wtorek, 18 maja 2021

[LL] Odcinek 13

Zajęło to tylko półtora miesiąca żmudnego kolekcjonowania PA, ale nareszcie mogę powrócić do świata niezaradnych pseudo-businesswomen, narzucających się mężczyzn w separacji oraz charyzmatycznych przestępców. Spójrzmy jednak na jaśniejszą stronę medalu: przynajmniej nie muszę już dłużej doliczać do tej listy wątku molestowania seksualnego.

A cóż nas czeka tym razem?
 
Odcinek rozpoczynamy Sukretą monologującą, co to sama nie wie, czy przyznać się swojemu WSowi do dwuznacznej rozmowy z Erykiem. Ponieważ pan glina mnie mierzi, nie mam w tej kwestii specjalnych wątpliwości i zamierzam radośnie wyśpiewać wszystko Zaidiemu, choć dalibóg, w zasadzie nie wiem, co by to miało zmienić – pojedynki są w dzisiejszych czasach nielegalne, a jedynym orężem, jakim dysponuje mój luby, są księgi z aforyzmami. Może w ramach obrony czci ukochanej postanowi zaatakować natręta logoreą?

Niestety, Rayan zajęty jest rozmową z dziekanem, toteż Su odkłada swe wyznania na później i leci do kawiarni. Tam telefonicznie umawia się z Yael na rendez-vous wieczorem, po czym...o nie...spotyka się z Dambi. Okazuje się, że Dambi martwi się o swoje rozchwiane emocjonalnie rodzeństwo:

Przecież to do niego niepodobne, aby pomylić zamówienia. Jest taki dokładny...

Taki dokładny, że nie potrafi zapamiętać całych dwóch adresów.

Dambi kłopocze się jednak nie tylko nagłą transformacją brata w Lysandra bis, ale także jego wybuchami agresji. Dziewczyna nie wie, co robić: z jednej strony chciałaby pogadać z Hyunem, z drugiej – boi się, że jeżeli zagra w otwarte karty, to ten ją spławi. Ponieważ jadę na kodach, radośnie doradzam jej, żeby trzymała buzię na kłódkę, jednocześnie trzymając kciuki za rozwalenie Kawaii Cakes i tym samym doprowadzenia najśmieszniejszego arcu LL do całkowitej ruiny.
Nina radzi koleżance, żeby pogadała o wszystkim z rodzicami, ta odpowiada, że nie chce im dokładać dodatkowych stresów, bo i tak martwią się o nią i o Iseul:

Cóż, powiedzmy, że zajęcia jogi są z pewnością bardzo dobre dla giętkości i harmonii, ale portfel też zachowuje linię, jeśli rozumiesz, co mam na myśli. Ma problemy finansowe. Trzeba również powiedzieć, że... jest zbyt miła. Połowa jej klientów to jej koleżanki, od których nie pobiera opłaty...

image/forum/smilies/big_smile.png image/forum/smilies/big_smile.png image/forum/smilies/big_smile.png Ta rodzina składa się z samych tuzów biznesu, co jedno, to większy brylant. Podsumujmy: typ, który nie potrafi dowieźć babeczek pod właściwy adres, mentalne dziecko, którego wizja przyszłości zamyka się w ogólnikowym „będę grać w grę” i trenerka nie biorąca kasy od klientów.

W skrócie: nie będziemy zamęczać rodziców naszymi problemami. I tak wciąż się obwiniają, że nie potrafili prawidłowo zarządzać restauracją...

A, czyli to taka sztafeta pokoleniowa. Strach pomyśleć, czym w przyszłości będzie zajmować się progenitura Hyuna.

Dziś jest już lepiej, ale jeżeli powiem im o Hyunie, pomyślą, że jesteśmy przeklęci albo coś podobnego.

Ha! A nie mówiłam?

Dambi chwali się jeszcze, że dzięki temu, że zawaliła pracę w Cosy Bear dostała się do finałów jakiegoś turnieju; Suśka oferuje jej niepewne gratulacje, bo i co innego jej pozostało, po czym była kelnerka zmywa się ze sceny.

Dzień sobie płynie bez niespodzianek:

Oprócz nieobecności Eryka. To pierwszy raz w ciągu trzech lat, gdy się nie pojawił.

I dobrze, glina z wozu, Suśce lżej.


Następnie udajemy się na wernisaż z Yael:

Zaufaj mi, po pięciu latach studiów artystycznych, mam niezawodny radar.

* śmiech Tracza z offu *

Dostajemy krótką historyjkę biograficzną, dzięki której dowiadujemy się, iż Yael studiowała na uczelni artystycznej, ale szybko odkryła, że nie ma talentu; pomogła jednak zdolniejszym kolegom negocjować warunki wystawiania ich prac, co dało jej szansę na odkrycie swego prawdziwego powołania. Po wszystkim koleżanka proponuje mi pójście na drinka; ponieważ PA nie rosną na drzewach, grzecznie odmawiam, jednak Yael tak czy inaczej zaciąga mnie tam siłą (#grawktórejlicząsiętwojewybory), po czym robi mi wyrzuty w związku z faktem, że doradziłam Chani, aby zerwała ich współpracę biznesową. Zgodnie z prawdą odpowiadam, że chciałam, aby nasza wiedźma posłuchała swego serca:

Właśnie! Nie mogłaś jej zachęcić, żeby inaczej wszystkiego posłuchała? Twoje zdanie bardzo wiele dla niej znaczy. Powiedziała mi to. Wystarczyło by słówko na moją korzyść...

Yael, bez obrazy, ale fakt, iż wepchnęłaś mnie w ramiona Dana wystawia nie najlepsze świadectwo twojej, ekhm, biznesowej intuicji. Chani to jedna z najlepszych postaci tego nędznego uniwersum – w imię czego miałabym ją wsadzać na podobną minę?

Suśka skończyła chyba między odcinkami jakiś korespondencyjny kurs asertywności, bowiem stanowczo odpowiada, że nie będzie manipulować funfelą po to, żeby Yael mogła podpisać kolejny korzystny dla siebie kontrakt. Ta jednak nie dąsa się przesadnie, zapewne dlatego, że chce już wcisnąć do Cosy Bear kolejnego artystę pod swoim patronatem; Sukreta nie potwierdza, nie zaprzecza, bowiem musi to omówić z Traczem (no raczej!).

Mogłabym zamówić "ciasto-obraz" u Hyuna.

Och, Yael, nie ryzykowałabym, znając Hyuna ciasto wylądowałoby u Yeleen w Londynie.

Nawiasem mówiąc, Sukreta popiera moje stanowisko, delikatnie napomykając, że większa ilość zamówień to dokładne przeciwieństwo tego, co obecnie potrzebuje nasz sklerotyk. Zafrasowana Yael postanawia pomóc swojemu dostawcy: zna kogoś, kto chętnie kupiłby jego markę.

Garmażer, którego zatrudniam do dostawy słonych przekąsek. Dobrze go znam. I widział już Hyuna w akcji. (…) Jeśli uważasz, że Hyun może być zainteresowany, mogę z nim o tym porozmawiać. Chętnie pomogę w realizacji sprzedaży...

Cóż, nie wiem, jak nasz kolega, ale ja wchodzę w to jak w dym. Istnieje spora szansa, że dzięki mnie Hyun oficjalnie skończy z najżałośniejszym wątkiem w Love Life: ma tylko babeczki, a i to koniec końców pójdzie w pizdu.

Wracamy jeszcze do kwestii bycia trans i jestem rozdarta jak ta sosna, bo z jednej strony dyskusja poprowadzona jest fajnie (Yael skonfrontowała się z rodziną; ma nadzieję, że w końcu ją zaakceptują, ale jeśli nie – nie zamierza z tego powodu dłużej pogrążać się w depresji), z drugiej -  finalny produkt wygląda jak (kolejny już) edukacyjny wtręt w ramach Woke Bingo, w których tak gustuje Beemoov. Ta firma po prostu nie potrafi naturalnie wplatać takich wątków w fabułę; to zawsze są traktaty społeczno-etyczne mające na celu przełamanie czwartej ściany i jakkolwiek zgadzam się, że edukowanie przez zabawę to świetna sprawa, to chyba jednak wolałabym, żeby zajął się tym ktoś o nieco lżejszej ręce do tworzenia scenariuszy niż Pszczoły.

Na koniec naszej rozmowy Yael chce wiedzieć, czy coś mi leży na duszy; gra ewidentnie próbuje mnie skłonić do wyznań na temat Eryka, ale ponieważ a) na mojej ścieżce naprawdę nie ma o czym gadać i b) wciąż pamiętam o tym, że kilka minut temu Słodki Flirt zignorował moje desperackie próby ocalenia PA, ostatecznie zamykam się w sobie i wracam do domu, gdzie mój luby ogląda sobie film:

To "Portier z hotelu Atlantic". Chcesz pooglądać ze mną? (…) To historia portiera, któremu próbuje się odebrać mundur, który stanowi jego dumę i...

Muszę przyznać, że jestem zdumiona; na Wikipedii w opisie tego filmu można znaleźć na przykład taką informację: „Uznawany za jeden z najwybitniejszych filmów kammerspielu”. Jakim cudem mój wybranek serca zaczął przybliżać mi fabułę w przystępny, plebejski sposób, miast swoim zwyczajem podzielić się tego rodzaju ciekawostkami? Kim jesteś i co zrobiłeś z Zaidim?


Suśka nie ma jednak ochoty na wieczór filmowy i kładzie się spać, po czym następnego ranka tupta do pracy, gdzie czeka na nią Nina z radosnymi wieściami:

Według moich statystyk, dzięki naszej promocji, ponad 50% naszych klientów przynosi swoje własne kubki.

Serio, dlaczego ta dziewczyna nadal męczy się w roli chłopa pańszczyźnianego w tej parodii kawiarni, zamiast założyć własny biznes?

Powinnyśmy porozmawiać o tym z Hyunem, żeby kupił powierzchnię reklamową online!

Lepiej nie, jeszcze zrozumie wszystko na opak i każe klienteli Cosy Bear przychodzić z własną kawą, żeby dostać darmowy kubek.

O wilku mowa:

Oto babeczki... I tym razem jestem na czas!

Gratulacje, chcesz medal z ziemniaka?

Su oznajmia Hyunowi, że wspomniała Yael o ostatnich kłopotach mistrza cukiernictwa:

Cóż... Wolałbym, żebyś nie odstraszyła jednej z moich najlepszych klientek.

Kochaneczku, znając życie sam ją odstraszysz, lada dzień przewożąc jej zamiast ciasta na wernisaż tort na quinceañerę.

Sukreta dzieli się z kolegą planem wykupienia Kawaii Cakes przez pana garmażera; możemy poprzeć lub odrzucić ten projekt i oczywiście wybieram bramkę numer jeden:

[Sukreto], mówisz poważnie!?! Przypominam ci, że Kawaii Cakes jeszcze nie umarło. Nawet jeśli razem z Yael planujecie już jego pogrzeb…

Rany koguta, primadonno, uspokój się, bo będę musiała zabrać Aleksemu jego oznakę Dramy Llamy i oficjalnie przypiąć ją na twej piersi.

Hyun zaperza się, że nie sprzeda swojego biznesu:

Zawsze byłem niezależny. Nie miałem szefa od czasów Clemence i chcę, żeby tak zostało.

...No to sobie bądź? Sprzedaj markę i zajmij się, czy ja wiem, składaniem motyli z origami, gorzej już i tak ci pójść nie może.

Ale cóż, Kawaii Cakes to mój projekt. Będzie żyć albo umrze, ale razem ze mną!

Ta rodzina ma niesamowity pociąg do autodestrukcji. Powoli zaczynam żałować, że nie wybrałam Hyuna na swojego WSa; przepadło mi tyle potencjalnych żartów na temat domowego budżetu i zalegania z czynszem!

To znaczy, gdyby chciała mi przedstawić jakiegoś inwestora, to bym nie odmówił. Chcę pozostać niezależny, ale do tego potrzebuję kapitału. A w banku nie mam szans...

No raczej? Chłopie, dajże spokój, kto zdrowy na umyśle chciałby sponsorować typa, któremu nie można ufać, czy dowiezie swoje marcepanowe jednorożce i insze cuda wianki a) na czas i b) we właściwe miejsce?

Potrzebowałbyś Dana z dziedziny cukiernictwa...

Niestety, cukiernie nie bardzo sprawdzają się w roli pralni; klienci wydający czternaście tysięcy goldów na babkę drożdżową wyglądaliby jednak nieco podejrzanie.

Przecież nie mogę pozwolić sobie na luksus odmawiania klientom...

O mój losie, nic dziwnego, że ta niedojda idzie na dno szybciej niż Titanic; dlaczego nikt mu nadal nie wytłumaczył (skoro sam najwyraźniej nie umie dojść do tak oczywistego wniosku), że jego problemem nie jest niedostatek klientów, tylko fakt, że nie wywiązuje się z umowy z już istniejącymi?


Hyun idzie sobie precz, za to w kawiarni pojawia się Marina. Mam możliwość przywitania jej albo życzliwym „cieszę się, że cię widzę”, albo suchym stwierdzeniem, że kawiarnia to dobro publiczne i jak Marina chce kawy, to oczywiście może ją sobie kupić. Zazwyczaj nie umiem być przykra dla pikseli, ale sorry, gro, nadal nie pozbyłam się niesmaku po ostatnim odcinku z ta panią i wpychaniu mi przez Beemoov do gardła moralizatorskich uwag, jak to nie można oceniać nikogo za próbę wrobienia osoby trzeciej w gwałt na skutek patologicznego introwertyzmu, jestem więc niewzruszona jak głaz. Marina oznajmia, że martwi się o Zaidiego, na co zdecydowanie stwierdzam, że facet jest podłamany i czemu tu się dziwić. Marina się korzy, Suśka nieco łagodnieje i oznajmia, że grunt to nie tkwić w kłamstwie (i nawet reguluje jej rachunek! Sukreto, do diaska, przestań torpedować ciężką pracę Niny), po czym studentka zmywa się ze sceny i proszę, Beemoov, czy możemy więcej nie wracać do tego żenującego wątku?


Nie czas jednak na marudzenie, bowiem nadeszła najwspanialsza chwila w tym odcinku: pora na randkę z Traczem!...Niestety, mój najdroższy spóźnia się już godzinę, a jego telefon przekierowuje Su na automatyczną sekretarkę; i ja, i Sukreta jesteśmy mocno zaniepokojone. W końcu Dan oddzwania:

Przepraszam, ale nie będę mógł uhonorować naszego spotkania.

image/forum/smilies/sad.png image/forum/smilies/sad.png image/forum/smilies/sad.png JEDNA GWIAZDKA ZA TEN ODCINEK, BEEMOOV.

Mam... Problem organizacyjny. Przepraszam. Obecnie jest trochę chaotycznie.

Eryku, Nathanielu, niniejszym możecie wkrótce spodziewać się waszych portretów na tablicy korkowej pod hasłem: „Tych klientów nie obsługujemy”.

Oczywiście okazuję wyrozumiałość, bo jakżeby inaczej, a Tracz uspokaja mnie, że przyszłość naszych projektów nie jest w żaden sposób zagrożona:

Mam tylko do czynienia z pewnymi nieprzewidzianymi okolicznościami. Nie zawsze o wszystkim decydujemy. I ubolewam nad tym...

- Gdyby Beemoov nie stosował parasola ochronnego wobec swoich pacynek i nie próbował usilnie infantylizować fabuły, to moje problemy z agentem 008 już dawno rozwiązałaby para betonowych butów.

Możliwe, że tym razem będziemy musieli się obejść bez sprzedaży.

- Moi prawnicy są naprawdę dobrzy, ale nawet oni nie będą w stanie dłużej ukrywać faktu, że w Cosy Bear regularnie pierze się siedemnaście różnych walut.

Suśka chce wiedzieć, dlaczego tym razem nikt nie będzie jej obrzucał goldami, ale Tracz najwyraźniej wyczerpał już na ten dzień swój limit interakcji z osobnikami o nienachalnej inteligencji, więc czym prędzej się rozłącza.

Czy powinnam się martwić o naszą spółkę?

Martw się lepiej o to, żeby Hyun zgodził się upiec dużo ciast, w których Zaidi będzie mógł przemycać ci fanty do mamra.


Ostatecznie Suśka wraca do Cosy Bear, gdzie trafia w sam środek pojedynku matek: Rozalia vs. Ewa, znana też jako Klientka Istniejąca W Zasadzie Nie Wiadomo Po Co. Temat: wychowanie bombelków. Nie mam w tej kwestii żadnej rzeczywistej wiedzy, toteż nawet nie wczytuję się w argumenty żadnej ze stron - popieram Ewę, bo nie jest Rozą, to mi wystarczy.

Su chce wiedzieć, czy Alexy kontaktował się z Rozalią (nie); następnie streszczamy naszej psiapsi finał Zaidigate, gdzie jedną z opcji jest doprowadzająca mnie do szału narracja „w zasadzie ona też jest ofiarą swoich urojeń”, więc bez wahania wybieram bramkę numer dwa, nawiasem mówiąc wcale rozsądną: Sukreta podkreśla, że szkoda jej Mariny, ale dziewczyna wyrządziła wiele złego. Odpowiedzią Rozy są zdegustowane sprajty i poniższy diament:

Na dłuższą metę, nie wykluczone, że to ona będzie najbardziej cierpieć.

Roza, idź sprawdzić, czy nie ma cię gdzie indziej. Rany koguta, najpierw Dambi i Hyun, później Marina, a teraz ona – który jeszcze z moich ulubionych NPCów postanowi mnie dzisiaj pognębić? Czy gdzieś za rogiem czai się Alexy ramię w ramię z Erykiem?

Rozalka stwierdza, że Rayan to osobowość o silnym charakterze:

Więc nawet jeśli jest wzburzony, to się nie załamie. Za to Marina jest młoda i bardziej wrażliwa...

Zwłaszcza na swoim punkcie. Słodki Flircie, serio, daj już sobie spokój.

Tym ważniejsze jest, aby pokazać im, że mają prawo sobie przebaczyć.

Wiecie, co jest fascynujące w tym wątku? Niemal wszyscy rozpatrują go albo w kontekście Suśka – Marina, albo Marina – Marina; ani słowa o tym, że gdzieś w tym wszystkim kryje się jeszcze jakiś Rayan i może on też powinien mieć coś do powiedzenia w kwestii wybaczania ludziom, którzy prawie doprowadzili go do więzienia z przyklejoną łatką gwałciciela.

Roza chce wiedzieć, jak się mamy i jest to kolejna podstępna próba Beemoovu, żeby wymusić na mnie wyznania na temat Eryka; ponieważ ja NIE MAM co wyznawać, uparcie trzymam się narracji „jestem zmęczona”, bo i co mi pozostało? Na pewno nie marnowanie punktów na wątek, z którym nie chcę mieć nic do czynienia.


Do Su dzwoni Kastiel i prosi, żeby udała się do studia, co też czyni (tradycyjnie pozostawiając biznes pod czujnym okiem swego niewolnika). Okazuje się, że rudy i Priya nie mogą się dogadać w sprawie podpisania kontraktu z Ronniem Dialy (Priya uważa, że typ chce ich oszukać, Kaśka jest zdania, że darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby):

Co ja mam z tym wspólnego? Nie jestem ani muzykiem, ani prawniczką.

Jesteś za to Mary Sue, co oznacza, że wszystko na świecie musi się kręcić wokół twojej rzyci.

Kastiel pyta Priyi, czy to przypadkiem nie jest tak, że wzięła się za łby z prawnikami Dialy'ego, żeby udowodnić swoją wartość; ta przyznaje, że od pewnego czasu nie ufa swojemu instynktowi. Postępuję wbrew swoim przekonaniom i oznajmiam Priyi, że to nie jej wina, choć myślę dokładnie odwrotnie – po prostu gram na kodach, a od czasu Zaidigate maksymalne obniżenie lovometru z tą panią to dla mnie kwestia honoru.

Ostatecznie to ja mam podjąć decyzję: ponieważ bardzo lubię podpisywać dokumenty z szemranymi typami, zwłaszcza wtedy, gdy w miarę ogarnięci ludzie łapią się za głowę na widok treści umowy, doradzam rudemu, żeby podjął tę współpracę, ku radości naszego gwiazdora i niechęci pani prawnik. No cóż, kochany, zobaczymy, czy wkrótce nie będziesz sobie pluł w brodę, że oddałeś swoją zawodową przyszłość w ręce dziewczyny, nad którą wisi wizja bankructwa.

Jesteś jedną z niewielu osób, na które mogę liczyć, wiesz?
(Szybko odwrócił głowę, żebym nie zobaczyła, że miał łezkę w oku, gdy to mówił).

Mam wrażenie, że gdyby licealny Kastiel mógł zobaczyć, co wydarzy się w jego życiu za dekadę, to czym prędzej otrułby Suśkę, aby nie narażać się na mękę przyszłego dopieszczania jej ego tak wierutnymi kłamstwami.


Suśka przypomina sobie, że w kawiarni została...jak jej tam...Natasza? Nadia? Nie, Nina!...w związku z czym musi wracać na posterunek; a skoro o posterunku mowa, zgadnijcie, kto dzwoni:

Pozwoliłem sobie poprosić Nata o twój numer. Powiedziałem mu, że chciałem wysłać ci tytuł książki, o której rozmawialiśmy. Ale...Oboje wiemy, że to nie dlatego.

Czy Eryk jest świeżo po lekturze „Zmierzchu” tudzież innego podręcznika wprowadzającego adeptów uwodzenia w arkana stalkingu? Bo idzie mu wprost fenomenalnie, ja na ten przykład już mam ochotę zapobiegawczo zmienić zamki.

Gliniarz chce porozmawiać o tym, co się między nami wydarzyło; ponieważ nie do końca wiem, co jego zdaniem miało się niby wydarzyć (poza tym, że nie posprzątał mi krzeseł, nie, nie zapomniałam o tym), wybieram dokładnie taką odpowiedź. Eryk prosi, żebyśmy spotkali się za dwa dni na drinku; niespecjalnie mam na to ochotę, ale cóż, gra nie daje mi tu pola do manewru.


Wracam do domu, gdzie Rayan akurat kończy rozmowę z Culannem; ma się stawić we wtorek w pracy, ale wciąż nie jest przekonany, czy to dobry pomysł. Sukreta próbuje rozweselić lubego, choć sposób, w jaki to robi, jest dosyć kontrowersyjny:

Jest tylko jedna rzecz, która może oderwać cię od smutnych myśli: Boże Narodzenie.

Ja tam się nie znam, nie grałam w Uni, ale czy pierwsza żona Zaidiego tak jakby nie wyzionęła ducha podczas świątecznych zakupów? Można by pomyśleć, że dekorowanie mieszkania wizerunkami Świętego Mikołaja raczej spowoduje u niego kumulację traum, miast relaksu.


Dwa dni później powracamy do kawiarni, gdzie Hyun ZNÓW nie przywiózł babeczek. Zanim zdążę się porządnie zdenerwować, dzwoni do mnie sam winowajca:

Przepraszam. Obiecuję, że to ostatni raz. Wiem, że ostatnio nie byłem zbytnio punktualny, jeżeli chodzi o zamówienia, ale…

Panie i panowie, oto król eufemizmów.

Sukreta uspokaja kolegę, że nic się nie stało (owszem, stało się, czy ja mu przypadkiem za to nie płacę?), ten prosi, żeby przyszła do niego do chałupy, co oczywiście kończy się w jedyny możliwy sposób:

Zastanawiam się, czy nie powinnyśmy zmienić nazwy kawiarni na "U Niny"… Co o tym myślisz?

Myślę, że to doskonały pomysł.

Suśka łaskawie stwierdza, że za ten tydzień tyrania jej służąca może wziąć sobie jedno popołudnie wychodnego:

Jesteś najlepszą szefową na świecie, wiesz?

...Nino, błagam cię, szanuj się trochę.

Okazuje się, że Hyun nie dojechał do stanowiska co-bakingu, bo nieborak był tak zmęczony, że zasnął za kółkiem (ale spokojnie, obyło się bez ofiar). Jednak ów wypadek uświadomił mu, że dłużej tak nie pociągnie i...TAK! HYUN ZAMIERZA SPRZEDAĆ SWÓJ BIZNES!!! I nikt nie może mi nawet zarzucić, że jestem okrutna, bo w sumie wyjdzie na tym wszystkim na plus: będzie nadal prowadził sekcję cukierniczą u nowego właściciela i zajmował się eventami, a w dodatku lepiej zarabiał....To o co ten cały Weltschmerz?


Su wraca do kawiarni, pozwala Ninie się oddalić, po czym czeka na nadejście wieczoru i Eryka.

(Kończyłam sprzątać, gdy go zobaczyłam. Patrzył na mnie przez szybę.)

Widzę, że podręcznik wchodzi aż miło.

Sukreta zamyka biznes i wraz z Erykiem udaje się do Snake Roomu...a przynajmniej próbuje, bowiem glina zatrzymuje ją w połowie drogi twierdząc, że musi zrzucić, co mu leży na wątrobie, bo inaczej się udusi.

I nawet nie jestem pewien, czy masz ochotę iść ze mną na drinka.

W zasadzie to nie, ale gra po raz kolejny nie daje mi możliwości ucieczki, w związku czym wybieram pasywno-ironiczną opcję udania się na „honorowego drinka” (czymkolwiek nie miałby on być; dlaczego tłumacze SF nieustannie próbują stosować niezręczne kalki językowe?).

Hmm... Tak to widzisz? Może nie jestem tak honorowy, jak ci się wydaje...

A nie, akurat pod tym względem nie mam specjalnych złudzeń.

Nie będziemy się okłamywać. Przekroczyliśmy już etap udawania, prawda?

Chłopie, odczep się, ja niczego nie udaję, ty mnie po prostu nie interesujesz.

Sukreta pyta prosto z mostu, czy Eryś próbował z nią flirtować podczas ostatniego spotkania, ten przyznaje, że owszem:

Niczego nie powiedziałem, bo nie wydawałaś się chętna...

- Dlatego postanowiłem kontynuować moje zaloty.

Gliniarz wyznaje, że się w nas zadurzył:

Jak wiesz, moje życie nie było ostatnio łatwe. Ale ty byłaś moją latarnią...

Chyba taką z „Latarnika”. Waćpan już zapomniał, że jako prawdziwy Chaotic Evil najpierw kazałam mu zerwać z żoną, a później ochrzaniłam za brak zaangażowania?

Proszę, pozwól mi skończyć. Jeśli i tak mam teraz wyjść na głupca, to przynajmniej pociągnę to do końca.

Ewidentny dyskomfort Sukrety, jak rozumiem, nie ma tu większego znaczenia.

Chciałem ci powiedzieć, jak bardzo codziennie czekałem na nasze małe wieczorne spotkania. Czy ty też czasem o tym nie myślałaś...? Wiesz, że język ciała to mój konik.

Wiesz, że język ciała to mój konik

Wiesz, że język ciała to mój konik

WIESZ, ŻE JĘZYK CIAŁA TO MÓJ KONIK


...Beemoov, czy ty to robisz specjalnie? Wierz mi, Eryk jest dla mnie już wystarczająco odpychający, wszak poluje na Tracza; naprawdę nie musisz mu dodawać kolejnych punktów z listy „Dziesięć znaków, że powinnaś mieć na podorędziu gaz pieprzowy”.

I widziałem ten dreszczyk odprężenia, kiedy przychodziłem...

Niech ta scena już się skończy.

Odpowiadam, że nigdy nie patrzyłam w ten sposób na miłośnika kofeiny, bowiem zawsze był dla mnie przyjacielem; Eryk kontynuuje swoje dążenie do otrzymania tytułu modelowego Nice Guy'a, wciągając na twarz sfrustrowane sprajty i mrucząc:

Oczywiście... Przyjaciel.

Sukreta chce wiedzieć, czy glina od dawna się w niej buja, ten stwierdza, że momentem przełomowym była kolacja w kawiarni.

Chcę powiedzieć... Mieliśmy prawdziwy feeling, prawda?

Nie. I zacznij się wyrażać po ludzku, do diaska.

Może nie zdawałaś sobie z tego sprawy. Nie mówię, że wysyłałaś mi świadome sygnały. Ale kiedy na przykład powiedziałaś mi, że trzeba żyć obecną chwilą, kiedy jedliśmy razem kolację...

Eryk naprawdę wije się jak przy grze w „Twistera”, byle tylko wmówić mi, że jego feblik to moja wina. I zgadzam się, tacy mężczyźni istnieją – nie bardzo tylko wiem, dlaczego Beemoov próbuje mnie wepchnąć w ramiona podobnego indywiduum.

Ale, w końcu... Czy można kontrolować swoje emocje?

No...powiedziałabym, że w pewnych sytuacjach nawet trzeba, kto jak kto, ale policjant powinien o tym wiedzieć.

Tym razem WRESZCIE dostaję możliwość porządnego oburzenia się, z której radośnie korzystam, wypominając Erykowi że a) jestem zajęta i b) to naprawdę nie mój problem, że zadurzył się na podstawie własnych urojeń.

Przepraszam. Nie wiem, co mnie napadło. Nie powinienem był ci tego wszystkiego mówić...

No proszę, jego pierwsza sensowna wypowiedź tego dnia!

Nie będę ci już niepokoił. Obiecuję. Skorzystam z twojej rady i postaram się o tym wszystkim zapomnieć.

No i dobra, serce nie sługa, a Eryk osiągnął wprawdzie w tej scenie Himalaje niezręczności, ale dajmy mu kredyt zaufania; skoro obiecał, to na pewno dotrzyma słowa i więcej już go nie zobaczę w tej grze....Prawda?


Eryk znika ze sceny; odcinek kończymy Suśką dumającą nad tym, co począć dalej z tym niezręcznym wyznaniem. Cóż, moja droga, ja zaczęłabym od przebranżowienia – w obecnej sytuacji sprzedawanie kawy to istne igranie z ogniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz