. Powiem coś innego. Skoro chciała to zrobić na klifie, to powinna mieć pierścionek przy sobie, nie? A najwyraźniej miała w bieliźniarce.
Hehe, a teraz klasyk
Zjedliśmy kolację rozmawiając o wszystkim i o niczym
Klasyk!
Następnego dnia Kentin idzie sprawdzić jak się miewa znaleziony piesek u weta i dostaje go do domu. Znaczy, do vana. I teraz on musi się nim opiekować. Mija kilka dni ostrego zasuwania w pracy i przy opiece nad czwórką psów, w tym jednym chorym I mamy kolejny wybór!
(Starałam się jak najczęściej rozmawiać trochę z Darmą.)
(Gdy tylko miałam przerwę, biegłam do budy, aby sprawdzić, czy piesek miał się dobrze.)
(Często korzystałam też z porannej przerwy, aby przyglądać się Kentinowi w pracy...)
Oczywiście, że idziemy do pieska. Nie wiem czemu miałabym rozmawiać z Darmojanuszem albo stalkować Kentina. No naprawdę, Słodkli Flircie.
Okazuje się, że to jednak zły wybór w pewnym sensie. Bo za chwilę się dowiadujemy, że Kentin i Su karmili psa, opiekowali się nim, pielęgnowali go i spędzali z nim każdą wolną chwilę przez kolejne trzy tygodnie, ale nigdy nie planowali go zatrzymać. Mało tego. Przez trzy tygodnie nie znaleźli nawet chwili, by porozmawiać “co dalej” i nie mają pojęcia, co z nim zrobić, czas odjeżdżać, a pies zostaje sam, ponownie bezdomny i bezpański. Na szczęscie Darmojanusz okazuje się tym deus ex machina, który przygarnie zwierzaka i pozbawi te dwie ameby problemu. Ale, hehe, nic za darmo. Wracać do pracy, moi europejscy niewolnicy, mamy “niefortunny problem z teminarzem”

I mają nasze gołąbki posprzątać apartament małżeński. I ja chyba byłam zbyt hojna z tymi dziesięcioma metrami kwadratowymi, bo sypialnia jest o wiele większa od ich vana i zmieściłyby się w niej co najmniej dwa. I tu chyba mamy wstęp do seksów, bo możemy zacząć od ścierania kurzy albo od “czegoś innego”. I no, brzmi to niesamowicie romantycznie. Seks w pomieszczeniu, które trzeba posprzątać, do którego w każdej chwili może ktoś wejść. Nie mówiąc o tym, że dołożyliby sobie tylko roboty, by, ekhem… zatrzeć ślady swojej… obecności. Wycieramy kurze!
I idziemy na spacer, otwartym tekstem pada, że Su zamierza się facetowi oświadczyć na tym samym klifie, do którego droga wiodła przez padlinę. Romantycznie!
Przybywamy na miejsce, Kentin mówi, że wziął koc i żeby usiąść, Su nie chce siadać, bo chce klęknąć przy oświadczynach i bełkocze coś bez sensu. Sama to zauważa, więc tym razem to nie moje słowa.
No i w końcu Su klęka, wyciąga pierścionek, oświadcza się drżącym głosem, Kentin oświadczyny przyjmuje. Coś tam marudzi, że to on chciał się oświadczyć, ale oj tam, oj tam, koniec odcinka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz