środa, 5 stycznia 2022

[LL] Odcinek 16/ślubny

Życie jest jednak pełne niespodzianek; byłam pewna, że oficjalnie zakończyłam moją przygodę z Love Life, a tu Beemoov w swej szczodrości postanowił wypuścić odcinek szesnasty:

 

Tak, wyjdę za ciebie!

Nie, nie o to chodzi w tytule tego odcinka; „I do” to formułka, którą para młoda wypowiada podczas przysięgi małżeńskiej, „wyjdę za ciebie” w naszym kręgu kulturowym i językowym używa się, aby zakomunikować zgodę na zaręczyny.

Rozpoczynamy planszą tytułową „Obrączki”; ciekawe, czy mój rozmiłowany w literaturze luby każe mi założyć na palec kopię Jedynego Pierścienia.

- Przepraszam panią, przyszła pani Zaidi, ale nie wiedziałem, jak wyrwać panią z objęć Morfeusza…
- Pani Zaidi? Możesz powtórzyć? Bo chyba podoba mi się brzmienie...

Okazuje się, że Rayan jest trochę romantykiem, a trochę feministą, bowiem natychmiast poprawia się, że zmiana nazwiska to tylko i wyłącznie decyzja narzeczonej, Suśka stwierdza, że się zastanowi (ciekawe, nad czym, skoro Beemoov przez dekadę nie dał nam opcji przypisania nazwiska do MC). Z monologu wewnętrznego Su dowiadujemy się, że od zaręczyn minęły trzy miesiące, co jak dla mnie oznacza, że rola konsultantki ślubnej przypadła w udziale Ninie, bowiem Suśka nijak nie poradziłaby sobie z tego rodzaju logistycznym wyzwaniem.

Mamy tylko wyznaczoną datę. To już za niecały miesiąc...I nie przygotowaliśmy niczego więcej.

A, czyli Nina wreszcie stanęła okoniem. Zuch dziewczyna!

Musimy znaleźć miejsce, zarezerwować catering, przygotować plan stołów...I kupić obrączki!

...Czy te dwie lebiegi zrobiły COKOLWIEK w kierunku zorganizowania imprezy, czy też Sukreta tradycyjnie liczy, że krewni i znajomi królika będą ratować jej niezaradną rzyć? Nawiasem mówiąc, nie chcę siać defetyzmu, ale powodzenia w zaklepaniu sali na weselisko na trzydzieści dni przed terminem, zwłaszcza w mieścinie liczącej trzy ulice na krzyż; czyżby Tracz w ramach prezentu dla swej prawdziwej miłości (100% na lovometrze!) obiecał pociągnąć za odpowiednie sznurki?

Okazuje się, że Rayan w skrytości ducha marzył o tym, by zgodnie z tradycją samemu ogarnąć temat obrączek (wizja Jedynego Pierścienia staje się coraz bardziej realna), toteż pozwalam mu się wyżyć artystycznie. To jednak dopiero początek przygotowań, musimy bowiem ustalić, kto przyniesie obrączki do ołtarza i...tak! Jedną z opcji jest Thia! Dziękuję, Słodki Flircie!

Wyciągamy narzeczonego na spacer do parku, a konkretnie – do altany, którą proponujemy jako miejsce zawiązania małżeńskiego węzła. Assety są całkiem ładne, cóż jednak z tego, skoro Zaidi marudzi, że wolałby plażę. Niezbyt podoba mi się ten pomysł – plaża znajduje się zbyt blisko hacjendy Rozy – ale ostatecznie godzę się na wymianę obrączek przy szumie fal.

Iiii...to koniec pierwszej części. Nie powiem, szybko poszło. Nawiasem mówiąc, te plansze pojawiają się tu co pięć minut i nie bardzo rozumiem, jaki w ogóle był sens ich wprowadzenia; przecież widzę, o czym w danej chwili dyskutują bohaterowie.


Akt drugi rozpoczynamy spacerując z rodzicami po plaży i pokazując im, gdzie będzie San Francisco, a gdzie bank; przy okazji dziękujemy im za dołożenie się do imprezy.

No przecież to normalne, tak bardzo cieszymy się z waszego szczęścia.

Dziękuję, droga...eee...istoto z dymu i cieni. Z kim mam przyjemność?

Dziękujemy, mamo.


O rety, to matka Zaidiego!...która nie doczekała się nawet własnej facjaty.

To w sumie zabawne, jak dalece w odwłoku Beemoov ma Love Life i jak nawet nie stara się tego ukryć. To jest wielki finał serii – coś, na co fani w założeniu czekali od lat (pomińmy milczeniem fakt, że doczłapie się do niego tylko ten marny procent szczęśliwców, którzy zdołali do tej pory zakończyć LL). To powinien być odcinek wypolerowany na błysk, pożegnalny prezent od firmy. Tymczasem Beemoovowi nie chciało się nawet narysować assetów rodziców LI – a przypomnę tylko, że w liceum jakoś dało się namalować rodziny Li czy Klementyny. I większość z tych postaci nie pojawiła się ponownie w fabule!

Zaidi, jak to Zaidi, zalewa towarzystwo swoimi przemyśleniami w związku z logistyką przedsięwzięcia, aż Su musi mu dyskretnie zwrócić uwagę, że jego mama (która, nawiasem mówiąc, ma na imię Fathia) nieśmiało próbuje przebić się przez słowotok syna (biedna kobieta, tak musiało wyglądać dobre dwadzieścia lat ich wspólnego życia). Okazuje się, że jedną z rzeczy, które pani Zaidi z pewnością NIE przekazała w genach potomstwu jest trzeźwy osąd sytuacji, bowiem zwraca ona uwagę, że pochodnie, które planował dla ozdoby poustawiać jej potomek przy nadmorskim wietrze mogłyby doprowadzić co najwyżej do historycznej rekonstrukcji Wielkiego Pożaru Rzymu. Su i Rayan dziękują kobiecie za bycie jedyną praktycznie myślącą osobą w tym zgromadzeniu i szybko wprowadzają poprawki do planu.

I jest przyzwyczajony do tego, że kiedy mówi w sali wykładowej, nikt mu nie przerywa. Ale to normalne, przy tych wszystkich jego dyplomach.

Och, droga Fathio, obawiam się, że to właśnie tego rodzaju pobłażanie doprowadziło do katastrofy...

(...) pozwoliłam, aby nabrał złych przyzwyczajeń.

...ale duży plus za obiektywizm. Okazuje się, że po śmierci papy Zaidiego Rayan przejął stery w domu:

Więc to normalne, że ma w zwyczaju sam wszystko organizować, nie biorąc pod uwagę mojego zdania. To moja wina.

No...niezupełnie. Zaidi nie olał sugestii matki, wręcz przeciwnie, gdy wypunktowała słabe punkty planu, natychmiast go zrewidował; jego problemem nie jest bezkompromisowość, tylko logorea.

Suśka popiera moje stanowisko, tłumacząc, że Zaidi to dziwne stworzenie, ale bardzo ceni swoją rodzicielkę, ta rozpływa się, jaką to wspaniałą partią jest nasza MC:

Pamiętam, że na początku był skrępowany. Nie miał odwagi powiedzieć mi, że zakochał się w jednej ze swoich uczennic. Mnie, jego matce, która nigdy nie życzyła mu niczego innego, jak szczęścia, którego zaznałam z jego ojcem.

Swoją drogą, ciekawe, czy Zaidi podzielił się z mamusią przebiegiem Zaidigate; to mogłoby rzucić pewne światło na to, dlaczego tego rodzaju związek oznacza konieczność omijania życiowych min.


Przeskakujemy do spotkania z człowiekiem od cateringu; otrzymujemy wybór przystawek, dań oraz sposobu ich podania, będący zapewne sprytną próbą pozbawienia ilustracji tych graczy, którzy w swej naiwności chcieliby urządzić ślub w zgodzie z WŁASNYM gustem. Ale prawdziwa zabawa rozpoczyna się, kiedy przechodzimy do deserów:

Zna pani mojego najbardziej uzdolnionego artystę [Hyuna]? Niesłychane. Jaki ten świat jest mały! Tak, to właśnie on przygotuje wasz tort.

OHOHOHOHO. Sukreto, szykuj się mentalnie na ten bal, którym będzie w pierwszej kolejności brokatowy tort na quinceañerę, a następnie – atak histerii Hyuna, który rzuci ci w twarz, że to twoja wina, iż omyłkowo przywiózł ciasto zamówione na imprezę odbywającą się za trzy tygodnie w zupełnie innej części kraju.

Ale ma kilka talentów, więc będziecie musieli mi powiedzieć...Wybieramy tort w stylu amerykańskim? Z ilustracją lub napisem? Czy też tradycyjny tort piętrowy?

Co za różnica? I tak nie dostaniemy go na czas.

Ostatecznie decyduję się na tort piętrowy; istnieje mniejsza szansa, że Hyun zepsuje mi wesele przywożąc ciasto z wizerunkiem Elsy i napisem „Piąte urodziny Emmy”.

Jedzenie zaklepane, czas zatem suknię panny młodej. ...O nie. Suknia ślubna to ubranie, a w takim układzie...

Zastanawiam się jakie modele przygotowała dla mnie Roza...

Ja wiem, że w tej dziurze Leo jest monopolistą na rynku, ale Sukreto, czy jesteś pewna, że chcesz oddać decyzję tej wagi w ręce Rozalii?...A skoro o oddawaniu mowa, skoro Roza „uparła się”, żeby zająć się naszą kiecką, to na pewno nie zedrze z nas kolejnego miliona goldów, prawda?...Prawda?

Przewidziała nawet prywatną sesję przymiarkową, niczym w jakimś serialu.

...Nie, to normalna procedura. Jak rany, nic dziwnego, że Rozalia zbudowała sobie na naszych zaskórniakach willę na plaży; o co zakład, że ta biedna naiwniaczka płaci ekstra za „przywilej” noszenia na sobie szkaradnych projektów tej pary?

W chwili, gdy z tobą rozmawiam, mój garnitur jest właśnie szyty. I muszę przyznać, że jestem z niego bardzo zadowolony.

* otwiera usta * *zamyka usta * Cóż, grunt, to czuć się dobrze we własnej skórze...Ejże, moment: ktoś szyje Rayanowi gajer i to najwyraźniej NIE jest Leo (gra z pewnością by o tym wspomniała). Dlaczego mój luby ma wybór w tej kwestii, a ja nie?!

Chcąc nie chcąc udaję się na przymiarkę; w butiku czekają na mnie Chani, Yael i Priya z którą, że tak tylko przypomnę, od czasów Zaidigate mam -70 na lovo.

Jesteście stworzeni dla siebie. Zbrodnią byłoby próbować to zmienić.

To ciekawe, bo podczas naszej ostatniej sprzeczki twierdziłaś, że jestem zaślepioną naiwniaczką zapatrzoną w męską szumowinę. Gra, w której liczą się twoje wybory!
I nie, nie odpuszczę; Beemoov od lat wyciąga od graczy kasę przy okazji byle eventu, oferując w zamian jakość na ujemnym poziomie. Jaki jest w ogóle sens tworzenia dating simów, w których decyzje gracza nie mają właściwie żadnych długofalowych konsekwencji?

Swoją drogą, na pokładzie znajduje się Priya, ale nie ma Dramy Llamy, choć nawet Su zauważa, że miłośnik mody pierwszy powinien pobiec na przymiarkę:

Zrobił to wbrew sobie, ale na razie wolał zostawić nas w damskim towarzystwie.

Moja teoria jest taka, że nawet Beemoov, który zazwyczaj pozostaje głuchy na feedback graczy zauważył, jak dalece antypatyczną postacią stał się w tej odsłonie Alexy i rozsądnie postanowił usunąć go ze sceny, mniejsza o to, jak nielogiczna jest ta decyzja w kontekście samej rozgrywki.

Suśka rozpływa się, jak to przygotowania do ślubu zacieśniają jej więzy z ukochanym:

Akurat po to nie musisz brać ślubu. Możesz zrobić dziecko. Zapewniam cię, że to równie odkrywcze.

Albowiem traktowanie dziecka jako gadżetu służącego do dopełnienia cukierkowej wizji idealnego związku to wspaniała podstawa do rodzicielstwa. Jakie jeszcze złote sentencje ma dla mnie pani psycholog?

Naprawdę, Leo już tyle razy udowadniał mi swoje zaangażowanie... Dlaczego mielibyśmy podpisać jakiś papier, żeby to udowodnić? Nie czuję takiej potrzeby.

W pełni popieram teorię Shield, głoszącą, iż Rozalia w głębi duszy zwija się z wściekłości, że jej marionetka nadal się nie oświadczyła i omija ją cały ten splendor związany z byciem panną młodą i bohaterką dnia, więc kwaśne winogrona. O co zakład, że gdyby tylko arm candy Rozy wyciągnęło pierścionek z diamentem, natychmiast otrzymalibyśmy skrzyżowanie Bridezilli z My Sweet Sixteen?

Przechodzimy do właściwych przymiarek i wygląda na to, że powinnam zagrać w totka, bowiem z sześciu projektów udało mi się wstrzelić w ten, który najbardziej trafia w moje gusta, a jednocześnie zaprowadzi mnie do ilustracji. Suśka omdlewa z zachwytu, gdy Leo zdejmuje z niej miarę do poprawek (serio, niech ktoś uświadomi tę niebogę, że to jest standardowa usługa), po czym przechodzimy kwestii świadków; do wyboru mam Aleksego (NO CHYBA JEDNAK NIE), Ninę (biorę moją służącą, coś jej się od życia należy za te milion odcinków harowania na cztery etaty) plus którąś z obecnych pań i oczywiście, że będzie to Chani.

Skoro rozliczne wybory za nami, wybywamy na relaks do Snake Roomu, gdzie wychodzi na jaw, że scenarzyści nie położyli tak do końca kreski na Aleksym:

Pamiętam, jak zaczęliśmy naukę w Słodkim Amorisie...Jako pierwsza mnie przygarnęłaś.

Też to pamiętam; dałeś mi w prezencie sukienkę, a dziesięć lat później nie dołożyłeś złamanego golda do mojego tonącego biznesu.

Posiadówę przy drinkach przerywa nagły telefon od Niny, która każe nam co tchu biec do Cosy Bear, bo ktoś zwinął obraz Chani. To jest ten moment, w którym Suśka powinna zorientować się, że    to wszystko pic na wodę – jedyną osobą, która naprawdę lubi obrazy Chani jest dziekan – ale w głowie bohaterki nie zaświtało żadne podejrzenie, leci więc do kawiarni tylko po to, by przekonać się, iż był to fortel mający na celu wywiezienie jej na wieczór panieński (dlaczego limuzyna która podjechała pod CB nie mogła od razu zaparkować pod klubem, wiedzą tylko twórcy tego odcinka). W tym momencie okazuje się, że grafik Andrzej i scenarzysta Zenon najwyraźniej odmówili robienia nadgodzin, toteż cały wypad ogranicza się do czarnego tła i kilkuzdaniowego podsumowania, że dziewczyny wybrały się najpierw na występ chippendalesów, później do wesołego miasteczka, a na koniec w góry (Alexy w międzyczasie rozpłynął się we mgle).

Następnego dnia omawiamy z WSem postępy w przygotowaniach ślubnych; okazuje się, że Zaidi wybrał na świadka Culanna i jeśli ktokolwiek potrzebował dowodu, że Beemoov nie pamięta własnego kanonu, to nie musi szukać dalej, bowiem zgodnie z Uni BFFem naszego lubego jest Leo.

No i mojego wuja. Był dla mnie zawsze… niczym ojciec.

Wujek Zdziś będzie na ślubie?! Witamy, witamy! Mam nadzieję, że wszystkie zwierzęta na farmie mają się dobrze.

Pozostała jeszcze kwestia atrakcji dla gości; wybieram rzucanie do celu, choć dalibóg, naprawdę nie wiem, dlaczego Rayan miałby chcieć czegoś podobnego na swoim ślubie...

Czy wiedziałaś, że w XVI wieku używano do tej gry noże i klucze?

...A, no chyba że tak.

Okazuje się, że kwestię muzyki załatwi nam przyjaźń z gwiazdorem (Kastiel robiący za naszą dobrą wróżkę w LL to chyba jakaś forma karmy za bucerę w ogólniaku):

- Moi studenci umarliby z zazdrości, gdyby dowiedzieli się, że zagrają prywatny koncert na naszym ślubie.
- Och, jestem pewna, że twoje studentki tak czy inaczej oszaleją z zazdrości...Ale nauczę się z tym żyć!

Słodki Flircie...to...jest BARDZO kiepski żart w kontekście tego, jak wyglądał wątek Zaidiego w Love Life.

Kas najwyraźniej odczuwa naprawdę potężnego moralniaka w związku z tymi wszystkimi komentarzami o naszym braku biustu, bo zaoferował się zagrać na rozpoczęcie uroczystości dowolny wybrany przez nas cover:

"I can’t help falling in love with you" Elvisa Presleya. Według mnie to najlepszy z możliwych tekstów na tę okoliczność!

…Król rock'n'rolla? Właściciel Gracelandu? Rayanie, dobrze się czujesz?

Zaraz...Elvis...ten ślubny garnitur...


Kto by pomyślał, że ze wszystkich możliwych inspiracji Zaidi pójdzie w TĘ stronę?

Pozostał ostatni punkt naszej listy marzeń: podróż poślubna. Ktoś mógłby nieśmiało zapytać, skąd bezrobotna ofiara skandalu i dziewczyna, którą od zlicytowania biznesu uratowała jałmużna przyjaciół mają środki na cokolwiek poza wyprawą do ZOO; okazuje się jednak, że Suśka z lubym zarządzili, by zamiast prezentu w postaci zestawu garnków i przywiędłego bukietu róż ofiarować im dużo mamony, dzięki której miesiąc miodowy spędzą na zwiedzaniu hiszpańskich zamków (popieram).

Nadchodzi godzina zero, Sukreta wdziewa ślubną kieckę:

(Osoba, którą Leo zatrudnił do poprawek to prawdziwy artysta)

O lol, to marionetka Rozalii nawet tego nie ogarnęła we własnym zakresie?

Seksowny Taton wspomina, że początkowo miał pewne obiekcje co do naszego związku:

Kurczę! Mężczyzna, którego poznałem za młodu i który jest od ciebie o dziesięć lat starszy...


Wiecie co? Chciałabym zagrać w Uni tylko dla tego jednego odcinka, to może być fabularne złoto.

Ale z biegiem czasu okazało się, że zyskałem zarówno idealnego zięcia, jak i przyjaciela. I pal licho konwencje.

Cóż za porozumienie dusz! Rayanie, jesteś pewien, że poślubiasz właściwego członka familii?

Docieramy na plażę; na plus – nigdzie nie widać domu zbudowanego na naszej krzywdzie, na minus – dekoracje wyglądają trochę jak z katalogu Barbie. O, proszę, jest i dodatek specjalny – na chwilę przeskakujemy do punktu widzenia Zaidiego:

Po raz kolejny przekraczasz granice elegancji i kobiecości (…) Jak ludzie mogli w ogóle pomyśleć, że kiedykolwiek mógłbym pożądać innej kobiety, niż ty?

Nie myślałam, że kiedykolwiek to powiem, ale czy możemy wrócić do głowy Suśki?

Ten beżowy len idealnie komponuje się z jego miedzianą karnacją, wygląda doskonale.

Skoro tak twierdzisz; ja powiedziałabym raczej, że wygląda, jakby próbował usilnie zlać się w jedno z otaczającym was piaskiem (i nie, to zdecydowanie nie jest beż).

Przychodzi czas na złożenie przysięgi; Sukreta mruczy coś o chęci poznania zakończenia historii ich miłości, tymczasem Zaidi robi show, pokazowo drąc kartkę z przemówieniem:

Jak widzisz, miałem przygotowane krótkie przemówienie. Ale to było zapewne trochę napuszone.

Niemożliwe.

Było o tym, co wydaje mi się, że wiem o miłości. Zamieściłem dwa lub trzy cytaty...

Tylko? Wyrazy uznania za samodyscyplinę.

Ostatecznie kończy się na zwięzłym i całkiem ładnym tekście o wiecznym uczeniu się miłości u boku Sukrety, po czym otrzymujemy ten klejnot:

- A teraz zapraszam osobę odpowiedzialną za obrączki, aby się zbliżyła…
(Thia zerwała się z krzesła i pobiegła do ołtarza)
- Pomału, kochanie. Nigdzie nie musisz się śpieszyć.
- Mamo, pan powiedział "osoba odpowiedzialna za obrączki", a ciocia [Sukreta] powiedziała, że to ja!

Nawiasem mówiąc, mała ma w tej scenie te swoje wspaniałe, pełne pobłażania sprajty image/forum/smilies/big_smile.png Team Thia!

No dobra, dotarliśmy do końca, mam zatem bardzo poważne pytanie. Beemoov...po co było to wszystko?

Żaden – ŻADEN – z wyborów w tym odcinku nie miał najmniejszego wpływu na fabułę. Nasi świadkowie i świadkowe nie dostają innych strojów, ba, nie pojawiają się nawet na samym ślubie. Kastiel nie przygrywa nam na fujarce wybranej piosenki, nikt nie komentuje pysznych przystawek, goście nie ustawiają się w kolejce, żeby skorzystać z atrakcji. Znam gry apkowe, w których byle udekorowanie sali na przyjęcie w odcinku 5 z 25 trzytomowej historii oddziałuje na reakcje otoczenia i rozgrywkę; to jest wielki finał Słodkiego Flirtu. Naprawdę trudno uwierzyć, jak bardzo na odwal się jest zrobiony ten odcinek i serio, firmo, masz szczęście, że tyle osób przywiązało się do twoich pacynek, bo gwarantuję, że nikt nie wytrwałby tu przez tyle lat dla fabuły i systemu rozgrywki.

I tak oto kończy się Love Life; następuje wymiana obrączek i pocałunków, Zaidi i Sukreta oficjalnie stają się mężem i żoną i odchodzą w stronę zachodzącego słońca, a ja? Przekonuję się, że granie na kodach miało rację bytu, ciesząc oczy ilustracją przedstawiającą wspaniały, beżowy gajer Zaidiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz