wtorek, 18 maja 2021

[LL] Odcinek 12

Wygląda na to, że dziś wreszcie pożegnamy się z godnymi pożałowania próbami bycia woke w wykonaniu Beemoovu; sprawdźmy zatem, czy nasza ulubiona firma zdoła zakończyć ów wątek w równie uroczym stylu, jak go rozpoczęła. 
  
Startujemy w Cosy Bear, gdzie od progu atakuje nas Nina z tysięczną już wizją usprawnienia naszego biznesu; tym razem chce przyczynić się do ratowania środowiska i oferować klientom 10% zniżki, jeżeli pojawią się w naszym przybytku ze swoim kubkiem. Ponieważ plan nie ma żadnych słabych stron, jest za to a) przyjazny naturze i b) przemyślany pod względem kosztorysu (oszczędność na papierowych naczyniach), natychmiast wybieram opcję zaserwowania dziewczynie pseudo-komplementu; mam szczerą nadzieję, że gdy wreszcie trafimy do ciupy, Nina będzie pałać wobec nas tak potężną (i słuszną) niechęcią, że w ramach zemsty wykupi kawiarnię za trzy goldy, po czym przemieni ją w perłę Słodkoflirtowa.


Su staje za barem, aż tu wtem!

Dzień dobry, moja droga [Sukreto]! Jak się miewasz tego promiennego poranka?
<3 Cóż za wspaniała niespodzianka od rana! <3 Witaj, najjaśniejszy promyku fabularnego słońca!

Okazuje się, że Tracz pojawił się w okolicy, bowiem – ohohoho! - ma dla nas dokumenty do podpisania; rzekomo chodzi o uzyskanie środków na rozruch nowej galeriokawiarni. Suśka coś tam bzdurzy, że musi wszystko dokładnie przeczytać, ale ponieważ mówimy o naszej heroinie, pilna lektura kończy się następującymi wnioskami:

Podczas gdy on pił swoją kawę, czytałam dokument, i rzeczywiście, to nie było formalne zobowiązanie.

Właśnie dlatego potrzebny jest twój podpis. Tak.

To po prostu upoważnia go do działania w naszym imieniu, jeśli dobrze rozumiem.

...Jakim cudem ktoś o tak - ujmijmy to - nienachalnym intelekcie w ogóle utrzymał się na rynku na tyle długo, by zorganizować jakąkolwiek wystawę?

I przypomina nam to o zasadzie równego partnerstwa. Nie mam z tym żadnego problemu.

Wyobraźcie sobie, jak musiała wyglądać rozmowa Tracza z jego prawnikami:

-Panie Zbyszku, potrzebuję umowy, żeby wrobić moją, ekhm, „partnerkę” w pełną odpowiedzialność finansową za działalność naszej pralni.
-Oczywiście, na kiedy?
-Na jutro.
-Och...obawiam się, szefie, że to trochę za mało czasu. Musimy dokładnie przestudiować wszystkie luki prawne, żeby...
-Nie nie, panie Zbyszku, nie ma takiej konieczności. Proszę niczego nie zatajać i jasno wymienić warunki naszej współpracy.
-?!
-Może pan nawet zakończyć tekst rysunkiem uśmiechniętego jednorożca. Proszę mi wierzyć na słowo, w tym konkretnym przypadku nie ma potrzeby jakkolwiek się zabezpieczać.

Jako możliwe odpowiedzi mam rozsądne stwierdzenie, że niczego nie podpiszę bez sprawdzenia przez „moją prawniczkę” (widzę, że Beemoovowi znowu nie chciało się dostosowywać opcji dialogowych do całych dwóch ścieżek wątku molestowania; obawiam się, że gdybym podsunęła Priyi tę umowę, to skończyłoby się to co najwyżej dopisaniem trzech nowych klauzul gwarantujących mi przedłużony pobyt z zakładzie penitencjarnym) oraz radosne złożenie autografu pod dokumentem, którego treści ewidentnie nie ogarniam. ZGADNIJCIE, KTÓRĄ OPCJĘ WYBRAŁAM.

Suśka coś tam jeszcze buczy, że wolałaby nie być zaskakiwana podobnymi zwrotami akcji, ale Dan szybko uspokaja ją stwierdzeniem, że robi to po to, by oszczędzić jej dodatkowej pracy:

Domyślam się, że moja ekipa jest trochę większa od twojej. Przyjęcie na siebie tej odpowiedzialności wydawało mi się naturalne.

O mój losie, wyobraźcie sobie tylko, co by było, gdyby za umowę odpowiedzialna była Nina image/forum/smilies/big_smile.png Wszyscy wiedzą, jak dalece cenię sobie przebiegłość Tracza, ale sorry, wynik tego sparringu mógłby być tylko jeden: Dan nawet by się nie zorientował, jak podpisałby zgodę na przeznaczenie połowy majątku na rozwój Cosy Bear.

W każdym razie, dziękuję za zaufanie. Pozwoli mi to ruszyć do przodu...

Słup postawiony, czas ruszać z budową przestępczego imperium.

I to będzie przynajmniej jedna dobra wiadomość w tym tygodniu.

...Eryku i Nathanielu, nie prowokujcie mnie. Su chce wiedzieć, czy nasz miłośnik jedwabnych szalików ma jakieś zgryzoty:

Tak, co poradzisz... Zawsze istnieje taka możliwość, gdy angażuje się w sektory o wysokim ryzyku.

Inny zapytałby może, co jest takiego niebezpiecznego w handlowaniu jeleniami na rykowisku, ale Su, jak wszyscy wiemy, jest z tych innych innych.

Och! Tak właściwie, to się zastanawiałem… Nazwa "Cosy Bear", jesteś do niej naprawdę przywiązana?

Jeżeli alternatywą jest twój pomysł, to ani trochę, mój drogi!

Rozumiem, że ma pewną historię...

A ma?

Ponieważ gram na kodach, koniec końców stwierdzam, że nazwa zostanie, bo przemawia do tłuszczy, co podoba się Traczowi; jestem jednak trochę zawiedziona, bo kto wie? Może gdybym przyklasnęła idei rebrandingu, znowu pokazałoby się okienko do wpisania własnego pomysłu, a wtedy mogłabym wykorzystać najwspanialszy żart z Traczoversum ever – za który serdecznie dziękuję @Shield – i nazwać naszą kawiarnię „Ojcowizna”.


Tracz żegna się z Suśką, jeszcze raz dziękując jej za galopującą naiwność, po czym opuszcza scenę;  po chwili dzwoni Chani, prosząc nas, abyśmy co tchu przybiegły na spotkanie. Ponieważ to nasza bohaterka miała zajmować się Cosy Bear po południu, ignoruję opcję poproszenia koleżanki, aby to ona ruszyła swoje cztery litery i obiecuję, że coś wymyślę, albowiem bądźmy szczerzy –  Sukreta zna tylko jedno rozwiązanie dla swoich zawodowych bolączek. Tym razem jednak nasz niewolnik postanawia odpłacić się pięknym za nadobne:

Widzisz, już zaczynasz żałować, że zwolniłaś Dambi jak śmiecia?!

Słodki Flircie, opanuj się. Primo, Dambi dostała dyscyplinarkę za ewidentną i nie podlegającą dyskusji przewinę, secundo: musiałabym ją zwolnić prędzej czy później, bo zwyczajnie nie radziła sobie w tej pracy i tertio: nie, nie żałuję, zostawienie Dambi samej w kawiarni zapewne równałoby się spopieleniu budynku.


Jeszcze tylko szybka zmiana ubranka i docieram do kwater Chani, gdzie czeka na nas Marina. Wyczuwam nadchodzący cringe, zwłaszcza że studentka Zaidiego ma zawstydzone sprajty i ja już chyba wiem, w którą stronę zmierza finisz tego wątku - Beemoov, dlaczego.

Przepraszam... To jest zawiłe. Ale faktem jest, że pan Zaidi nie zasługuje na to, co mu się przytrafiło.

Możliwe odpowiedzi to albo oznajmienie Marinie, że Rayan nadużył swojej pozycji i nie ma czego się wstydzić, albo naskoczenie na nią, że wszystko wymyśliła, albo leżąca niejako pośrodku konfuzja i Beemoov, dlaczego x2. Serio, to jest chyba najgorszy sposób, w jaki mogliście dowieźć ten wątek do finału. Pomijając już fakt, że koniec końców poszliście w nieszczęśliwą narrację „wszystko se zmyśliła”, wiem, jak układają się punkty za odpowiedzi: gracz zostaje nagrodzony tylko wtedy, jeśli pogłaszcze Marinę po główce i stwierdzi, że no w sumie nic się nie stało, ona też jest tu ofiarą i...no nie?

Okazuje się, że Marina zagięła parol na Zaidiego i próbowała mu się przypodobać:

I miałam wrażenie, że nie tylko zrozumiał, ale... że nie miał nic przeciwko.

W odpowiedzi mogę wybuchnąć, że dziewczynie powinno było zaświtać pod kopułą, że facet jest zajęty – co jednakowoż nie negowałoby ewentualnej chęci skoku w bok przez Rayana, poza tym nie do końca wiadomo, kiedy Marina konkretnie zdała sobie sprawę, że jej psor kogoś ma, wobec tego idę w bardziej neutralne przyznanie, że Zaidi zaiste potrafi sprawiać wrażenie Greja z odzysku.

Okazuje się, iż Marina, przekonana, że ich relacja przeszła w fazę flirtu, rozpuściła plotę, jakoby łączyło ich coś więcej:

Problem w tym, że niektórzy zaczęli w to wierzyć. I nie spodziewałam się tego. Przynajmniej nie do tego stopnia.

Znaczy...sugerowałaś wszystkim, że ty i twój profesor teges – szmeges, po czym zdziwiło cię, że reszta studentów zaczęła robić z tego sensację?...Zaidi naprawdę ma pecha do wzbudzania namiętności u istot brzydzących się logiką.

Plotki zaczęły nabierać na sile, jedna z psiapsiół Mariny poinformowała o wszystkim Paltry, ta kazała jej wrócić, jeśli będzie miała jakiś dowód, co zazębiło się z nieszczęsnym spotkaniem w cztery oczy; okazuje się, że (co mógł przewidzieć od początku każdy gracz SF) Zaidi bynajmniej nie rzucił się zdzierać bielizny z Mariny, zamiast tego jednoznacznie dając jej do zrozumienia, że między nimi nic się nie wydarzy.

Byłam wzburzona i zdołowana przez to, co mi powiedział. Czułam się jak nieudacznik.

No dobra, Słodki Flircie, wiem, że dopiero co jej broniłam, ale na TYM etapie Marina jest już w pełni świadoma, że Zaidi jest w związku, a to sprawia, że trochę ciężko odnosić mi się do niej ze współczuciem, bo laska zdaje się nie ogarniać, że jej bycie „nieudacznikiem” de facto sprowadza się do tego, że Rayan nie chciał zdradzić swojej dziewczyny.

Marina była tak zawstydzona dyskusją z profesorem, że nie chciała nikomu powiedzieć, co zaszło; w efekcie koleżanki dośpiewały sobie resztę i doniosły Paltry. Marina starała się wytłumaczyć, jak było naprawdę, ale była zbyt roztrzęsiona, by spójnie się wypowiedzieć, a nauczycielka miała już wyrobioną opinię i czym prędzej zadzwoniła do Priyi. Suśka zadaje bardzo rozsądne pytanie: Marina mogła być podłamana podczas pierwszej rozmowy, ale jakim cudem nie zauważyła, że coś tu jest nie halo, kiedy spotkała się z prawniczką w celu złożenia zeznań?

Przepraszam... Wiem... Ja... Nigdy nie umiałam reagować pod presją. Przestraszyłam się. Pomyślałam, że jeśli będę mówić jak najmniej, to może się to skończy... Ale wzięły to za jakiś rodzaj traumy albo syndromu sztokholmskiego, czy coś podobnego... Byłam pod zbyt dużym wrażeniem, by cokolwiek powiedzieć, i tak oto znaleźliśmy się w tej sytuacji.

Beemoov, to...Nie jest wyjaśnienie. Naprawdę – nie jest. Jestem w stanie zrozumieć, że Marina jest całkowicie zablokowana w sytuacjach towarzyskich, ale ta sprawa ciągnęła się dniami, jeśli nie tygodniami. Złożenie pozwu to nie takie hop siup; naprawdę dziewczyna nie znalazła nawet sekundy na to, żeby wysłać wiadomość: „Wycofuję zeznania”? To jest właśnie problem z braniem na tapetę motywów woke i usilnymi próbami złożenia się w pięćdziesiąt, byle tylko nikogo nie obrazić i nikt nie był winny; w efekcie wychodzi nam groteska, gdzie nadwrażliwość na własnym punkcie ma być satysfakcjonującym usprawiedliwieniem dla wrobienia kogoś w gwałt.

Ponieważ jednak mamy święta, czas radości i pokoju, ostatecznie postanawiam być wielkoduszna i stwierdzam, że no cóż, dziewczyna narobiła mnóstwo szkód, ale nie czas żałować róż; teraz trzeba naprawić wyrządzone zło i ruszyć naprzód...

...Ale bycie Chaotic Evil do czegoś zobowiązuje, więc gdy Marina przyznaje, że do wyznania prawdy zmotywowały ją e-maile ze wsparciem od innych studentek, które same przeszły przez tego rodzaju piekło i którym nie chciała bruździć składaniem fałszywych zeznań, uszczypliwie stwierdzam, że nikt jej siłą do prawników nie ciągnął. A skoro o prawnikach mowa:

To mnie właśnie zastanawia. Priya nie jest głupia, nie ma co do tego wątpliwości. I jest wrażliwa. W żadnym momencie nie wyczuła, że coś nie gra w twojej historii?


Jest też zadeklarowaną feminazistką. Sukreto, czy przespałaś ostatnie kilka odcinków?

Muszę powiedzieć, że kiedy pierwszy raz mecenaska Diwani i jej szefowa, mecenaska Dautzenberg mnie przesłuchiwały...Były tak bardzo zaangażowane, że wyszłam stamtąd zdezorientowana.

No i fajno, ponawiam pytanie: nic ci nie zaświtało po kilku dniach, kiedy mogłaś już spojrzeć na całą rzecz z pewnego dystansu?

Mówiłam sobie, że może śledztwo zostanie oddalone. Często tak się dzieje w przypadku takich historii...

No ale w jaki sposób, skoro nie wycofałaś zeznań? Owszem, Rayan mógłby zostać uznany za niewinnego z braków dowodów, ale początkowe procedury sądowe tak czy siak by go nie ominęły.

Ale kiedy Chani do mnie przyszła, pękłam! Tak dobrze było w końcu powiedzieć prawdę.

A teraz wszyscy pochylmy się w ciszy nad faktem, że rozwiązanie dramatycznego wątku napaści seksualnej i nadużycia pozycji koniec końców przyjęło postać Chani pytającej prosto z mostu: „Ej, ale możesz tak z ręką na sercu przyrzec, że Zaidi czyhał na twoją cnotę?”.

Jednak to nie koniec tej karuzeli śmiechu: okazuje się, że wprawdzie Marina wypłakała się w rękaw lokalnej wiedźmy, ale nadal nie starczyło jej odwagi, aby odwołać zeznania, chce zatem, abyśmy udały się z nią do kancelarii; Suśka słusznie zauważa, że jest jakby stroną w tym sporze (serio, przecież to jest woda na SJW młyn Priyi; ani patrzeć, jak dowali Rayanowi kolejne piętnaście zarzutów, tym razem za zastraszanie ofiary).

Nie sądzisz, że Priya wolałaby mieć przy sobie przyjazną twarz, kiedy się o tym dowie?

Chani, nie obraź się, ale dobre samopoczucie Priyi to naprawdę najmniejsze z moich zmartwień.

Wiem, że to, o co prosi cię Marina, jest poważne. Ale powiedziałam jej, że może ci zaufać.

Swoją drogą, gratulacje, Beemoov, manipulacja w tej scenie jest naprawdę rzadkiej urody. Gra nie tylko nagradza Suśkę punktami za opowiedzenie się po stronie Mariny i jej matactw, ale w dodatku Chani próbuje tanimi psychologicznymi zagrywkami de facto przymusić Sukretę, żeby wzięła na siebie ciężar prostowania kłamstw okularnicy; ponieważ jednak jestem bardzo ciekawa, jak potoczy się ta rozmowa zgadzam się wyruszyć do kancelarii. Reakcja Mariny?

Dziękuję bardzo, [Sukreto]! Jesteś lepszą osobą niż ja kiedykolwiek będę!

Ale tę poprzeczkę to jednak mogłabyś sobie zawiesić nieco wyżej...

Umawiamy się w biurze Priyi następnego dnia o poranku i Marina zmywa się, raz po raz dziękując nam za wielkoduszność. Skoro kryzys zażegnany, oddajemy się z Chani ploteczkom: okazuje się, że jej współpraca z Violettą jest niezwykle owocna:

Wiesz, dawno temu powiedziałaś mi, że może mogłybyśmy zrobić coś w Cosy Bear...

Och, moja droga, w takim układzie lepiej się pospiesz, coś czuję, że kawiarnia lada moment zostanie oklejona policyjną taśmą.

Żarty żartami, ale sama scena jest bardzo ładna; Chani dziękuje Su za wsparcie i ofiarowuje jej obraz, który namalowała z myślą o niej. A do tego jeszcze wpadła mi ilustracja z jedną z najlepszych postaci w grze!

Niestety, Suśka przypomina sobie, że jej niewolnik też musi mieć chociaż pół godziny wychodnego na zregenerowanie sił i żegna się z przyjaciółką, po czym natychmiast telefonuje do swego kochania aby przekazać mu gorące newsy.

A więc to naprawdę zakończy się tak szybko, jak się rozpoczęło? Tak po prostu...?

No cóż, tutejsi scenarzyści nigdy nie byli najbieglejsi w planowaniu dłuższych arków fabularnych, a że do zakończenia gry bliżej niż dalej...


Wracamy do Cosy Bear, łaskawie pozwalamy Ninie powrócić do zdobywania edukacji i grzecznie obsługujemy klientów aż do wieczora, kiedy to pojawia się chodząca kawiarka (którą natychmiast zaprzęgamy do sprzątania tarasu; ta kawa musi być jednak niesamowita).

Eryk zwierza się nam, że jego tułaczka po motelach dobiegła końca, bowiem znalazł mieszkanie, Suśka odwdzięcza się historią o Marinie i po raz kolejny wyraża słuszne oburzenie, że dziewczyna nie zareagowała, zanim sprawa nie nabrała rozgłosu:

Tak... Ale wiesz jak to jest. Była zakochana... Przez to robi się głupoty. Poza tym, pewnie przejawia się moja empatia, ale, może była po prostu pod wrażeniem. A kiedy wpadnie się po uszy, ciężko się wykaraskać...

Znam spoilery i nie podoba mi się kierunek, w jakim zmierza ta rozmowa.

Niech ten, kogo nigdy nie poraziła strzała amora, pierwszy rzuci kamień...

Zdecydowanie mi się nie podoba.

Postanawiam zawczasu ukręcić łeb owym dysputom, wyrażając zdumienie nagłym romantyzmem Eryka; ten zaczyna się krygować, że wcale nie mówił o sobie, po czym ucieka z kawiarni (a co z krzesłami?!).


Powracamy do domu i streszczamy Rayanowi przebieg rozmowy z Mariną:

Jeszcze raz powtarzam, ponoszę część odpowiedzialności. To pewne, że gdybym miał bardziej konwencjonalne podejście...

Ojej! Czyżby to oznaczało, że Zaidi od dziś skupi się na merytorycznym przekazywaniu wiedzy, miast epatowaniu swoją niezależnością i oryginalnością?...Może cała ta afera to jednak BYŁ spisek Mariny i Paltry mający na celu podniesienie poziomu w Anteros i stąd te cienkie jak barszcz wymówki?

I naprawdę mam za złe Murielle. Myślałem, że jesteśmy sobie bliscy. Mogła przyjść ze mną porozmawiać. Zamiast tego, zorganizowała mój upadek, nigdy nie poddając swojej wizji w wątpliwość.

Teoria o spisku staje się coraz bardziej prawdopodobna.

I przy okazji całkowicie zinstrumentalizowała Marinę.

No i tu po raz kolejny wywieszam białą flagę (i zapewne w oczach twórców staję się potworem bez sumienia) wybierając stwierdzenie, że ów instrument mógł w kluczowym momencie zareagować nieco bardziej stanowczo.

To trochę bardziej skomplikowane. Znam Marinę. Jest raczej nieśmiała. I mogę sobie wyobrazić, jak w obliczu tornada takiego jak Murielle, dała się porwać, nie zdając sobie z tego sprawy...

Słodki Flircie, po raz kolejny: to tak nie działa. Marina miała mnóstwo czasu, żeby zorientować się, że przesadziła. To, że zgłupiała w pierwszym momencie jest całkiem naturalne i zrozumiałe; to, że brnęła w to kłamstwo doskonale wiedząc, że na szali leży wolność niewinnego człowieka już nie. No niestety, są takie sytuacje w życiu, w których wyciąganie karty introwertyzmu zwyczajnie nie jest wystarczającym usprawiedliwieniem.

Suśka oznajmia lubemu, że udaje się jutro z Mariną do kancelarii, albowiem Priya:

Nigdy nie przestała okazywać mi przyjaźni.

Beemoov, obawiam się, że znów zgubiłeś fiszki.

Rayan popiera moje stanowisko:

I jeszcze raz powtarzam, że raczej należy wyciągnąć do niej rękę, zamiast wytykać jej błędy.

Ja tam wolałabym jednakowoż wyciągać do niej rękę, jednocześnie je wytykając; w przeciwnym razie istnieje szansa, że dziewczynie za moment przyśni się kolejny „romantyczny” scenariusz, tym razem z dziekanem w roli głównej, bo niestety, ale Marina sprawia wrażenie osoby, która wprawdzie żałuje swoich błędów, ale jednocześnie nie bardzo ma ochotę mierzyć się z konsekwencjami swoich czynów ani w jakikolwiek sposób pracować nad swoimi mniej chlubnymi cechami charakteru.


Następnego dnia udajemy się do kancelarii, gdzie Priya – cóż za zaskoczenie – od razu atakuje nas za zadawanie się z jej klientką. Marina opowiada jej, jak faktycznie wyglądała jej relacja z Zaidim:

To... To katastrofa. Nawet nie wiem, od czego zacząć...

...I to już? Naprawdę tak szybko poszło? Słuchajcie, nie znoszę SJW!Priyi z pasją tysiąca słońc, ale naprawdę mam uwierzyć, że przy jej naturze jej pierwszą reakcją nie były podejrzenia, że Rayan i Sukreta próbowali zastraszyć ofiarę?

(…) teraz możesz zostać pozwana o zniesławienie z ogromną szkodą...

Ej, w sumie racja, Zaidi przecież też wynajął prawnika. Może jeszcze uda nam się przyjemnie zaskoczyć Gustawa spłatą tego nieszczęsnego kredytu!

Nie, najgorsza jest krzywda, jaką wyrządziłaś innym, prawdziwym ofiarom.

Czy ja wiem, Beemoov raczej uparcie idzie w poetykę zmanipulowanej, naiwnej owieczki. Słodki Flircie, czy możesz się w końcu na coś zdecydować?

Wszystko dlatego, że nie chciałaś wziąć na siebie odpowiedzialności za głupią plotkę, którą sama rozsiałaś!!!

Priya, uspokój się, akurat ty ze wszystkich bohaterów tego dramatu masz najmniejsze prawo, by się na kogokolwiek wydzierać.

Sto ofiar może nigdy nie otrzymać odszkodowania!

Przesadzasz niczym fachowy ogrodnik. Rany koguta, czy tej grze wszyscy muszą iść w ekstremum? Albo niewinna, zmanipulowana Marinka albo niszczycielka MeToo? Naprawdę nie ma nic pomiędzy?

I że ludzie tacy jak ja, którzy się dla nich angażują, po raz kolejny będą uważani za histeryków żądnych rozgłosu?

CÓŻ ZA NIEFART. A bardziej poważnie: na tę konkretną łatkę sama zapracowałaś sobie w pocie czoła.

Proszę Priyę, żeby wzięła na wstrzymanie, bo grunt to triumf sprawiedliwości i lepiej, że wszystko wyszło na jaw teraz, niż na sali sądowej, co o dziwo ją uspokaja.  Hinduska stwierdza, że no trudno, wygląda na to, że jej głowa poleci za wzięcie w obronę kłamczuszka:

To prawda, co wcześniej powiedziałaś, Marino. W pewnym sensie chciałam w to wierzyć…

Tak, to się dało zauważyć.

Po drugie... Właśnie odniosłyśmy ważne zwycięstwo w sprawie trans i homofobicznych napadów...

- A ja postanowiłam, że do końca roku skreślę wszystkie pola w Woke Bingo, choćbym miała w tym celu nagiąć rzeczywistość do swojego widzimisię.

Gdybyśmy tylko nie opublikowały tego artykułu, mogłybyśmy uciszyć sprawę, podpisać umowy o poufności...

Ojej, to jednak nie opłaca się zawczasu ferować wyroków?! Kto by pomyślał!

Priya gryzie się, że teraz jej kariera zakończy się, nim właściwie na dobre się rozpoczęła i prosi nas, abyśmy zawczasu nie informowały Rayana, co wydaje mi się sporą naiwnością z jej strony, bo i mniejsza pleciuga od Sukrety raczej nie czekałaby z poinformowaniem ukochanego, że nie musi się już dłużej obawiać wspólnych pryszniców (choć trzeba uczciwie oddać, że dziewczyna po chwili sama dostrzega bezsens owej prośby).

Priya oznajmia Marinie, że w swoim czasie poinformuje ją, co dalej:

Jak już wspomniałam, mają na horyzoncie wspaniałą sprawę o zniesławienie. I tym razem, życzę powodzenia w znalezieniu prawnika, który będzie cię reprezentował pro bono...

O lol, to Priya nawet nic nie zyskała na tych swoich paszkwilach? Coś mi się widzi, że Hyun ma mocną konkurencję w kategorii „Największy przegryw Słodkoflirtowa” (bo „Najżałośniejszy arc” już zawsze będzie należał się tylko i li babeczkom).

Opuszczamy kancelarię, Marina chce wiedzieć, czy Rayan pozwie ją za zniesławienie; decyduję się pozostać Szwajcarią i zgodnie z prawdą odpowiadam, że nie mam pojęcia.

Nie mam ani grosza. Bardzo się zapożyczyłam, żeby pójść na studia, a moi rodzice nie są zbyt bogaci.

No cóż, żabko, mój WS też nie śpi na pieniądzach, a jego prawnik w przeciwieństwie do Priyi zapewne nie zadowala się możliwością dokopania przeciwnej płci.


Powracamy do Cosy Bear, gdzie Nina informuje nas, że od wczoraj już dziesięć osób przyszło z własnymi kubkami i serio, dlaczego ta dziewczyna nadal robi za naszego przynieś-podaj-pozamiataj, zamiast założyć własne kawiarniane imperium?

Nagle z kuchni zaczynają dobiegać jakieś hałasy i...tak! Udało się! Wreszcie zażegnaliśmy jedyny liczący się konflikt fabularny!

[Hyun] Przyszedł z dostawą. Byłam zajęta, więc poprosiłam, aby schował babeczki do lodówki.

HYUN PRZYWIÓZŁ BABECZKI!!!!11oneone!!

Sukreta chce wiedzieć, czy wszystko gra:

(...) nie, nic nie gra! Mam dosyć...Przepraszam, pomyliłem twoje zamówienie z innym. I teraz będę musiał po nie wrócić. Mam nadzieję, że nie otworzyli jeszcze swojego pudła i że okażą się wyrozumiali...I nawet jeśli nie będą zbyt urażeni, będę miał opóźnienia w grafiku. Sprzęty mogą być niedostępne, gdy dotrę do warsztatu co-bakingu....Więc nie wiem, kiedy będę mógł przygotować swoje dzisiejsze zamówienia. Mam tego dosyć! Sprawdziłem dwa razy... i pomyliłem pudła!

...Rany koguta, Hyun, łyknij może coś na uspokojenie. I z łaski swojej przestań się na mnie wydzierać, bo to nie moja wina, że nie potrafisz zapamiętać CAŁYCH DWÓCH ZAMÓWIEŃ DZIENNIE. Jak ten człowiek zamierza zarządzać własnym biznesem, skoro przerasta go coś tak podstawowego, jak zapamiętanie adresu dostawy? I dlaczego cała ta rodzina tak bardzo nie umie w dorosłe życie?

Suśka próbuje jakoś ułagodzić tego histeryka, proponując, że po prostu weźmie to, co jej przywiózł:

Nie, nie sądzę, aby twoi klienci chcieli skosztować ciasta "Udanej emerytury, Roger"!

...Zdrap napis? Serio, chłopie, w tym momencie zaczynasz już szukać dziury w całym.

A Roger i jego współpracownicy nie zadowolą się babeczkami, podczas gdy zamówili spersonalizowany deser…

Ech, czy ja wiem? Ja tam wolałabym dostać na pożegnanie babeczki, babeczki są super.

Suśka coś tam smęci, że każdemu zdarza się pomylić:

Zabawna jesteś... Naprawdę myślisz, że mam prawo do błędu w mojej sytuacji?!?

Tak naprawdę to myślę, że powinieneś się przymknąć i przestać wyładowywać na mnie swoje frustracje.

A więc podziękuję za takie formułki, naprawdę nie tego teraz potrzebuję...

Beemoov, czy ty to robisz specjalnie? Priya pozbyła się łatki SJW, więc czym prędzej transformujesz kolejną postać w odpychającą karykaturę?

Su podsuwa koledze mentalnego Snickersa, ten przeprasza za wybuch i stwierdza, że mamusia chyba miała rację:

Podążam za absurdalnym marzeniem...

Z drugiej strony, jak to chłopię radziło sobie jako community manager, skoro nie potrafi zapamiętać dwóch adresów na krzyż?

Właśnie tracę całą przyjemność z pieczenia. Ostatnio nawet moje koszmary są słodkie...

Cóż, może czas znów się przebranżowić #lupanar #secretroute

Ale poużalam się nad swoim losem następnym razem. Teraz muszę pojechać do Dandina Mufflera.

...Czy tylko dla mnie brzmi to jak absolutnie fantastyczna mafijna ksywka Tracza?

Hyun zmywa się ratować przyjęcie pożegnalne Rogera (dajże mu się nacieszyć tymi babeczkami), a przejęta Nina stwierdza, że porozmawia o nim z Dambi, choć mówiąc szczerze nie wiem, co miałoby to zdziałać; znając Dambi, zaproponuje bratu rozwiązanie w rodzaju wspólnej odprężającej sesji WoWa.

Tymczasem dzwoni do nas Kastiel i zaprasza do studia na odsłuchanie fragmentów nowej płyty. Jestem trochę rozdarta; z jednej strony, rudy już dawno zawiesił na kołku swój licealny dres, z drugiej – z perspektywy czasu mogę uczciwie powiedzieć, że Kaśce dostał się chyba najlepszy wątek w tym sezonie i kiepsko byłoby go spaprać na finiszu. Naprawdę musimy go wyciągać z tej czarnej dziury fabularnej?


Do kawiarni przybywają agent 008 ze swoim mentorem, a ja drżę w oczekiwaniu – czyżby jakieś nowe wieści w kwestii pogoni za moim ulubieńcem?!

Szczerze mówiąc, miewaliśmy lepsze dni... Ale cóż, takie są dochodzenia...(...)Wyobraź sobie, że typ, którego przyskrzyniliśmy, Valenty… To nie ten, co trzeba.

No raczej, Tracz nigdy nie wybrałby sobie takiego tandetnego pseudo.

Ale wyobraź sobie, że to tylko prawa ręka prawdziwego mózgu operacji...

Ejże, to nadal nieźle! Ten człowiek musi znać mnóstwo pikantnych szczegółów z życia Dana!...Czy mogę go poznać?!

Może nie będziemy rozwodzić się przed [Sukretą] na temat całej sprawy… Nie wspominając o tym, że to super tajne.

Rychło w czas, kochanieńki.


Nadchodzi wieczór, wybieramy się do Kaśki. Praca twórcza wre, w dodatku panowie mają już przygotowany kontrakt z nowym muzykiem – problem w tym, że zazwyczaj to Zack ogarniał kwestie prawne. Gabin sugeruje, że umowę powinien przejrzeć prawnik, Kaśka się burzy, że przecież da radę. Ponieważ sama bardzo lubię podpisywać różne rzeczy bez konsultacji, sugeruję, że Kastiel „nieźle ostatnio ewoluował”, w efekcie czego spada nam lovo, a rudy godzi się pokazać  papiery Priyi (co jest ewidentnym znakiem, że Kastiel jako absolutnie jedyny z WSów potrafi w swoją karierę).

Poza tym, powiedział mi, że potrzebuje jak najszybciej podpisanych kontraktów, aby móc podjąć kolejne działania...

O, to zupełnie jak ktoś, kogo znam!

Pozostaje jeszcze jedna kwestia: nazwa grupy. Mogę zasugerować coś nowego bądź upierać się przy Crowstorm, a ponieważ podświadomie czuję, że pozostanie przy starym nazewnictwie skończy się kolejną przepychanką w sądzie (serio, ta część powinna się nazywać „My Candy Love: Law and Order”), radzę trzymać się tego, co znane.

Do studia wpada Priya i pobieżnie streszcza towarzystwu Zaidigate, po czym przeprasza Suśkę za mentalny lincz, który zgotowała jej lubemu. Kastiel postanawia oderwać ją od ponurych myśli i proponuje jej, aby zgodnie ze sugestią Gabina zajęła się ich umową.

Chciałeś podpisać kontrakt przed sprawdzeniem go przez adwokata?! Kastiel... Najwyższy czas, aby ktoś kompetentny i neutralny zajął się tym aspektem twojej kariery!

Wyczuwam tu subtelną nutkę ironii.

Okazuje się, że kontrakt jest pełen niedociągnięć, co wyprowadza z równowagi farbowanego rudzielca; podbudowuję go wzniosłym stwierdzeniem, że skoro przetrwał zawirowania z Zakiem i Debrą, przetrwa też ewentualny trzeci nóż w plecy, po czym w studiu zjawia się Nat i Zaidi:

Zapomniałem, jak miło jest zostawić miecz Damoklesa w pokrowcu...

Oooch, stary, dobry, Rayan. Nie do wiary, ale niemal brakowało mi tych mądrości drzewa sandałowego.

Oczywiście, zaproszenie zarówno Priyi, jak i lubego Suśki prowadzi do oczywistych napięć; prawniczka niby przeprasza, ale jednocześnie jasno daje do zrozumienia, że Rayan sam jest sobie winny ze swoim sposobem bycia. Staję po stronie wybranka serca, no bo naprawdę, ale ku mojemu zaskoczeniu zamiast jatki otrzymuję dyskusję, w której obie strony po raz pierwszy od dawna mówią coś mądrego: Zaidi – oznajmiając stanowczo, że cała ta sprawa była oparta na oszczerstwach, ale pozwoliła mu przemyśleć swoje postępowanie wobec studentów, a Priya – zwracając uwagę, że to co Rayan może całkiem szczerze uważać za „przyjacielską relację” dla drugiej strony może być niekomfortowym przekraczaniem barier.

Nawet jeśli próbowałem temu zaprzeczyć, to oczywiste, że istnieje stosunek podporządkowania między uczniami a nauczycielami. (…) Muszę ci podziękować, Priyo. Pomogłaś mi dorosnąć, jako wykładowcy.

To trochę smutne, iż trzeba było oskarżeń o gwałt, żeby Zaidi zdał sobie sprawę z tego, że nie każdy lubi oglądać na auli jego flirciarskie sprajty.

Do towarzystwa dołącza Hyun (gdyby to kogokolwiek ciekawiło: tak, Roger w końcu dostał swoje ciasto) i nakłoniony przez Kastiela w końcu wyrzuca, co mu leży na wątrobie:

Mam opóźnienia w płatnościach, a nawet sobie nie płacę. Tonę w zamówieniach, cóż... Jestem na skraju. I nie wiem, czy powinienem kontynuować. Biznes cukierniczy, to było moje marzenie, ale właśnie zamienia się w koszmar.

Wiecie co? Autentycznie żaden wątek w tej odsłonie (pomijając, rzecz jasna, mafijne machlojki Tracza) nie napawa mnie taką uciechą, jak cukierniczy biznes Hyuna. Ten facet jest w LL kompletnie jednowymiarowy – całe jego życie toczy się wokół słodkości, a i to mu nie wychodzi. Czy zatem jako Chaotic Evil mogę uczynić cokolwiek poza zasugerowaniem mu zwinięcia biznesu? Pomyślcie tylko, jak kuriozalny byłby to koniec: mieć tylko babeczki, a i to spier***.

Ale i tak najśmieszniejszy jest fakt, że Hyun prosi Kaśkę o selfie w towarzystwie Crowstorm:

Mógłbym upiec partię w waszych kolorach. I to prawda, że z dobrym hashtagiem…

Biorąc pod uwagę, że jeszcze nie tak dawno szefował ich social media, naprawdę trudno o boleśniejszy upadek.


Następnego dnia udajemy się do Cosy Bear, gdzie Priya umówiła się z Renatą: szefowa objeżdża pracownicę jak burego psa płci żeńskiej, po czym sugeruje, że trzeba było przyjrzeć się Zaidiemu, bowiem gdzie jest człowiek, tam znajdzie się i paragraf, a facet mógł się do wszystkiego przyznać pod presją. Z jednej strony gram w wiadomym trybie, toteż Renata ze swoją bezdusznością powinna być w sumie moim zwierzęciem totemicznym, z drugiej jednak – LL to obecnie moje prywatne poletko dla łamania karier i życiorysów, toteż czym prędzej wybieram wypowiedź, która popchnie Priyę w kierunku tego samego pośredniaka, co swego czasu Aleksego (a za moment może i Hyuna).

Ostatecznie Priya kończy ten pojedynek z tarczą, odsyłając demoniczną prawniczkę do diabła i tracąc zatrudnienie na rzecz zachowania ludzkiej przyzwoitości. Cała ta sprawa porusza Suśkę tak głęboko, że nie jest w stanie skupić się na robocie (jak to miło widzieć, że pewne rzeczy nie zmieniły się od czasów liceum):

Szefowo, poproszę o trochę pomocy! Nie mogę być wszędzie...

Odpowiedź Suśki?

Och, wierz mi, dobrze sobie radzisz...

Serio, mam nadzieję, że Nina zarabia przynajmniej sto goldów na godzinę; jakakolwiek niższa stawka nie byłaby warta takiego ciągłego upodlenia.


Nadchodzi wieczór, i któż, ach któż zjawia się na tarasie, jeśli nie miłośnik kofeiny? Ponieważ chwilę wcześniej Nina rozmawiała z Gabinem, Eryk zauważa, że ci dwoje ewidentnie mają się ku sobie i posiadanie motyli w brzuchu to piękna rzecz:

Czy tak naprawdę wszyscy tego nie pragniemy? Poza tym, początki...Zawsze jest jakaś magia. Te chwile, kiedy wszystko nie jest jeszcze pewne...

Stary, ustalmy coś raz a dobrze: mój WS to rozpoetyzowana męczybuła o niezdrowej cerze, ale twój charakter składa się w 30% ze stereotypów rodem z policyjnego show z lat 80. i w 70% z kawy (nie wspominając już o tym, że POLUJESZ NA TRACZA), więc naprawdę nie masz tu czego szukać.

Suśka streszcza Erykowi przebieg rozmowy między Renatą i Priyą i rzuca jakiś komunał na temat poszukiwania nowych wyzwań:

Chciałbym ci wierzyć... Ale czasem życie jest jasne. Nie można mieć tego, czego się chce. A więc, zadowolimy się kolejną kawą i wrócimy do siebie, co...?

Tak poproszę. I, jeśli łaska, starczy już tych niezręcznych podchodów. Nawiasem mówiąc, uprzątnąłeś w końcu te krzesła z tarasu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz