Odcinek otwiera scena łóżkowa. Nie mówcie już, że Beemoov nie wysłuchuje
swojego community, to ukłon w stronę dziewczyn, które spodziewają się tu
płomiennych uniesień sypialnianych.
Sucrette: (Spałam jak kamień.)
A to podobnie jak ja podczas odcinka 31.
Sucrette: (Dzień w szpitalu po prostu mnie wykończył.)
Mnie też, ale raczej nie z tych samych powodów, co Sukretę.
Sucrette budzi się i schodzi na dół na śniadanie. Gdybyście miały/mieli jakieś wątpliwości, że Słodki Flirt jest zapisem pierwszego nastoletniego fan fika, to ten moment powinien je rozwiać. W salonie spotykamy Kobietę-Kota, która informuje nas, że rozporządzeniem królestwa jaśnie panujących rodziców obwieszcza się niniejszym zdjęcie szlabanu z tu obecnej.
Kobieta-Kot: Myślę, że zrozumiałaś już, dlaczego naszym zdaniem powinnaś przestać wychodzić na jakiś czas.
Sucrette: Masz rację, mamo.
Kobieta-Kot: Naprawdę?! Cieszę, że się zga...
Sucrette: Zwłaszcza sytuacja Lysandra uświadomiła mi, do czego może doprowadzić wyjście z terenu zabudowanego bez asekuracji.
Kobieta-Kot: ...
Zaczynam się zastanawiać, czy w takim razie romans z Arminem to ten preferowany, kanoniczny układ. W końcu nołlajfienie przez komputerem zakłada siedzenie w dom... Och, no tak, Pokemon Go.
Kobieta-Kot: Ponadto... Wiele ostatnio przeszłaś. Musisz trochę odetchnąć.
Ach ten Lysander, nawet pod koła się podłoży, żeby tylko jego "najlepsza" przyjaciółka mogła bez problemu chodzić w miejsca publiczne ze swoim facetem i wypierać się związku z nim.
Sucrette: (Ale się złożyło...)
Sucrette byłaby dobra w Cinema Sins.
Sucrette: Super, dzięki mamo.
Z jednej strony autentycznie rozbraja mnie, że kwestia maglowana przez Suśkę (a już na pewno Rozalkę i WueSa) przez ostatnie dwa odcinki, ta utrata wolności i niesłuszne oskarżenie, etc., zostaje skwitowana przez Suśkę nieśmiertelnym "super, dzięki, mamo, a teraz już sobie idź". Z drugiej może to i lepiej, bo pewnie Sukreta uraczyłaby mnie tekstem pokroju "nie będę się zdradzać z tym, jak bardzo jestem ucieszona, bo jeszcze jej się odwidzi". No bo jest przecież taką radosną i ciepłą osobą, prawda.
Słodki Flirt uderza w Prawdę w Telewizji™, wkładając w usta naszej wirtualnej mamy zapewnienie, że tej nie dziwi nasza nastoletnia chcica, ale niestety ojciec kupił już wiatrówkę i nie ma lekko. Dobrze, że nie gramy facetem, bo pewnie czekałaby nas fabułka z cyklu "chcę zostać profesjonalnym tancerzem baletowym, ale tata z tych, co to codziennie jedzą na śniadanie bułkę obłożoną testosteronem".
Sucrette: No co ty...
Nie jestem w stanie orzec, czy niezwykle głębokie odpowiedzi ewidentnie znudzonej Sukrety wynikają z jej naturalnie miłego usposobienia, czy nieumiejętności napisania przez twórców chociaż jednego przekonującego dialogu, w którym nie uczestniczyłyby osoby targane akurat burzą hormonów. No chyba że ona też czeka, aż wreszcie przejdziemy do tych "ciekawszych" wątków. Tak czy inaczej cała rozmowa z mamą śmierdzi pośpieszną naprawą statusu quo i praktycznie z niczego nie wynika. Serio, przed chwilą się śmiałam, że Lysander musiał zgin... ucierpieć, by nasi rodzice zrozumieli swój błąd i oddali córce prawo do swobodnego trwonienia punktów akcji, ale w sumie na to wychodzi. Gdyby chłopak miał choć trochę charakteru, to byłoby mi go szkoda, bo swoją oklepaną rolą rekwizytu dla wszystkich naokoło niebezpiecznie zbliża się do Melanii. A wszyscy wiemy, jak skończyła Melania.
Po tej miałkiej wymianie zdań, w której matka zapewnia nas, że nie poda naszemu gorącemu tacie przepisu na czarną polewkę, Suśka uznaje, iż nadszedł czas nacieszyć się podarowaną skarpetą i postanawia wyjść na spacer. Najlepiej ze swoim facetem.
Sucrette: (Wiem, że zadaję sobie dużo pytań, ale nie chciałabym wyjść na dziewczynę, która za bardzo się klei...)
Ahahahaha, nie martw się, Sucrette, po twoich zabawach w kotka i myszkę to będzie ostatnia rzecz, o którą cię posądzą. Poza tym Suśka uważająca rozmowę z facetem o związku za objaw uporczywego wieszania się na ramieniu, świetlana przyszłość tak bardzo. No ale czego ja oczekuję od osoby, która zaczęła psuć swój związek, zanim na dobre się rozpoczął.
Sucrette: (A wczoraj nie udało nam się spędzić razem wiele czasu.)
Chciałam napisać, że gdybyś nie była tak zajęta ganianiem i złorzeczeniem na dwunastoletnią dziewczynkę, to miałabyś czas, ale w sumie on też za nią ganiał, więc tego no, kwestia słabego synchro.
Sucrette idzie do swojego pokoju, aby zadzwonić do swojego mena i zaproponować mu spotkanie. "Propozycja" zaskakuje naszego faceta i przez chwilę zastanawiam się, czy nie włączyłam przypadkiem jakiejś innej gry, ewentualnie Beemov znowu ma te swoje zawiechy, że nie pamięta, za kogo obrał sobie target (poślady Kastiela dzwoniły, pytały kiedy znowu staną się relewantne dla fabuły). Po tej akcji Suśka oferuje nam taki oto klejnot:
Sucrette: (Trzeba przyznać, że to trochę wbrew mojej zasadzie, aby ukrywać ten związek.)
JAKIEJ zasadzie? Z rozmowy z Laeti wiemy, że Sukreta nigdy nie była w poważnym związku. Wnioskuję więc, że albo miała kumpli chętnych, no ale ona niczym Anastasia Steele czeka na Pana Darcy'ego, albo pochodziła z paroma z tydzień na spróbowanie i na tym się skończyło. A teraz nagle Suśka ma ZASADĘ odnośnie związków, którą i tak na wstępie ŁAMIE, bo okoliczności zaistniały z JEJ inicjatywy. Mam takie wrażenie, że pisanie scenariusza w Słodkim Flircie to takie sobie a muzom, niby jest koncepcja na pomysł, ona zamyka się w dwóch słowach, a reszta to taka bliżej nieokreślona masa, która formuje się w zależności od samopoczucia, jakie akurat tego dnia mają twórcy. Ciąg przyczynowo-skutkowy - coś takiego istnieje i pozytywnie wpływa na story-telling, naprawdę, nie zmyślam. Jako gracz lepiej ogarniam wątki w tej grze, a mam trzymiesięczne przerwy między odcinkami.
Sucrette: (Długo tak nie wytrzymamy...)
O JASNA POGODA TRZYMAJCIE MNIE
Wiem, że nie jestem jedyna, która uważa wątek ukrywania związku za totalnie durny i od czapy, i pewnie nikt się nie obrazi, jeśli kolektywnie za wszystkich napiszę: SUCRETTE IDŹ SIĘ GONIĆ Z JEŻEM
A żeby cię tak ktoś przywiązał do krzesła i kazał słuchać zapętlonej trylogii Greya czytanej przez Katarzynę Michalak, ty głupia dziewucho.
To zadanie zostało wykonanie: Zjedz śniadanie.
Umyłaś zęby.
Po tym trywialnym zadaniu wracamy do mięsa gameplayu, jaki oferuje Słodki Flirt - szukania igły w stogu siana i modlenia się, by ta igła wyrobiła się w góra 50 PA. To są doznania, których oczekuję po grach AAA, nie jakieś tam cofanie się w czasie albo zabijanie zombiaków. Obcowanie z rewolucyjną mechaniką przerywa mi pojawienie się Iris.
Iris: Cześć, Sucrette!
Sucrette: Cześć, Iris. Jak leci?
Iris: Dobrze.
Tegoroczną Nagrodę Nobla za osiągnięcia w dziedzinie literatury otrzymał Bob Dylan. Najwyraźniej jury nigdy nie grało w Słodki Flirt, bo inaczej Bob na pewno obszedłby się smakiem.
Iris chyba nie czytała mojej relacji z poprzedniego odcinka i pyta o Tego, Którego Dramy Wolę Sobie Nie Przypominać, czyli Lysandra.
Sucrette: Powoli goi rany. (...)
E, nie. To rany się goją, bo człowiek sam w sobie nie ma takiej władzy nad swoim ciałem, by wymusić ich gojenie. Znaczy, wiadomo jak to działa, ale gramatyka rządzi się własnymi prawami. No chyba że Lysander jest priestem na przynajmniej 5 poziomie, ale w takim razie Węgorzewo to w tamtą stronę.
Sucrette: (Opowiedziałam wszystko Iris, nie wdając się za bardzo w szczegóły.)
Nawet Sukreta rozumie, jaki cyrk odstawiał się w poprzednim odcinku i z litości omija rewelacje typu umawianie się z chodzącą traumą po lekcjach na boisku.
Iris: Nie możemy czegoś dla niego zrobić?
Sucrette: Możemy spróbować rozmawiać z nim o przeszłości. Może to coś da...
Sucrette: (Spałam jak kamień.)
A to podobnie jak ja podczas odcinka 31.
Sucrette: (Dzień w szpitalu po prostu mnie wykończył.)
Mnie też, ale raczej nie z tych samych powodów, co Sukretę.
Sucrette budzi się i schodzi na dół na śniadanie. Gdybyście miały/mieli jakieś wątpliwości, że Słodki Flirt jest zapisem pierwszego nastoletniego fan fika, to ten moment powinien je rozwiać. W salonie spotykamy Kobietę-Kota, która informuje nas, że rozporządzeniem królestwa jaśnie panujących rodziców obwieszcza się niniejszym zdjęcie szlabanu z tu obecnej.
Kobieta-Kot: Myślę, że zrozumiałaś już, dlaczego naszym zdaniem powinnaś przestać wychodzić na jakiś czas.
Sucrette: Masz rację, mamo.
Kobieta-Kot: Naprawdę?! Cieszę, że się zga...
Sucrette: Zwłaszcza sytuacja Lysandra uświadomiła mi, do czego może doprowadzić wyjście z terenu zabudowanego bez asekuracji.
Kobieta-Kot: ...
Zaczynam się zastanawiać, czy w takim razie romans z Arminem to ten preferowany, kanoniczny układ. W końcu nołlajfienie przez komputerem zakłada siedzenie w dom... Och, no tak, Pokemon Go.
Kobieta-Kot: Ponadto... Wiele ostatnio przeszłaś. Musisz trochę odetchnąć.
Ach ten Lysander, nawet pod koła się podłoży, żeby tylko jego "najlepsza" przyjaciółka mogła bez problemu chodzić w miejsca publiczne ze swoim facetem i wypierać się związku z nim.
Sucrette: (Ale się złożyło...)
Sucrette byłaby dobra w Cinema Sins.
Sucrette: Super, dzięki mamo.
Z jednej strony autentycznie rozbraja mnie, że kwestia maglowana przez Suśkę (a już na pewno Rozalkę i WueSa) przez ostatnie dwa odcinki, ta utrata wolności i niesłuszne oskarżenie, etc., zostaje skwitowana przez Suśkę nieśmiertelnym "super, dzięki, mamo, a teraz już sobie idź". Z drugiej może to i lepiej, bo pewnie Sukreta uraczyłaby mnie tekstem pokroju "nie będę się zdradzać z tym, jak bardzo jestem ucieszona, bo jeszcze jej się odwidzi". No bo jest przecież taką radosną i ciepłą osobą, prawda.
Słodki Flirt uderza w Prawdę w Telewizji™, wkładając w usta naszej wirtualnej mamy zapewnienie, że tej nie dziwi nasza nastoletnia chcica, ale niestety ojciec kupił już wiatrówkę i nie ma lekko. Dobrze, że nie gramy facetem, bo pewnie czekałaby nas fabułka z cyklu "chcę zostać profesjonalnym tancerzem baletowym, ale tata z tych, co to codziennie jedzą na śniadanie bułkę obłożoną testosteronem".
Sucrette: No co ty...
Nie jestem w stanie orzec, czy niezwykle głębokie odpowiedzi ewidentnie znudzonej Sukrety wynikają z jej naturalnie miłego usposobienia, czy nieumiejętności napisania przez twórców chociaż jednego przekonującego dialogu, w którym nie uczestniczyłyby osoby targane akurat burzą hormonów. No chyba że ona też czeka, aż wreszcie przejdziemy do tych "ciekawszych" wątków. Tak czy inaczej cała rozmowa z mamą śmierdzi pośpieszną naprawą statusu quo i praktycznie z niczego nie wynika. Serio, przed chwilą się śmiałam, że Lysander musiał zgin... ucierpieć, by nasi rodzice zrozumieli swój błąd i oddali córce prawo do swobodnego trwonienia punktów akcji, ale w sumie na to wychodzi. Gdyby chłopak miał choć trochę charakteru, to byłoby mi go szkoda, bo swoją oklepaną rolą rekwizytu dla wszystkich naokoło niebezpiecznie zbliża się do Melanii. A wszyscy wiemy, jak skończyła Melania.
Po tej miałkiej wymianie zdań, w której matka zapewnia nas, że nie poda naszemu gorącemu tacie przepisu na czarną polewkę, Suśka uznaje, iż nadszedł czas nacieszyć się podarowaną skarpetą i postanawia wyjść na spacer. Najlepiej ze swoim facetem.
Sucrette: (Wiem, że zadaję sobie dużo pytań, ale nie chciałabym wyjść na dziewczynę, która za bardzo się klei...)
Ahahahaha, nie martw się, Sucrette, po twoich zabawach w kotka i myszkę to będzie ostatnia rzecz, o którą cię posądzą. Poza tym Suśka uważająca rozmowę z facetem o związku za objaw uporczywego wieszania się na ramieniu, świetlana przyszłość tak bardzo. No ale czego ja oczekuję od osoby, która zaczęła psuć swój związek, zanim na dobre się rozpoczął.
Sucrette: (A wczoraj nie udało nam się spędzić razem wiele czasu.)
Chciałam napisać, że gdybyś nie była tak zajęta ganianiem i złorzeczeniem na dwunastoletnią dziewczynkę, to miałabyś czas, ale w sumie on też za nią ganiał, więc tego no, kwestia słabego synchro.
Sucrette idzie do swojego pokoju, aby zadzwonić do swojego mena i zaproponować mu spotkanie. "Propozycja" zaskakuje naszego faceta i przez chwilę zastanawiam się, czy nie włączyłam przypadkiem jakiejś innej gry, ewentualnie Beemov znowu ma te swoje zawiechy, że nie pamięta, za kogo obrał sobie target (poślady Kastiela dzwoniły, pytały kiedy znowu staną się relewantne dla fabuły). Po tej akcji Suśka oferuje nam taki oto klejnot:
Sucrette: (Trzeba przyznać, że to trochę wbrew mojej zasadzie, aby ukrywać ten związek.)
JAKIEJ zasadzie? Z rozmowy z Laeti wiemy, że Sukreta nigdy nie była w poważnym związku. Wnioskuję więc, że albo miała kumpli chętnych, no ale ona niczym Anastasia Steele czeka na Pana Darcy'ego, albo pochodziła z paroma z tydzień na spróbowanie i na tym się skończyło. A teraz nagle Suśka ma ZASADĘ odnośnie związków, którą i tak na wstępie ŁAMIE, bo okoliczności zaistniały z JEJ inicjatywy. Mam takie wrażenie, że pisanie scenariusza w Słodkim Flircie to takie sobie a muzom, niby jest koncepcja na pomysł, ona zamyka się w dwóch słowach, a reszta to taka bliżej nieokreślona masa, która formuje się w zależności od samopoczucia, jakie akurat tego dnia mają twórcy. Ciąg przyczynowo-skutkowy - coś takiego istnieje i pozytywnie wpływa na story-telling, naprawdę, nie zmyślam. Jako gracz lepiej ogarniam wątki w tej grze, a mam trzymiesięczne przerwy między odcinkami.
Sucrette: (Długo tak nie wytrzymamy...)
O JASNA POGODA TRZYMAJCIE MNIE
Wiem, że nie jestem jedyna, która uważa wątek ukrywania związku za totalnie durny i od czapy, i pewnie nikt się nie obrazi, jeśli kolektywnie za wszystkich napiszę: SUCRETTE IDŹ SIĘ GONIĆ Z JEŻEM
A żeby cię tak ktoś przywiązał do krzesła i kazał słuchać zapętlonej trylogii Greya czytanej przez Katarzynę Michalak, ty głupia dziewucho.
To zadanie zostało wykonanie: Zjedz śniadanie.
Umyłaś zęby.
Po tym trywialnym zadaniu wracamy do mięsa gameplayu, jaki oferuje Słodki Flirt - szukania igły w stogu siana i modlenia się, by ta igła wyrobiła się w góra 50 PA. To są doznania, których oczekuję po grach AAA, nie jakieś tam cofanie się w czasie albo zabijanie zombiaków. Obcowanie z rewolucyjną mechaniką przerywa mi pojawienie się Iris.
Iris: Cześć, Sucrette!
Sucrette: Cześć, Iris. Jak leci?
Iris: Dobrze.
Tegoroczną Nagrodę Nobla za osiągnięcia w dziedzinie literatury otrzymał Bob Dylan. Najwyraźniej jury nigdy nie grało w Słodki Flirt, bo inaczej Bob na pewno obszedłby się smakiem.
Iris chyba nie czytała mojej relacji z poprzedniego odcinka i pyta o Tego, Którego Dramy Wolę Sobie Nie Przypominać, czyli Lysandra.
Sucrette: Powoli goi rany. (...)
E, nie. To rany się goją, bo człowiek sam w sobie nie ma takiej władzy nad swoim ciałem, by wymusić ich gojenie. Znaczy, wiadomo jak to działa, ale gramatyka rządzi się własnymi prawami. No chyba że Lysander jest priestem na przynajmniej 5 poziomie, ale w takim razie Węgorzewo to w tamtą stronę.
Sucrette: (Opowiedziałam wszystko Iris, nie wdając się za bardzo w szczegóły.)
Nawet Sukreta rozumie, jaki cyrk odstawiał się w poprzednim odcinku i z litości omija rewelacje typu umawianie się z chodzącą traumą po lekcjach na boisku.
Iris: Nie możemy czegoś dla niego zrobić?
Sucrette: Możemy spróbować rozmawiać z nim o przeszłości. Może to coś da...
Przypominam, że cały poprzedni odcinek spędziłyśmy na składaniu
solennych obietnic, że nie będziemy wywoływać w Lysandrze wspomnień.
Niech to w was wsiąknie - to poczucie, jaką fabularną zapchajdziurą był
odcinek 31. Notabene należący do pełnoprawnego łuku fabularnego.
Sucrette: Na razie to nic nie dało.
Wiem, że do tej pory praktycznie tylko pastwię się nad bagnem, jakim jest scenariusz tej gry, ale serio - kto im pisze te dialogi? Kto to czyta i mówi "hej, to jest dobre, wrzućcie to na lajwa. Jasno wynika z poprzedniej wypowiedzi, nie wygląda jakby ustami jednej osoby przemawiały dwie z różnych parafii"? Mam nadzieję, że temu komuś gołąb narobi na samochód.
Sucrette: Iris jest taka pomocna... Czasem zastanawiam się, czy inni tego nie wykorzystują...
Mówi postać, której sensem istnienia jest nie odmawiać nikomu i wtrącać się we wszy... dobra, skip, już nie mogę. Na szczęście gra uświadamia sobie, że dobrze byłoby wreszcie wbić Sukrecie punkty Paragona, w wyniku czego ja też dostaję fanserwis w postaci autentycznie miłej odpowiedzi dla Iris. Z drugiej strony bawi mnie na zasadzie śmiechu przez łzy, że mamy jeszcze do wyboru totalnie zlanie osoby, która jest o niebo milsza od naszej heroiny oraz wyrażenie zdziwienia, że JAK TO TAK, to można nawiązywać z ludźmi normalne kontakty nieoparte na wtrącaniu się w nieswoje sprawy? LE GASP.
Sucrette: Iris, jesteś wspaniałą osobą. Mam nadzieję, że Lysander cię rozpozna i ucieszy na twój widok.
Iris: Mam nadzieję.
Iris za dużo odcinków już siedzi w tej grze, by nagle uwierzyć w przypływ altruizmu Suśki. Pogratulować wewnętrznego genre savvy.
Błądzę po Słodkoflirtowie, gdy nagle wyczuwam na ramieniu czyjąś dłoń, odwracam się, a tam Slenderman.
Sucrette: Na razie to nic nie dało.
Wiem, że do tej pory praktycznie tylko pastwię się nad bagnem, jakim jest scenariusz tej gry, ale serio - kto im pisze te dialogi? Kto to czyta i mówi "hej, to jest dobre, wrzućcie to na lajwa. Jasno wynika z poprzedniej wypowiedzi, nie wygląda jakby ustami jednej osoby przemawiały dwie z różnych parafii"? Mam nadzieję, że temu komuś gołąb narobi na samochód.
Sucrette: Iris jest taka pomocna... Czasem zastanawiam się, czy inni tego nie wykorzystują...
Mówi postać, której sensem istnienia jest nie odmawiać nikomu i wtrącać się we wszy... dobra, skip, już nie mogę. Na szczęście gra uświadamia sobie, że dobrze byłoby wreszcie wbić Sukrecie punkty Paragona, w wyniku czego ja też dostaję fanserwis w postaci autentycznie miłej odpowiedzi dla Iris. Z drugiej strony bawi mnie na zasadzie śmiechu przez łzy, że mamy jeszcze do wyboru totalnie zlanie osoby, która jest o niebo milsza od naszej heroiny oraz wyrażenie zdziwienia, że JAK TO TAK, to można nawiązywać z ludźmi normalne kontakty nieoparte na wtrącaniu się w nieswoje sprawy? LE GASP.
Sucrette: Iris, jesteś wspaniałą osobą. Mam nadzieję, że Lysander cię rozpozna i ucieszy na twój widok.
Iris: Mam nadzieję.
Iris za dużo odcinków już siedzi w tej grze, by nagle uwierzyć w przypływ altruizmu Suśki. Pogratulować wewnętrznego genre savvy.
Błądzę po Słodkoflirtowie, gdy nagle wyczuwam na ramieniu czyjąś dłoń, odwracam się, a tam Slenderman.
A nie, to tylko Armin.
Nie wiem, co sądzić o redrawie mojego jaskiniowca. Wszystko jest lepsze od tych workowatych spodni i włóczkowego sweterka skradzionego z szafy babci, ale kurczę, o ile nowy styl ChiNoMiko wygląda fajnie na dziewczynach, bo są takie słodkie, wielkookie, błyszczące i w ogóle moe, tak taki Armin wygląda jakby miał z pięć lat mniej. A to w jego wypadku znaczy tyle, że umawiam się z dzieciakiem z podstawówki.
Nie wiem, co sądzić o redrawie mojego jaskiniowca. Wszystko jest lepsze od tych workowatych spodni i włóczkowego sweterka skradzionego z szafy babci, ale kurczę, o ile nowy styl ChiNoMiko wygląda fajnie na dziewczynach, bo są takie słodkie, wielkookie, błyszczące i w ogóle moe, tak taki Armin wygląda jakby miał z pięć lat mniej. A to w jego wypadku znaczy tyle, że umawiam się z dzieciakiem z podstawówki.
Rhiadorana napisałGranie w SF w moim przypadku podchodzi pod pedofilię.
I z jakiegoś powodu kojarzy mi się z Justinem Bieberem, choć nie wiem
czemu, bo z tego co wiem, Justin obecnie woli robić z siebie idiotę w
amerykańskich sądach raczej na półnago. Pewnie to przez ten "dziecięcy
urok". Iiiii teraz w waszych głowach wyryła się wizja Armina jako
Justina Biebera i nie jesteście w stanie nic z tym zrobić! AHAHAHAHAHA-
to nie jest śmieszne.
Armin: Ach... Maleństwo.
Sucrette: Sam jesteś maleństwo!
To pewnie rozbawiło mnie bardziej, niż powinno, ale miło się wreszcie szczerze uśmiechnąć, grając w Słodki Flirt.
Armin opowiada o tym, jak to Alexy zaciągnął go zaprzęgiem koni na zakupy, co prowokuje we mnie wspomnienia pewnej białowłosej niewiasty i jej paskudnego gustu. Wzdycham głęboko, podczas gdy Armin wspomina, że tym razem mógł sam wybrać ciuchy i nie sugerował się zdaniem brata.
... Chwila, to znaczy, że sweter babci to była sprawka Aleksego?! Da fudge, zawsze względem gustu naszego okręgowego przyjaciela geja przejawiałam większą estymę, ale wygląda na to, że gość jest po tych samych pieniądzach, co Rozalia. A jeśli już o pieniądzach mowa, gdzie moje cztery stówy za strój na przedstawienie? PAMIĘTAM.
Suśka mówi, co myśli o nowych ciuchach Armina.
A. Podoba mi się to... Wyglądasz... Przystojnie.
B. Twój poprzedni strój podobał mi się bar--HAHAHAHA, NIE.
Suśka twierdzi, że Armin dopiero teraz wygląda przystojnie (w grze, w której wszyscy bohaterowie to bishe, bo taki gatunek, nie licząc oczywiście morderczej spiczastej brody Kentina) i pozwalała mu się całować ze względu na jego głębokie wnętrze, co tak bardzo tingles Armin's ding dong, że aż zaczyna badać jej migdałki.
Armin: Dzięki
.
Ohohoho, komuś brakło miejsca w dymku!
Sucrette: (Od początku naszej relacji wykazuje więcej inicjatywy, niż mogłabym się spodziewać... Nie powinnam się skarżyć.)
Sukreta ma tu pewnie na myśli fakt, że nasz facet wspiera nas na przykład w takich momentach jak wypad do szpitala (i to jest fajne, bo np. Armin wcale nie musiał z nami iść, w końcu sam mówi, że Lysander jest dla niego ledwie fragmentem wystroju klasy), ale fakt, że dochodzi do tego po kolejnym pocałunku, gdy sama od paru odcinków zgrywa cnotkę sprawia, że mam ochotę przynieść sobie jakiś napój wyskokowy i zrobić drinking game do każdego momentu, w którym Sucrette dzieli się z nami jakimiś głębokimi wynurzeniami na temat zdrowego związku.
Sucrette: (Ku mojemu zaskoczeniu, zgodził się wyjść na spacer, niż zostać w domu i grać na konsoli.)
Wiecie co? Gra usilnie stara mi się wmówić, że Armin to taki ciężki przypadek nołlajfa, ale tak po prawdzie jeszcze ani razu jego zapędy do zamykania się w domu nie sprawiły, że nie pojawił się w jakimś odcinku albo wątku, bo akurat wychodzi nowy dodatek WOW-a i Armin rąbie w pre-launch event. Rozumiem, że Słodki Flirt bardzo chce wprowadzić jeden z tych grzejących jajniki wątków z cyklu "ale ja go zmienię", jednakże urok osobisty Kastiela generuje za dużo SMS-ów, a nie zmienia się czegoś, co daje efekty.
Sucrette: (Dla kogoś innego mógłby to być nieistotny szczegół, ale ja naprawdę cieszę się, że zmienia dla mnie swoje przyzwyczajenia.)
Czasem nie znoszę mieć racji.
I Słodki Flircie, błagam. Dlatego wybrałam sobie nerda, bo ma nerdowskie zainteresowania. Nie umawiam się z gothem, żeby zabierał mnie na wieczorki poetyckie. Nie zapraszam dresa na kawę, bo oczekuję od niego wspólnego wypadu na koncert Il Divo. Oczywiście jedno drugiego nie wyklucza, ale come on. Come on.
W trosce o utrzymanie stałej wydolności tlenu w płucach Armina, chodzimy sobie po Słodkoflirtowie bez celu. Gdy dostaję możliwość nawiązania niezobowiązującej rozmowy, pytam o to, czy Armin czyta coś poza dialogami w RPG. Wywiązuje się uroczy dialog o tym, że moje słońce jest gotowe samo przerobić się na typ kujona, na który czekam od pierwszego odcinka. Zanim zdążam zasugerować okulary (mogą być zerówki, na bezrybiu i rak ryba), Armin zaczyna marudzić, że jest mu gorąco, w wyniku czego Sukreta nagle zapomina, że przez jakieś trzy odcinki ukrywała swojego chłopa przed światem i teraz idzie na całość: ZAPRASZA GO DO DOMU.
Okazuje się, że w domu nikogo nie ma. Chyba wiem, jak to się skończy - słaby swąd nowego szlabanu unosi się w powietrzu i zastanawiam się, kto tym razem będzie musiał poświęcić zdrowie/życie, aby poruszyć sumienia rodziców. Czy pogrzeb Grzegorza wystarczy, czy to jednak trochę za daleko? Suśka wychodzi z domu po Armina, który tak się przeraził wejścia na salony swojej dziołchy, że uciekł pod samą szkołę.
Armin: Tym razem Roza nie będzie komentować twojej bielizny, co?
Ale ty pewnie sobie nie odmówisz, co? Widziałam wystarczająco dużo hent... anime, by wiedzieć, jak to się skończy.
Armin: Możesz pokazać mi go jeszcze raz.
Sucrette: Mój pokój?
Nie, silly, bieliznę! Najlepiej tą, którą masz na sobie. Armin nie jest wybredny.
Armin: A czemu nie?
Sucrette: Hmmm... Okej.
Armin: A może zdejmę koszulkę?
Sucrette: Hmmm... Okej.
Armin: A może wejdę ci do łóżka?
Sucrette: Hmmm... Okej.
Armin: A może ty też być weszła?
Sucrette: Hmmm... Okej.
Teraz widzę, że zakup wiatrówki był w pełni uzasadniony.
Sucrette: (Zaprowadziłam go na piętro. Zrobiłam się czerwona jak burak.)
Armin: Ach... Maleństwo.
Sucrette: Sam jesteś maleństwo!
To pewnie rozbawiło mnie bardziej, niż powinno, ale miło się wreszcie szczerze uśmiechnąć, grając w Słodki Flirt.
Armin opowiada o tym, jak to Alexy zaciągnął go zaprzęgiem koni na zakupy, co prowokuje we mnie wspomnienia pewnej białowłosej niewiasty i jej paskudnego gustu. Wzdycham głęboko, podczas gdy Armin wspomina, że tym razem mógł sam wybrać ciuchy i nie sugerował się zdaniem brata.
... Chwila, to znaczy, że sweter babci to była sprawka Aleksego?! Da fudge, zawsze względem gustu naszego okręgowego przyjaciela geja przejawiałam większą estymę, ale wygląda na to, że gość jest po tych samych pieniądzach, co Rozalia. A jeśli już o pieniądzach mowa, gdzie moje cztery stówy za strój na przedstawienie? PAMIĘTAM.
Suśka mówi, co myśli o nowych ciuchach Armina.
A. Podoba mi się to... Wyglądasz... Przystojnie.
B. Twój poprzedni strój podobał mi się bar--HAHAHAHA, NIE.
Suśka twierdzi, że Armin dopiero teraz wygląda przystojnie (w grze, w której wszyscy bohaterowie to bishe, bo taki gatunek, nie licząc oczywiście morderczej spiczastej brody Kentina) i pozwalała mu się całować ze względu na jego głębokie wnętrze, co tak bardzo tingles Armin's ding dong, że aż zaczyna badać jej migdałki.
Armin: Dzięki
.
Ohohoho, komuś brakło miejsca w dymku!
Sucrette: (Od początku naszej relacji wykazuje więcej inicjatywy, niż mogłabym się spodziewać... Nie powinnam się skarżyć.)
Sukreta ma tu pewnie na myśli fakt, że nasz facet wspiera nas na przykład w takich momentach jak wypad do szpitala (i to jest fajne, bo np. Armin wcale nie musiał z nami iść, w końcu sam mówi, że Lysander jest dla niego ledwie fragmentem wystroju klasy), ale fakt, że dochodzi do tego po kolejnym pocałunku, gdy sama od paru odcinków zgrywa cnotkę sprawia, że mam ochotę przynieść sobie jakiś napój wyskokowy i zrobić drinking game do każdego momentu, w którym Sucrette dzieli się z nami jakimiś głębokimi wynurzeniami na temat zdrowego związku.
Sucrette: (Ku mojemu zaskoczeniu, zgodził się wyjść na spacer, niż zostać w domu i grać na konsoli.)
Wiecie co? Gra usilnie stara mi się wmówić, że Armin to taki ciężki przypadek nołlajfa, ale tak po prawdzie jeszcze ani razu jego zapędy do zamykania się w domu nie sprawiły, że nie pojawił się w jakimś odcinku albo wątku, bo akurat wychodzi nowy dodatek WOW-a i Armin rąbie w pre-launch event. Rozumiem, że Słodki Flirt bardzo chce wprowadzić jeden z tych grzejących jajniki wątków z cyklu "ale ja go zmienię", jednakże urok osobisty Kastiela generuje za dużo SMS-ów, a nie zmienia się czegoś, co daje efekty.
Sucrette: (Dla kogoś innego mógłby to być nieistotny szczegół, ale ja naprawdę cieszę się, że zmienia dla mnie swoje przyzwyczajenia.)
Czasem nie znoszę mieć racji.
I Słodki Flircie, błagam. Dlatego wybrałam sobie nerda, bo ma nerdowskie zainteresowania. Nie umawiam się z gothem, żeby zabierał mnie na wieczorki poetyckie. Nie zapraszam dresa na kawę, bo oczekuję od niego wspólnego wypadu na koncert Il Divo. Oczywiście jedno drugiego nie wyklucza, ale come on. Come on.
W trosce o utrzymanie stałej wydolności tlenu w płucach Armina, chodzimy sobie po Słodkoflirtowie bez celu. Gdy dostaję możliwość nawiązania niezobowiązującej rozmowy, pytam o to, czy Armin czyta coś poza dialogami w RPG. Wywiązuje się uroczy dialog o tym, że moje słońce jest gotowe samo przerobić się na typ kujona, na który czekam od pierwszego odcinka. Zanim zdążam zasugerować okulary (mogą być zerówki, na bezrybiu i rak ryba), Armin zaczyna marudzić, że jest mu gorąco, w wyniku czego Sukreta nagle zapomina, że przez jakieś trzy odcinki ukrywała swojego chłopa przed światem i teraz idzie na całość: ZAPRASZA GO DO DOMU.
Okazuje się, że w domu nikogo nie ma. Chyba wiem, jak to się skończy - słaby swąd nowego szlabanu unosi się w powietrzu i zastanawiam się, kto tym razem będzie musiał poświęcić zdrowie/życie, aby poruszyć sumienia rodziców. Czy pogrzeb Grzegorza wystarczy, czy to jednak trochę za daleko? Suśka wychodzi z domu po Armina, który tak się przeraził wejścia na salony swojej dziołchy, że uciekł pod samą szkołę.
Armin: Tym razem Roza nie będzie komentować twojej bielizny, co?
Ale ty pewnie sobie nie odmówisz, co? Widziałam wystarczająco dużo hent... anime, by wiedzieć, jak to się skończy.
Armin: Możesz pokazać mi go jeszcze raz.
Sucrette: Mój pokój?
Nie, silly, bieliznę! Najlepiej tą, którą masz na sobie. Armin nie jest wybredny.
Armin: A czemu nie?
Sucrette: Hmmm... Okej.
Armin: A może zdejmę koszulkę?
Sucrette: Hmmm... Okej.
Armin: A może wejdę ci do łóżka?
Sucrette: Hmmm... Okej.
Armin: A może ty też być weszła?
Sucrette: Hmmm... Okej.
Teraz widzę, że zakup wiatrówki był w pełni uzasadniony.
Sucrette: (Zaprowadziłam go na piętro. Zrobiłam się czerwona jak burak.)
Panie i Panowie, epokowa chwila. W tym odcinku dostajemy coś, co
najprawdopodobniej (bo Beemoov nigdy nie pamięta, kto jest targetem gry)
będzie najodważniejszą sceną w całej tej grze (poza tą łóżkową z
początku odcinka). Armin i Sucrette rzucają się po łóżku i się ŁASKOCZĄ.
... Wyzłośliwiam się, ale scena jest naprawdę dawww i takiego lekkiego, urokliwego stylu pisania wymagam od tej gry na porządku dziennym, a nie od święta.
Sucrette: Armin, jak można mieć takie mięśnie od grania w gry?!
Armin: Widzisz, ostatnio kończy się sezon w LOL-u i za każdym razem, gdy mnie zabijają, w oczekiwaniu na respawn robię brzuszki.
Sucrette: Och.
Ale serio, ludzie tak robią. Alternatywa lepsza od rzucania inwektyw na mamy przeciwników oraz ciskania myszką w okno.
... Wyzłośliwiam się, ale scena jest naprawdę dawww i takiego lekkiego, urokliwego stylu pisania wymagam od tej gry na porządku dziennym, a nie od święta.
Sucrette: Armin, jak można mieć takie mięśnie od grania w gry?!
Armin: Widzisz, ostatnio kończy się sezon w LOL-u i za każdym razem, gdy mnie zabijają, w oczekiwaniu na respawn robię brzuszki.
Sucrette: Och.
Ale serio, ludzie tak robią. Alternatywa lepsza od rzucania inwektyw na mamy przeciwników oraz ciskania myszką w okno.
Sucrette: (Nie wygląda, jakby go to obchodziło.)
Armin: No wiesz, zawsze może się przyłączyć :D
Sucrette : O.O
Armin ze zdziwieniem stwierdził po tym zdarzeniu, że jego dziewczyna przestała odpowiadać na jego telefony, unikała go na korytarzu, a gdy pewnego dnia poszedł do jej domu zapytać o co cho, drzwi otworzył ojciec dzierżący w ręce broń palną. Od tamtej pory nikt już nie widział Armina, a rodzina Sucrette wyprowadziła się z miasta. Do pewnego liceum w pewnej szkole zawitała nowa uczennica, która już pierwszego dnia spotkała trzech interesujących chłopców, z czego żaden nie wiedział, gdzie szukać spinacza...
Słodki Flirt udowadnia, że najlepiej idzie mu w tym niższym rejestrze poczucia humoru - nie, żebym narzekała, wstawki z bielizną poza tą chorą akcją z Dake'em w centrum są naprawdę zabawne - więc Armina spotyka niewątpliwa gratka w postaci zwiedzenia szafy swojej dziewczyny. W międzyczasie Sukreta wielkimi krokami zbliża się do tego drugiego szlabanu, ale na razie udaje jej się odłożyć w czasie nieuniknione.
Armin: *szepcze* Masz bardzo ładne majtki...
Sucrette: Bzdura! Nie trzymam majtek w szafie!
Armin: Bzdura, że masz ładne majtki, czy bzdura, że trzymasz je w szafie?
Sucrette: Zaraz się trzepnę i po co ci to.
Armin: :D
Sucrette: Zostań w ukryciu i poczekaj na mnie.
Ooooo, to takie zabawy kręcą Sukretę.
Sucrette: Idę pilnować mamy. (...)
PFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFF Sukreta pilnująca kogokolwiek PFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFF
Nowe zadanie: Wyprowadź dyskretnie chłopaka z mieszkania!
Proponuję wyrzucić go przez okno. Co, za mało dyskretnie?
Sucrette: (Sprzątanie kuchni zajęło nam dobre dwadzieścia minut.)
W tym czasie Armin zdążył odnaleźć w tej szafie przejście do Narnii i teraz pije herbatkę z panem Tumnusem.
Sucrette miota się między swoim pokojem a resztą domu w oczekiwaniu na dobry moment. W końcu jej matka wyczuwa, że czas pozwolić fabule ruszyć naprzód i wycofuje się do swojej jamy. W pokoju odkrywam, że Armin naprawdę był w Narnii: ma na sobie ciuchy, których w ogóle nie posiadam.
Sucrette: Zdejmuj to, szybko!
A mówili, że tego działu 18+ nigdy tu nie będzie.
W salonie Armina i Suśkę zatrzymuje wołanie Kobiety-Kota, której instynkt łowczy wyczuł na jej terenie obcego. Sukreta kłamie, że to ona śpiewała i wydawało jej się, co matka kwituje parsknięcie. Mam wrażenie, że nasza matka bardzo dobrze wie, co się dzieje, ale jej latorośl od małego nie była znana jako najbystrzejsza woda w jeziorze, więc podchodzi do tego na jako-takim luzie.
Armin mówi, że cała sytuacja wyglądała jak wyjęta z komedii romantycznej, na co Sucrette odpowiada, że pewnie je ogląda, skoro to wie. Mój mężczyzna znów udowadnia, iż nie na darmo wsadziłam w jego lovometr te dodatkowe dziesięć punktów i gasi swoją niewydedukowaną laskę stwierdzeniem, że przecież istnieją tropy, FOOL. Suśka, zachwycona nieprzebranym intelektem swego wybranka, cmoka go w usta. Po tym słodkim finale Sukreta idzie do domu i na tym kończymy naszą niedzielną randkę.
Armin: No wiesz, zawsze może się przyłączyć :D
Sucrette : O.O
Armin ze zdziwieniem stwierdził po tym zdarzeniu, że jego dziewczyna przestała odpowiadać na jego telefony, unikała go na korytarzu, a gdy pewnego dnia poszedł do jej domu zapytać o co cho, drzwi otworzył ojciec dzierżący w ręce broń palną. Od tamtej pory nikt już nie widział Armina, a rodzina Sucrette wyprowadziła się z miasta. Do pewnego liceum w pewnej szkole zawitała nowa uczennica, która już pierwszego dnia spotkała trzech interesujących chłopców, z czego żaden nie wiedział, gdzie szukać spinacza...
Słodki Flirt udowadnia, że najlepiej idzie mu w tym niższym rejestrze poczucia humoru - nie, żebym narzekała, wstawki z bielizną poza tą chorą akcją z Dake'em w centrum są naprawdę zabawne - więc Armina spotyka niewątpliwa gratka w postaci zwiedzenia szafy swojej dziewczyny. W międzyczasie Sukreta wielkimi krokami zbliża się do tego drugiego szlabanu, ale na razie udaje jej się odłożyć w czasie nieuniknione.
Armin: *szepcze* Masz bardzo ładne majtki...
Sucrette: Bzdura! Nie trzymam majtek w szafie!
Armin: Bzdura, że masz ładne majtki, czy bzdura, że trzymasz je w szafie?
Sucrette: Zaraz się trzepnę i po co ci to.
Armin: :D
Sucrette: Zostań w ukryciu i poczekaj na mnie.
Ooooo, to takie zabawy kręcą Sukretę.
Sucrette: Idę pilnować mamy. (...)
PFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFF Sukreta pilnująca kogokolwiek PFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFF
Nowe zadanie: Wyprowadź dyskretnie chłopaka z mieszkania!
Proponuję wyrzucić go przez okno. Co, za mało dyskretnie?
Sucrette: (Sprzątanie kuchni zajęło nam dobre dwadzieścia minut.)
W tym czasie Armin zdążył odnaleźć w tej szafie przejście do Narnii i teraz pije herbatkę z panem Tumnusem.
Sucrette miota się między swoim pokojem a resztą domu w oczekiwaniu na dobry moment. W końcu jej matka wyczuwa, że czas pozwolić fabule ruszyć naprzód i wycofuje się do swojej jamy. W pokoju odkrywam, że Armin naprawdę był w Narnii: ma na sobie ciuchy, których w ogóle nie posiadam.
Sucrette: Zdejmuj to, szybko!
A mówili, że tego działu 18+ nigdy tu nie będzie.
W salonie Armina i Suśkę zatrzymuje wołanie Kobiety-Kota, której instynkt łowczy wyczuł na jej terenie obcego. Sukreta kłamie, że to ona śpiewała i wydawało jej się, co matka kwituje parsknięcie. Mam wrażenie, że nasza matka bardzo dobrze wie, co się dzieje, ale jej latorośl od małego nie była znana jako najbystrzejsza woda w jeziorze, więc podchodzi do tego na jako-takim luzie.
Armin mówi, że cała sytuacja wyglądała jak wyjęta z komedii romantycznej, na co Sucrette odpowiada, że pewnie je ogląda, skoro to wie. Mój mężczyzna znów udowadnia, iż nie na darmo wsadziłam w jego lovometr te dodatkowe dziesięć punktów i gasi swoją niewydedukowaną laskę stwierdzeniem, że przecież istnieją tropy, FOOL. Suśka, zachwycona nieprzebranym intelektem swego wybranka, cmoka go w usta. Po tym słodkim finale Sukreta idzie do domu i na tym kończymy naszą niedzielną randkę.
Idę do szkoły. Może dziś czegoś w końcu się tam nauczę.
Priya: Cześć, Sucrette.
Priya: Cześć, Sucrette.
Czeeeeeeeeeeeeeść, Priya :D
Fajna rzecz - gdy rozmawiamy z Priyą, zmienia się plansza, tworząc iluzję, że rozmawiamy po drodze do szkoły. Co prawda potrzebowaliśmy na to 32 odcinków, ale wreszcie widzimy tu trochę więcej inwencji i próbą wyciśnięcia czegoś z visualowo-novelowej mechaniki.
Sucrette: (...) To nie jest żadna tajemnica, ale nie chcę wyjść na plotkarę.
Fajna rzecz - gdy rozmawiamy z Priyą, zmienia się plansza, tworząc iluzję, że rozmawiamy po drodze do szkoły. Co prawda potrzebowaliśmy na to 32 odcinków, ale wreszcie widzimy tu trochę więcej inwencji i próbą wyciśnięcia czegoś z visualowo-novelowej mechaniki.
Sucrette: (...) To nie jest żadna tajemnica, ale nie chcę wyjść na plotkarę.
Sukreta opowiada Priyi o amnezji Lysandra, która na te rewelacje reaguje zdziwieniem, że ktoś mógł wpaść na tak durny wątek.
Priya: Co za horror...
Tragedia raczej.
Tak rozmawiam z Priyą i nie mogę wyjść z podziwu, ile dobrej jakości charakteryzacji idzie w tę postać. Mogłabym popomstować na brak takowej przy postaciach, które są tu od jakichś 25 odcinków, ale po pierwsze - trailer obiecuje, że Klementyna coś ruszy w tej materii, po drugie - Priya jest na tyle dobrą postacią, że z chęcią o tym chwilowo zapomnę. W podzięce za kolejny przykład fanserwisu dla moi, natychmiast wykorzystuję szansę na bonding z moją aktualnie ulubioną koleżanką (no bo Charlotta to moja miłość, hierarchia).
Sucrette: Uważam to raczej za szansę, aby cię lepiej poznać.
Priya: Cieszę się, że tak na to patrzysz.
Who cares about Lysander anyway.
Po drodze na lekcję plastyki spotykamy Kim, której wątek - jeśli nie pamiętacie: Nataniel daje jej korki, o ile wiem to z jakiegoś ścisłego przedmiotu - doczekuje się rozwinięcia. Mam pewne podejrzenia co do tych mnożących się ciepłych albo wyluzowanych rozmów z postaciami w tym odcinku, ale dzień jeszcze młody i nie chcę zapeszać.
Morgan Freeman sadza Priyę z Kim, co natychmiastowo czyni ich ławkę Lożą Absolutnej Zarąbistości, Suśka z kolei otrzymuje miejsce obok Klementyny. Sukreta ma dziś dzień dobroci dla zwierząt i po raz pierwszy chyba nie jestem zmuszona być dla Klemy totalną krową, co bardzo mnie cieszy. Morgan Freeman daje wykład na temat barwników w drukarce i co się w niej miesza, by otrzymać kolorowy wydruk.
Morgan: Po ich zmieszaniu otrzymać możemy całą paletę barw.
Poza czarnym, rzecz jasna.
Po urozmaicającym rozgrywkę ćwiczeniu (które rzeczywiście nie było takie trudne, gdy już się ogarnęło "trik", chociaż i tak nie zwróciłam uwagi, by środkowe barwy wymieszać po połowie, so yeah, brawo ja), Klementyna udowadnia, że warto przepaść na 10 odcinków, bo wtedy nagle jakiś scenarzysta nagle sobie o tobie przypomina i przydziela ci dodatkowe punkty charakteru. Żeby nie było tak kolorowo, po lekcji plastycznej oddaję się memu wewnętrznemu masochizmowi i wpadam do sali biologicznej.
Sucrette: (Delanay okazuje współczucie? Najwidoczniej wszystko jest możliwe.)
Och, no tak, ponieważ kto to widział, aby nauczyciel martwił się o swoich uczniów i tak samo przeżywał straszne chwile, jak każdy normalny człowiek. Sucrette, you're drunk, go home.
Szukam Rozalii, zapewne aby zdać jej relacje z mojego niedzielnego macanka i arminowych wycieczek do Narnii, co oczywiście polega na tym, że najpierw wpadnę na pół szkoły, zanim się z nią spotkam. Natykam się na lokalne Aniołki Charlie'ego i po raz kolejny w moje serce zostaje wbity nóż z wyrytym "tak się kończy, gdy pragniesz większego czasu antenowego dla tych twoich niszowych postaci". Od jakichś dwóch lat wiemy, że Charlotte nie przepada za Klemą, ale miałam nadzieję, że będzie to miało trochę więcej pokrycia niż "a bo ona jest głupia i głupio wygląda". Cieszy za to komentarz Amber oraz Li, nawet jeśli ich iście gimbazjalna fobia przed, nie daj Boże, nauką czegoś nowego i wartościowego przyprawia o skręt kiszek.
W bibliotece dochodzi do bondingu między Arminem a Natanielem. Słodki Flirt chyba daje mi do zrozumienia, że mam zacząć pisać fiki w jego uniwersum, bo właśnie pojawiła się kanoniczna okazja do wykorzystania tego, że Sukreta przyjaciółki kręci z Natanielem i mogę pisać fabułki o podwójnych randkach. Niestety bardzo przyjemna scena zostaje anulowana przez przypomnienie, że PRZECIEŻ ONI SIĘ LOFFCIAJĄ, NO PATRZCIE. Żeby nie było: Armin jest totalnie słodki w tym, jak zaczepia Suśkę i okazuje jej uczucie, ale i on, i Nataniel diabelnie potrzebują jakiegoś rozwoju, żeby wyjść ze swojej papierowości zamykającej się w dwóch przymiotnikach na krzyż, więc sorry, ale będę się czepiać. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś napisał mi, jak wygląda ten dialog, gdy Armin (albo Nataniel) nie smyrają nas za uchem, pewnie mówią wtedy więcej, a ja potrzebuję tego w życiu.
W klubie ogrodników wpadam na Iris i Melanię. Boże, te szalone wątki poboczne, ta iluzja, że te postacie mają jakieś życie poza sukretowymi Tragediami™! Idę dalej, może zaraz okaże się, że Suśka nie jest już główną postacią i teraz będziemy grać kimś inteligentniejszym?
Znajduję Rozalię w piwnicy, bo to stoi chyba najbliżej toalety, póki nam jej nie odblokują.
Sucrette: Co tu robisz sama?
Rozalia: Bo Leo nie chodzi do tej szkoły, duh.
Rozalia rozmyśla (pewnie o tych wszystkich sesjach całuśniczych, które by tu odstawiała, gdyby Leo nie wybrał utrzymywania swojej wymagającej dziewczyny), ale wspaniałomyślnie pozwala nam zostać i przyłączyć się. Suśka wie, że nic dobrego z tego nie wyniknie, więc zamiast myśleć pyta o Lysandra. Rozalia mówi coś o zawiedzionym zaufaniu i ja totalnie nie wiem, o co cho (jak widzę dalej waży się opinia, czy powiedzenie prawdy było dobre, czy nie), ale może to dobrze, absolutnie nie chcę ogarniać, co kierowało scenarzystami przy tworzeniu odcinka 31. Sukreta pomstuje na swój Syndrom Bohaterki Otome, aby wpasować się w ogólną atmosferę tragedii i melodramatu, a tymczasem Rozalia wchodzi w dywagacje "co by było gdyby". Suśka chyba też nie słuchała (ja na pewno nie), ale na dźwięk słowa "notatnik" przypominają mi się te wszystkie sztuczne zadania, które miały zastąpić rozwój charakteru Lysandra i przyczyniły się do narodzin jednego z najnudniejszych running gagów gier i seriali wieloodcinkowych. Nie mam siły komentować tego, że teraz ten niepozorny kajecik urósł do rangi pistoletu Czechowa, dlatego skupię się nad wyglądającą zza rogu równowagą we wszechświecie. Mianowicie okazuje się, że tylko jedna osoba jest w stanie pomóc mi w odnalezieniu notatnika, a jest nią nie kto inny, jak moja ulubiona koleżanka Kasia.
Dlaczego.
Moją Sukretę z cierpiętniczą miną zaczepia Alexy, który w ramach solidarności z Kentinem dołączył do grona osób skrzywdzonych przez redraw (nie wiedziałam, że można spierdzielić jego neonowy design jeszcze bardziej, ale widać ChiNo dalej nie przeżyła zamalowania Natanielowi tego wzoru na kołnierzu, więc podarowała jego duchowego następcę biednemu Aleksemu), i powiadamia mnie, że mamy iść na polski. Ponieważ mamy takie lekcje w tej szkole. W ogóle mamy jakieś lekcje. I znajdujemy się w Polsce, jemy pierogi i bigos, a nasze dzieci noszą takie piękne, słowiańskie imiona jak Armin, Lysander albo CiaraDG. Sukreta odpowiada Aleksemu, że nie ma takich lekcji, ona idzie na romantyczne randewu z Kastielem.
Alexy: Każdy by chciał!
He knows what's up.
Alexy powiadamia nas, że Kastiel został wezwany do pokoju nauczycielskiego. O dziwo Sukreta nie zapowietrza się tym obrotem spraw i nie rzuca się z chęcią powęszenia, oczywiście ABY POMÓC, nie żeby coś innego! Wizyta przedłuża się i Sucrette ostatecznie musi iść na lekcje :(
W związku z przedłużającą się nieobecnością Kastiela Sucrette wybiera szczęście i idzie na ZAKUPY, ponieważ chodzi do szkoły, w której uczą polskiego, więc ona też mówi po polsku, jak prawdziwa Polka znad Wisły. Wywiązuje się monolog Sukrety, z którego dowiadujemy się, że Suśka jednak coś tam czai w sprawach damsko-męskich, co ma niby usprawiedliwiać wybór piżamy w tym odcinku. Na tę chwilę oczywiście, bo z trailera wiemy, że przyjdzie nam obcować z roznegliżowaną Rozalią. ... Wait, to dziwnie zabrzmiało.
Sucrette: (...) (Ale chyba nie ma nic złego w tym, że chcę się podobać mojemu chłopakowi?)
No niby nie i nie jestem ekspertem, ale wydaje mi się, że przeważnie kiedy dziewczyny mówią, że chcą podobać się swojemu chłopakowi to na TYM ETAPIE związku to nie wychodzi jeszcze poza ładne sukienki albo odrobinę głębszy dekolt, jeśli już chcemy wejść na tereny totalnej Sodomy. Ale okej, nie znam się, po prostu kole mnie w oczy, że z cichociemnych macanek i wstydliwych pocałunków nagle Suśka mentalnie przechodzi do wyżyn intymności. Jak nie daj Boże nie zwolni, to w następnym odcinku będziemy pytać WuEsów, jakie imię chcieliby nadać swojemu pierworodnemu.
Nie po to zachwycałam się pudrowym strojem, by teraz go nie kupić, a po pierwsze dobrze wiem, że ta gra nie ma jaj, by pokazać mi coś więcej poza łaskotkami w mojej sypialni, a po drugie nie jestem aż tak wyposzczona w kwestii yuri-route'ów, by ze wszystkich dziewczyn urządzać go sobie właśnie z Rozalią. ... No dobra, to kłamstwo i jestem, ale powiedzmy, że gram trudną do zdobycia.
Sucrette: (Kupię dzienny strój, przynajmniej będę mogła go częściej nosić.)
BOŻE JESTEM TAKA PIĘKNA
Przy kasie rozmawiam z Leo.
Leo: Cieszę się, że coś ci spodobało. Ostatnio nie mam weny, by wymyślać nowe kreacje.
Albo Leo wcale nie nabawił się tych worów pod oczami ze względu na Lysandra, albo ten sklep jest dla niego sensem życia jak One Piece dla Ody. Z tą różnicą, że Oda jeszcze śpi przynajmniej te trzy godziny, a Leo każdą wolną sekundę przeznacza na zabawianie swojej dziewczyny i udawanie agenta albo chodzenie z nią na kolację. Nic dziwnego, że nie ma charakteru, facet najzwyklej w świecie już nie ma na niego czasu.
Na drugi dzień Suśka postanawia podjąć się tego, co w jej zamyśle wychodzi jej najlepiej - uratuje świat. Oczywiście świat ma inne zdanie na ten temat, ale nikt nie powstrzyma tej machiny raz wprawionej w ruch!
Sucrette: (Następnego dnia postanowiłam wykorzystać okienko, żeby porozmawiać z Kastielem o notatniku Lysandra.)
Wnioskuję, że w takim razie Suśka miała jakieś trzy wolne godziny, bo plan lekcji w tej szkole w większości składa się z okienek.
Sucrette: (Próbowałam się dodzwonić do Kastiela--)
Mam numer telefonu do Kastiela.
Po drodze spotykam Amber, która poza tym, że bardzo zazdrości Natanielowi własnego mieszkania, wspomina o zabieraniu mi pieniędzy na obiad.
... Aha.
To nie jest czasem jeden z tych opcjonalnych eventów, który odblokowuje się po wybraniu konkretnej opcji dialogowej? Bo ja jej nie wybrałam. Nie pamiętam totalnie tej akcji, słyszałam jakieś legendy, że podobno tak się da (jak z tym osławionym SMS-em do Kena), ale to tyle.
Mówimy Amber, że ma spadać na drzewo, co owocuje tym, że po 32 odcinkach Sukrecie wreszcie wyrasta coś na wzór kręgosłupa moralnego. Wybaczcie, że nie podskakuję z radości pod sufit, ale za duża szansa, że za trzy miesiące scenariusz zapomni, że coś takiego w ogóle się wydarzyło i znowu kupimy Amber smartfona za trzy stówy.
W klubie ogrodników natykam się na uśmiechniętą Klementynę i zaczynam czuć się dziwnie, bo bardziej interesuje mnie jej historia niż mojej postaci. Stało się, Słodki Flirt osiągnął swój cel i zasiał we mnie wewnętrzną Sukretę.
Słodki Flirt dochodzi do wniosku, że Priya jest zbyt cudowna, więc czas na słodką wadę, która wcale nie jest wadą (czekam na Priyę narzekającą na to, że ma zbyt duże oczy w stosunku do twarzy). Mianowicie okazuje się, że dziewczyna nie umie rysować. Pytam ją o obiecane korki od Violi, chociaż w duchu sądzę, iż jedna lektura "Roku w Poziomce" załatwiłaby sprawę. Priya rysuje dla nas obrazek pod tytułem "jak osoba umiejąca rysować wyobraża sobie rysunek stworzony przez laika". Oczywiście obrazek wcale nie jest tragiczny - zwłaszcza kot nie wygląda najgorzej - no ale ha ha ha, Priya nie umie rysować. Sukreta robi wielkie halo, dostała okropny prezent, no cóż, po co ją prowokowała, taki niewymuszony wątek, 100% naturalności.
Sucrette: Ha ha, nie mów tak! Czuję się tak, jakbym znowu była pierwszy raz w tej szkole! To było tak dawno (wzdycham z melancholią)...
Tak dawno, a pod względem rozwoju postaci czuję się, jakbyśmy dalej byli na odcinku piątym.
Iris mówi, że Kastiela znajdę w piwnicy. Istotnie tak się dzieje, z czego bynajmniej nie jestem zadowolona.
Kastiel: Czego chcesz, dziewczynko? Nie jestem w nastroju.
Żadna nowość. Przykro mi, drogie dziewczyny posiadające Kaśkę jako WuEsa, szybko mu tej seksownej piżamy nie pokażecie.
Na szczęście Kastiel rozumie powagę sytuacji i tym razem rozmowa z nim jest mało inwazyjna. Lysander na pewno trzyma notatnik w szafce - jak nie on - i przez chwilę zastanawiam się, czy potrafi być na tyle zapominalski, że nigdy nie pamięta jej zamknąć. Na szczęście dla Lysandra (i nieszczęście dla nas) szafki mają automatyczne zamki i musimy uruchomić naszego wewnętrznego Solid Snake'a, by dostać się do sekretów Lyśka. Nie wiem, czy bardziej dziwi mnie fakt, że Lysander pamięta datę swoich urodzin, czy że Beemov liczy, że każda graczka Słodkiego Flirtu na pewno jest wyposażona w artbook i ją zna.
... Dlaczego wcale mnie nie dziwi, że Faraz nie ma pojęcia, że grzebiemy w nieswojej szafce?
I na tym kończę ten odcinek, bo moment w szpitalu przywołał okropne wspomnienia, kolejną dawkę wjeżdżania na służbę zdrowia, po czym zakończył nowym odcinkiem Dynastii i nie jestem w stanie tego zdzierżyć.
Priya: Co za horror...
Tragedia raczej.
Tak rozmawiam z Priyą i nie mogę wyjść z podziwu, ile dobrej jakości charakteryzacji idzie w tę postać. Mogłabym popomstować na brak takowej przy postaciach, które są tu od jakichś 25 odcinków, ale po pierwsze - trailer obiecuje, że Klementyna coś ruszy w tej materii, po drugie - Priya jest na tyle dobrą postacią, że z chęcią o tym chwilowo zapomnę. W podzięce za kolejny przykład fanserwisu dla moi, natychmiast wykorzystuję szansę na bonding z moją aktualnie ulubioną koleżanką (no bo Charlotta to moja miłość, hierarchia).
Sucrette: Uważam to raczej za szansę, aby cię lepiej poznać.
Priya: Cieszę się, że tak na to patrzysz.
Who cares about Lysander anyway.
Po drodze na lekcję plastyki spotykamy Kim, której wątek - jeśli nie pamiętacie: Nataniel daje jej korki, o ile wiem to z jakiegoś ścisłego przedmiotu - doczekuje się rozwinięcia. Mam pewne podejrzenia co do tych mnożących się ciepłych albo wyluzowanych rozmów z postaciami w tym odcinku, ale dzień jeszcze młody i nie chcę zapeszać.
Morgan Freeman sadza Priyę z Kim, co natychmiastowo czyni ich ławkę Lożą Absolutnej Zarąbistości, Suśka z kolei otrzymuje miejsce obok Klementyny. Sukreta ma dziś dzień dobroci dla zwierząt i po raz pierwszy chyba nie jestem zmuszona być dla Klemy totalną krową, co bardzo mnie cieszy. Morgan Freeman daje wykład na temat barwników w drukarce i co się w niej miesza, by otrzymać kolorowy wydruk.
Morgan: Po ich zmieszaniu otrzymać możemy całą paletę barw.
Poza czarnym, rzecz jasna.
Po urozmaicającym rozgrywkę ćwiczeniu (które rzeczywiście nie było takie trudne, gdy już się ogarnęło "trik", chociaż i tak nie zwróciłam uwagi, by środkowe barwy wymieszać po połowie, so yeah, brawo ja), Klementyna udowadnia, że warto przepaść na 10 odcinków, bo wtedy nagle jakiś scenarzysta nagle sobie o tobie przypomina i przydziela ci dodatkowe punkty charakteru. Żeby nie było tak kolorowo, po lekcji plastycznej oddaję się memu wewnętrznemu masochizmowi i wpadam do sali biologicznej.
Sucrette: (Delanay okazuje współczucie? Najwidoczniej wszystko jest możliwe.)
Och, no tak, ponieważ kto to widział, aby nauczyciel martwił się o swoich uczniów i tak samo przeżywał straszne chwile, jak każdy normalny człowiek. Sucrette, you're drunk, go home.
Szukam Rozalii, zapewne aby zdać jej relacje z mojego niedzielnego macanka i arminowych wycieczek do Narnii, co oczywiście polega na tym, że najpierw wpadnę na pół szkoły, zanim się z nią spotkam. Natykam się na lokalne Aniołki Charlie'ego i po raz kolejny w moje serce zostaje wbity nóż z wyrytym "tak się kończy, gdy pragniesz większego czasu antenowego dla tych twoich niszowych postaci". Od jakichś dwóch lat wiemy, że Charlotte nie przepada za Klemą, ale miałam nadzieję, że będzie to miało trochę więcej pokrycia niż "a bo ona jest głupia i głupio wygląda". Cieszy za to komentarz Amber oraz Li, nawet jeśli ich iście gimbazjalna fobia przed, nie daj Boże, nauką czegoś nowego i wartościowego przyprawia o skręt kiszek.
W bibliotece dochodzi do bondingu między Arminem a Natanielem. Słodki Flirt chyba daje mi do zrozumienia, że mam zacząć pisać fiki w jego uniwersum, bo właśnie pojawiła się kanoniczna okazja do wykorzystania tego, że Sukreta przyjaciółki kręci z Natanielem i mogę pisać fabułki o podwójnych randkach. Niestety bardzo przyjemna scena zostaje anulowana przez przypomnienie, że PRZECIEŻ ONI SIĘ LOFFCIAJĄ, NO PATRZCIE. Żeby nie było: Armin jest totalnie słodki w tym, jak zaczepia Suśkę i okazuje jej uczucie, ale i on, i Nataniel diabelnie potrzebują jakiegoś rozwoju, żeby wyjść ze swojej papierowości zamykającej się w dwóch przymiotnikach na krzyż, więc sorry, ale będę się czepiać. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś napisał mi, jak wygląda ten dialog, gdy Armin (albo Nataniel) nie smyrają nas za uchem, pewnie mówią wtedy więcej, a ja potrzebuję tego w życiu.
W klubie ogrodników wpadam na Iris i Melanię. Boże, te szalone wątki poboczne, ta iluzja, że te postacie mają jakieś życie poza sukretowymi Tragediami™! Idę dalej, może zaraz okaże się, że Suśka nie jest już główną postacią i teraz będziemy grać kimś inteligentniejszym?
Znajduję Rozalię w piwnicy, bo to stoi chyba najbliżej toalety, póki nam jej nie odblokują.
Sucrette: Co tu robisz sama?
Rozalia: Bo Leo nie chodzi do tej szkoły, duh.
Rozalia rozmyśla (pewnie o tych wszystkich sesjach całuśniczych, które by tu odstawiała, gdyby Leo nie wybrał utrzymywania swojej wymagającej dziewczyny), ale wspaniałomyślnie pozwala nam zostać i przyłączyć się. Suśka wie, że nic dobrego z tego nie wyniknie, więc zamiast myśleć pyta o Lysandra. Rozalia mówi coś o zawiedzionym zaufaniu i ja totalnie nie wiem, o co cho (jak widzę dalej waży się opinia, czy powiedzenie prawdy było dobre, czy nie), ale może to dobrze, absolutnie nie chcę ogarniać, co kierowało scenarzystami przy tworzeniu odcinka 31. Sukreta pomstuje na swój Syndrom Bohaterki Otome, aby wpasować się w ogólną atmosferę tragedii i melodramatu, a tymczasem Rozalia wchodzi w dywagacje "co by było gdyby". Suśka chyba też nie słuchała (ja na pewno nie), ale na dźwięk słowa "notatnik" przypominają mi się te wszystkie sztuczne zadania, które miały zastąpić rozwój charakteru Lysandra i przyczyniły się do narodzin jednego z najnudniejszych running gagów gier i seriali wieloodcinkowych. Nie mam siły komentować tego, że teraz ten niepozorny kajecik urósł do rangi pistoletu Czechowa, dlatego skupię się nad wyglądającą zza rogu równowagą we wszechświecie. Mianowicie okazuje się, że tylko jedna osoba jest w stanie pomóc mi w odnalezieniu notatnika, a jest nią nie kto inny, jak moja ulubiona koleżanka Kasia.
Dlaczego.
Moją Sukretę z cierpiętniczą miną zaczepia Alexy, który w ramach solidarności z Kentinem dołączył do grona osób skrzywdzonych przez redraw (nie wiedziałam, że można spierdzielić jego neonowy design jeszcze bardziej, ale widać ChiNo dalej nie przeżyła zamalowania Natanielowi tego wzoru na kołnierzu, więc podarowała jego duchowego następcę biednemu Aleksemu), i powiadamia mnie, że mamy iść na polski. Ponieważ mamy takie lekcje w tej szkole. W ogóle mamy jakieś lekcje. I znajdujemy się w Polsce, jemy pierogi i bigos, a nasze dzieci noszą takie piękne, słowiańskie imiona jak Armin, Lysander albo CiaraDG. Sukreta odpowiada Aleksemu, że nie ma takich lekcji, ona idzie na romantyczne randewu z Kastielem.
Alexy: Każdy by chciał!
He knows what's up.
Alexy powiadamia nas, że Kastiel został wezwany do pokoju nauczycielskiego. O dziwo Sukreta nie zapowietrza się tym obrotem spraw i nie rzuca się z chęcią powęszenia, oczywiście ABY POMÓC, nie żeby coś innego! Wizyta przedłuża się i Sucrette ostatecznie musi iść na lekcje :(
W związku z przedłużającą się nieobecnością Kastiela Sucrette wybiera szczęście i idzie na ZAKUPY, ponieważ chodzi do szkoły, w której uczą polskiego, więc ona też mówi po polsku, jak prawdziwa Polka znad Wisły. Wywiązuje się monolog Sukrety, z którego dowiadujemy się, że Suśka jednak coś tam czai w sprawach damsko-męskich, co ma niby usprawiedliwiać wybór piżamy w tym odcinku. Na tę chwilę oczywiście, bo z trailera wiemy, że przyjdzie nam obcować z roznegliżowaną Rozalią. ... Wait, to dziwnie zabrzmiało.
Sucrette: (...) (Ale chyba nie ma nic złego w tym, że chcę się podobać mojemu chłopakowi?)
No niby nie i nie jestem ekspertem, ale wydaje mi się, że przeważnie kiedy dziewczyny mówią, że chcą podobać się swojemu chłopakowi to na TYM ETAPIE związku to nie wychodzi jeszcze poza ładne sukienki albo odrobinę głębszy dekolt, jeśli już chcemy wejść na tereny totalnej Sodomy. Ale okej, nie znam się, po prostu kole mnie w oczy, że z cichociemnych macanek i wstydliwych pocałunków nagle Suśka mentalnie przechodzi do wyżyn intymności. Jak nie daj Boże nie zwolni, to w następnym odcinku będziemy pytać WuEsów, jakie imię chcieliby nadać swojemu pierworodnemu.
Nie po to zachwycałam się pudrowym strojem, by teraz go nie kupić, a po pierwsze dobrze wiem, że ta gra nie ma jaj, by pokazać mi coś więcej poza łaskotkami w mojej sypialni, a po drugie nie jestem aż tak wyposzczona w kwestii yuri-route'ów, by ze wszystkich dziewczyn urządzać go sobie właśnie z Rozalią. ... No dobra, to kłamstwo i jestem, ale powiedzmy, że gram trudną do zdobycia.
Sucrette: (Kupię dzienny strój, przynajmniej będę mogła go częściej nosić.)
BOŻE JESTEM TAKA PIĘKNA
Przy kasie rozmawiam z Leo.
Leo: Cieszę się, że coś ci spodobało. Ostatnio nie mam weny, by wymyślać nowe kreacje.
Albo Leo wcale nie nabawił się tych worów pod oczami ze względu na Lysandra, albo ten sklep jest dla niego sensem życia jak One Piece dla Ody. Z tą różnicą, że Oda jeszcze śpi przynajmniej te trzy godziny, a Leo każdą wolną sekundę przeznacza na zabawianie swojej dziewczyny i udawanie agenta albo chodzenie z nią na kolację. Nic dziwnego, że nie ma charakteru, facet najzwyklej w świecie już nie ma na niego czasu.
Na drugi dzień Suśka postanawia podjąć się tego, co w jej zamyśle wychodzi jej najlepiej - uratuje świat. Oczywiście świat ma inne zdanie na ten temat, ale nikt nie powstrzyma tej machiny raz wprawionej w ruch!
Sucrette: (Następnego dnia postanowiłam wykorzystać okienko, żeby porozmawiać z Kastielem o notatniku Lysandra.)
Wnioskuję, że w takim razie Suśka miała jakieś trzy wolne godziny, bo plan lekcji w tej szkole w większości składa się z okienek.
Sucrette: (Próbowałam się dodzwonić do Kastiela--)
Mam numer telefonu do Kastiela.
Po drodze spotykam Amber, która poza tym, że bardzo zazdrości Natanielowi własnego mieszkania, wspomina o zabieraniu mi pieniędzy na obiad.
... Aha.
To nie jest czasem jeden z tych opcjonalnych eventów, który odblokowuje się po wybraniu konkretnej opcji dialogowej? Bo ja jej nie wybrałam. Nie pamiętam totalnie tej akcji, słyszałam jakieś legendy, że podobno tak się da (jak z tym osławionym SMS-em do Kena), ale to tyle.
Mówimy Amber, że ma spadać na drzewo, co owocuje tym, że po 32 odcinkach Sukrecie wreszcie wyrasta coś na wzór kręgosłupa moralnego. Wybaczcie, że nie podskakuję z radości pod sufit, ale za duża szansa, że za trzy miesiące scenariusz zapomni, że coś takiego w ogóle się wydarzyło i znowu kupimy Amber smartfona za trzy stówy.
W klubie ogrodników natykam się na uśmiechniętą Klementynę i zaczynam czuć się dziwnie, bo bardziej interesuje mnie jej historia niż mojej postaci. Stało się, Słodki Flirt osiągnął swój cel i zasiał we mnie wewnętrzną Sukretę.
Słodki Flirt dochodzi do wniosku, że Priya jest zbyt cudowna, więc czas na słodką wadę, która wcale nie jest wadą (czekam na Priyę narzekającą na to, że ma zbyt duże oczy w stosunku do twarzy). Mianowicie okazuje się, że dziewczyna nie umie rysować. Pytam ją o obiecane korki od Violi, chociaż w duchu sądzę, iż jedna lektura "Roku w Poziomce" załatwiłaby sprawę. Priya rysuje dla nas obrazek pod tytułem "jak osoba umiejąca rysować wyobraża sobie rysunek stworzony przez laika". Oczywiście obrazek wcale nie jest tragiczny - zwłaszcza kot nie wygląda najgorzej - no ale ha ha ha, Priya nie umie rysować. Sukreta robi wielkie halo, dostała okropny prezent, no cóż, po co ją prowokowała, taki niewymuszony wątek, 100% naturalności.
Sucrette: Ha ha, nie mów tak! Czuję się tak, jakbym znowu była pierwszy raz w tej szkole! To było tak dawno (wzdycham z melancholią)...
Tak dawno, a pod względem rozwoju postaci czuję się, jakbyśmy dalej byli na odcinku piątym.
Iris mówi, że Kastiela znajdę w piwnicy. Istotnie tak się dzieje, z czego bynajmniej nie jestem zadowolona.
Kastiel: Czego chcesz, dziewczynko? Nie jestem w nastroju.
Żadna nowość. Przykro mi, drogie dziewczyny posiadające Kaśkę jako WuEsa, szybko mu tej seksownej piżamy nie pokażecie.
Na szczęście Kastiel rozumie powagę sytuacji i tym razem rozmowa z nim jest mało inwazyjna. Lysander na pewno trzyma notatnik w szafce - jak nie on - i przez chwilę zastanawiam się, czy potrafi być na tyle zapominalski, że nigdy nie pamięta jej zamknąć. Na szczęście dla Lysandra (i nieszczęście dla nas) szafki mają automatyczne zamki i musimy uruchomić naszego wewnętrznego Solid Snake'a, by dostać się do sekretów Lyśka. Nie wiem, czy bardziej dziwi mnie fakt, że Lysander pamięta datę swoich urodzin, czy że Beemov liczy, że każda graczka Słodkiego Flirtu na pewno jest wyposażona w artbook i ją zna.
... Dlaczego wcale mnie nie dziwi, że Faraz nie ma pojęcia, że grzebiemy w nieswojej szafce?
I na tym kończę ten odcinek, bo moment w szpitalu przywołał okropne wspomnienia, kolejną dawkę wjeżdżania na służbę zdrowia, po czym zakończył nowym odcinkiem Dynastii i nie jestem w stanie tego zdzierżyć.
***
Po momencie, który pozbawia mnie
odwagi do wypowiedzenia głośno moich zachwytów nad rozwojem postaci
pobocznych oraz lekkości pisania scenariusza, dla odmiany wracamy do
postaci, których pojawienia się w odcinku nie zapominam w połowie ich
kwestii. Kolejny dzień dla Sukrety to kolejna wycieczka do szkoły i
"wycieczka" wydaje się idealnym słowem dla celu, w jakim codziennie
prowadzimy tam naszą heroinę. Po drodze natykamy się na Klementynę oraz
zbiega z obsady "Mikołajka".
Mikołajek: Mówiłem ci już, jaka jesteś piękna?
Nie jestem do końca pewna, czy bardziej mnie rozczula to piękne wyznanie w stylu szczenięcio-dżentelmeńskim, czy wzburza mną gniew, gdy pomyślę, że moimi dostępnymi opcjami są Ruda Grażyna z wiecznym PMS, facet, któremu musiałam zamknąć ojca, by wyciągnął ten dwumetrowy pal z odwłoka, mężczyzna o sile przebicie dyktowej ściany oraz powierzchowności kawałka tektury, nerd wyłącznie z nazwy czy zakompleksiony agresor-in-making. A Klementyna ma tylko jedną i dostaje GO. Koniec, miarka się przebrała - piszę petycję o możliwość podrywania Faraza, bo to, co się tu wyprawia, przechodzi ludzkie pojęcie.
Klementyna: Co najmniej dwieście razy, ale mi się to podoba.
HNNNNNNNNNNNNNNNG
Tak nawiasem: pomimo ha ha ha, archetypy-stereotypy, raźny młodzian jest przepięknie narysowany. Nie dość, że Klementyna ma okularnika, to jeszcze automatycznie po redrawie, że nie ma się do czego przyczepić, wszak nie ma w porównaniu do czego być gorzej.
Mikołajek: Przyjdę po ciebie po lekcjach, okej?
Też bym chciała, żeby mój men przychodził po mn... a, chodzimy do tej samej szkoły. Romantic scenario fail. To udowadnia, że Jade i Dajan muszą wrócić i wypełnić niszę postaci specjalnych. No co, Tokimeki Memorial tak ma.
Sucrette: (Chłopak pochylił się nad nią i namiętnie pocałował.)
*wzdech* I jeszcze ją namiętnie całuje, no...
Sucrette: (Nie wierzę! Klementyna ma chłopaka!)
Miałam taką samą reakcję na pocałunek po kolacji na drugi dzień. A potem wyszedł odcinek 29 pod tytułem "ha ha, just kiddin'".
Sucrette: (W życiu bym nie pomyślała.)
E, Sukra, jeśli ty możesz mieć chłopaka, to i Kiki może go mieć. Dolna granica została już osiągnięta.
Mikołajek: Do zobaczenia, kochanie.
HNNNNNNG, czy mogę wziąć go do domu? Prooooooszę.
Klementyna: Będę tęsknić...
Oh, what the hell, ją też wezmę.
Sucrette: (Nawet gdyby ktoś mi powiedział, że Klementyna z kimś chodzi, to nie pomyślałabym, że to mógłby być chłopak o tak... odmiennym wyglądzie.)
Ktoś dawno nie spotkał się z brodą Kentina. Przysięgam, ona żyje swoim własnym życiem. Poza tym: Sucrette, chamstwo z ciebie wyłazi, nie pierwszy raz zresztą.
Przed szkołą nasze lokalne Erynie stwierdzają, że z takimi perspektywami Klementyna nie ma szans na dostanie się do "Ślubu od pierwszego wejrzenia".
Charlotte: Dokonujesz złych wyborów, nie można ci ufać.
Geez, ona tylko chodzi z Mikołajkiem. Zły wybór to by podjęła, gdyby uratowała Douga zamiast Carley.
Klementyna: A-ale... ja go lubię.
Mikołajek: Mówiłem ci już, jaka jesteś piękna?
Nie jestem do końca pewna, czy bardziej mnie rozczula to piękne wyznanie w stylu szczenięcio-dżentelmeńskim, czy wzburza mną gniew, gdy pomyślę, że moimi dostępnymi opcjami są Ruda Grażyna z wiecznym PMS, facet, któremu musiałam zamknąć ojca, by wyciągnął ten dwumetrowy pal z odwłoka, mężczyzna o sile przebicie dyktowej ściany oraz powierzchowności kawałka tektury, nerd wyłącznie z nazwy czy zakompleksiony agresor-in-making. A Klementyna ma tylko jedną i dostaje GO. Koniec, miarka się przebrała - piszę petycję o możliwość podrywania Faraza, bo to, co się tu wyprawia, przechodzi ludzkie pojęcie.
Klementyna: Co najmniej dwieście razy, ale mi się to podoba.
HNNNNNNNNNNNNNNNG
Tak nawiasem: pomimo ha ha ha, archetypy-stereotypy, raźny młodzian jest przepięknie narysowany. Nie dość, że Klementyna ma okularnika, to jeszcze automatycznie po redrawie, że nie ma się do czego przyczepić, wszak nie ma w porównaniu do czego być gorzej.
Mikołajek: Przyjdę po ciebie po lekcjach, okej?
Też bym chciała, żeby mój men przychodził po mn... a, chodzimy do tej samej szkoły. Romantic scenario fail. To udowadnia, że Jade i Dajan muszą wrócić i wypełnić niszę postaci specjalnych. No co, Tokimeki Memorial tak ma.
Sucrette: (Chłopak pochylił się nad nią i namiętnie pocałował.)
*wzdech* I jeszcze ją namiętnie całuje, no...
Sucrette: (Nie wierzę! Klementyna ma chłopaka!)
Miałam taką samą reakcję na pocałunek po kolacji na drugi dzień. A potem wyszedł odcinek 29 pod tytułem "ha ha, just kiddin'".
Sucrette: (W życiu bym nie pomyślała.)
E, Sukra, jeśli ty możesz mieć chłopaka, to i Kiki może go mieć. Dolna granica została już osiągnięta.
Mikołajek: Do zobaczenia, kochanie.
HNNNNNNG, czy mogę wziąć go do domu? Prooooooszę.
Klementyna: Będę tęsknić...
Oh, what the hell, ją też wezmę.
Sucrette: (Nawet gdyby ktoś mi powiedział, że Klementyna z kimś chodzi, to nie pomyślałabym, że to mógłby być chłopak o tak... odmiennym wyglądzie.)
Ktoś dawno nie spotkał się z brodą Kentina. Przysięgam, ona żyje swoim własnym życiem. Poza tym: Sucrette, chamstwo z ciebie wyłazi, nie pierwszy raz zresztą.
Przed szkołą nasze lokalne Erynie stwierdzają, że z takimi perspektywami Klementyna nie ma szans na dostanie się do "Ślubu od pierwszego wejrzenia".
Charlotte: Dokonujesz złych wyborów, nie można ci ufać.
Geez, ona tylko chodzi z Mikołajkiem. Zły wybór to by podjęła, gdyby uratowała Douga zamiast Carley.
Klementyna: A-ale... ja go lubię.
Po kolejnych kwestiach dialogowych, w czasie których znowu zastanawiam się, kto to puszcza na lajwa, dokonuję epokowej decyzji.
A. Po raz pierwszy od dłuższego czasu pokażę, że nie jestem moralną porażką, uruchomię moją wewnętrzną Utenę i zrobię pierwszy krok na tym dziewczym terenie yuri route'ów!
B. Hi hi hi, dobrze jej tak :D
Isagiyoku kakkoyoku ikite-yukou!
Sucrette: Za kogo się bierzecie! Zostawcie ją!
Just a long long time!
Charlotte: Nie mieszaj się do tego!
Tatoe futari hanarebanare ni natte mo!
Poza tym nie martw się, Charl, jeszcze 30 odcinków i ciebie też okryję liliową banderą (also wkurzona Charlotte is hot).
Charlotte: Zrobiłaś się trochę za pewna siebie... Zbyt długo zostawiałyśmy cię w spokoju.
O BOŻE TO JUŻ SIĘ DZIEJE YURI ROUTE SIĘ ZACZYNA
Sucrette: Charlotte, możesz zgrywać ważniaczkę, ale na mnie to już nie działa.
Ale Charlotte to ty szanuj, Sukreto. Co prawda scenariusz już ją psuje, ale zawsze pozostają marzenia. I WŁAŚNIE ŻE DZIAŁA, thank you very much. Właściwie to spadaj z mojej fantazji, Sucrette!
Sucrette: Musicie być naprawdę smutne, jeżeli macie ciągłą potrzebę zatruwania życia innym.
*ekhe*dramaKastiela*ekhe*
*ekhe*dramaNataniela*ekhe*
*ekhe*tatuażLysandra*ekhe*
Może gdyby Sukreta nie była postacią, której poziom zdecydowania w działaniu przypomina drzwi obrotowe, to uwierzyłabym w ten empowerment. Ale hej, przynajmniej mogę być miła dla Klementyny.
Sucrette: (Jak po czymś takim może dalej jej zależeć na przyjaźni z Amber?)
Bo widzisz, Su, ludzie to złożone istoty. I czasem interesują ich wnętrze, a nie tylko dramy. Ot, taki koncept do przemyślenia.
Niestety Suśka nie korzysta z mojej rady, bo zaraz zaczyna oczekiwać opierdzielu ze strony Klementyny za pomoc, a następnie nachodzi ją refleksja, że żal jej Klemy, w końcu TO MOGŁA BYĆ ONA.
A. Po raz pierwszy od dłuższego czasu pokażę, że nie jestem moralną porażką, uruchomię moją wewnętrzną Utenę i zrobię pierwszy krok na tym dziewczym terenie yuri route'ów!
B. Hi hi hi, dobrze jej tak :D
Isagiyoku kakkoyoku ikite-yukou!
Sucrette: Za kogo się bierzecie! Zostawcie ją!
Just a long long time!
Charlotte: Nie mieszaj się do tego!
Tatoe futari hanarebanare ni natte mo!
Poza tym nie martw się, Charl, jeszcze 30 odcinków i ciebie też okryję liliową banderą (also wkurzona Charlotte is hot).
Charlotte: Zrobiłaś się trochę za pewna siebie... Zbyt długo zostawiałyśmy cię w spokoju.
O BOŻE TO JUŻ SIĘ DZIEJE YURI ROUTE SIĘ ZACZYNA
Sucrette: Charlotte, możesz zgrywać ważniaczkę, ale na mnie to już nie działa.
Ale Charlotte to ty szanuj, Sukreto. Co prawda scenariusz już ją psuje, ale zawsze pozostają marzenia. I WŁAŚNIE ŻE DZIAŁA, thank you very much. Właściwie to spadaj z mojej fantazji, Sucrette!
Sucrette: Musicie być naprawdę smutne, jeżeli macie ciągłą potrzebę zatruwania życia innym.
*ekhe*dramaKastiela*ekhe*
*ekhe*dramaNataniela*ekhe*
*ekhe*tatuażLysandra*ekhe*
Może gdyby Sukreta nie była postacią, której poziom zdecydowania w działaniu przypomina drzwi obrotowe, to uwierzyłabym w ten empowerment. Ale hej, przynajmniej mogę być miła dla Klementyny.
Sucrette: (Jak po czymś takim może dalej jej zależeć na przyjaźni z Amber?)
Bo widzisz, Su, ludzie to złożone istoty. I czasem interesują ich wnętrze, a nie tylko dramy. Ot, taki koncept do przemyślenia.
Niestety Suśka nie korzysta z mojej rady, bo zaraz zaczyna oczekiwać opierdzielu ze strony Klementyny za pomoc, a następnie nachodzi ją refleksja, że żal jej Klemy, w końcu TO MOGŁA BYĆ ONA.
Serio, to jednak jest pewien talent,
by stworzyć tak ogłupiającą, toksyczną i niesympatyczną postać jak
Sucrette. Nawet gdy mogę być dla kogoś miła, Suśka zaraz musi to
spieprzyć jakimś typowo egocentrycznym komentarzem albo przypomnieć, że
to JEJ jest w tyłku źle, mimo że ona tak naprawdę nie ma problemów.
Każda jej dobry uczynek jest podszyty albo niechęcią do całego
przedsięwzięcia (pomysły Rozalii), albo chęcią wtargnięcia z butami w
czyjeś życie i zaspokojenia swojej ciekawości (wątek przewodni prawie
każdego odcinka). Słodki Flircie, już dawno zauważyliśmy, że Peggy to w
porównaniu z Suśką Archanioł Gabriel, proszę cię, już wystarczy.
Po drodze spotykamy Melanię i przysięgam, zaraz wyrzucę ten komputer przez okno.
Melania: Jeżeli jej chłopak jest taki młody, to może wstydziła się do tego przyznać.
A. Nie jesteś przypadkiem zazdrosna?
B. Albo chciała zachować to dla siebie. Czasem pewne rzeczy ukrywamy nawet przed najbliższymi przyjaciółmi.
C. Nie mam pojęcia.
Pierwsza odpowiedź to totalny bullshit i pogrywanie z Melanią, czego podobno już nie robimy od odcinka w centrum handlowym, ale wiadomo jak jest w rzeczywistości. Jeśli Melania w końcu wbije nam w nocy do pokoju i wgryzie się w krtań, to nie będę jej miała nawet tego za złe. Druga odpowiedź to forsowanie poglądów Suśki jako jedynych słusznych (i jak tu się dziwić, że ciągle uważam przyjaźń z Rozalią za pic na wodę?), a sorry, trudno uważać kontakty Sukrety z kimkolwiek za normalne. Wybieram odpowiedź C, jest najmniej inwazyjna, a poza tym co Sukrecie do tego, nawet nie lubi Klementyny.
Przed drzwiami do sali biologicznej zaczepia mnie Nataniel, który pyta o wzburzoną Klementynę.
Sucrette: (Znowu się zaczyna...)
Serio, to jednak jest pewien talent, by stworzyć tak ogłupiającą... a nie, już to pisałam.
W klasie wszyscy zwracają uwagę na zapłakaną Klemę, a ja dowiaduję się, że Delanay posadziła ją z Lysandrem. Kobieta ma widać jeszcze lepszy radar rozwoju postaci niż ja i posadziła te biedne dzieci "tematycznie". Klementyna wybiega z klasy po czyjejś burackiej uwadze na temat jej wybranka serca, a w Sukrecie odzywa się oburzenie:
Sucrette: (Oczywiście jak trzeba się przyznać, to nie ma komu!)
A gdy kłamie, że Klementyna źle się czuje, co Delanay odbiera jako wolontariat w celu pomocy poszkodowanej, Suśka dobrodusznie stwierdza...
Sucrette: Dobrze. (Sama się o to prosiłam.)
Okej, dobra, rozumiem. Nasza bezdennie głupia postać nie lubi Klementyny. Zrozumiałam za pierwszym razem, akurat w epatowaniu niechęcią Sukreta nie ma w sobie równych. Tylko że to jest ten wątek, w którym Suśka pokazuje, że po 32 odcinkach przestała być zahukaną nową dziewczyną w szkole, a potrafi walczyć o swoje oraz dbać o innych. Niestety cała sytuacja tonie w gęstym sosie zadufania w sobie i cwaniackich komentarzach. Suśka, nie robisz nikomu łaski, przyjmując rolę rycerza na białym koniu. Przez cały ten czas jestem przekonana, że nasz awatar nie pomaga Klementynie z dobroci serca, tylko czystego wyrachowania i podbicia sobie ego. Bo teraz ma za sobą Nataniela, któremu spadły klapki z oczu, bo ma faceta, za którego plecami może się schować. Sorry, Sucrette, nadal jesteś totalnym zerem w moich oczach, choć teraz już powoli wkraczasz w strefy ujemne.
Delanay posyła z nami Peggy, która dopytuje się o szczegóły dramy Klementyny. Suśka ucina, że nie zamierza dokładać Klemie zmartwień jeszcze jakimś wydumanym artykułem, po czym Peggy każe jej wyluzować, bo wcale nie ma zamiaru o tym pisać. No i proszę, da się. Peggy odkrywa w sobie ludzkie uczucia, teraz czekamy aż coś zajarzy w przegrzanym mózgu Sukrety.
Peggy: Nawet jeśli wydaje ci się to dziwne, to martwię się o Klementynę.
No właśnie dla mnie to nie jest dziwne, ale dla Suśki, dla której tęczowa granica kończy się na jej koślawym związku, pewnie reszta Amorisa jawi się jako banda socjopatów.
Peggy: Niespecjalnie ją lubię, ale muszę przyznać, że jej zapłakana buźka wzbudza współczucie.
Sucrette: Muszę się zgodzić...
Kiedy już Peggy daje naszej postaci wykłady na temat relacji międzyludzkich, to znaczy, że w którymś momencie ta gra poszła już nawet nie tyle w złym kierunku, co absolutnie tragicznym.
Znajdujemy spłakaną Klementynę i po ilustracji, która przedstawia moją Sukretę jako zdecydowanie zbyt cool niż w rzeczywistości jest, dowiadujemy się, dlaczego Klemę tak ciągnie do Amber.
Klementyna: Bo ma charyzmę.
To jakiś szyfr na "cycki", tak? Bo charyzma to akurat ostatnie hasło, przy którym szukałabym zdjęcia Amber w słownikach.
Peggy: Co?
Sucrette: Co?!
Like, duh. To tak jakby powiedziała, że nie lubi Suśki, bo jest toksycznym człowiekiem. ... Wait.
Klementyna: Możecie zaprzeczać, ale mówicie tak tylko dlatego, bo jej nie lubicie.
E... nope.
Klementyna: (...) Przynajmniej nie jest bezpłciowa.
AHA, czyli jednak chodzi o cycki!
Peggy: To jakiś żart?
Mogę grać Peggy? Są już na to jakieś kody? Przynajmniej miałabym dobrą wymówkę na wchodzenie ludziom butami do życia osobistego.
Sukreta dopytuje, czy przez mówiąc bezpłciowa miała na myśli naszą heroinę, na co Klementyna wzrusza ramionami. To naprawdę miły sposób powiedzenia "mogłabyś być ostatnią osobą chodzącą po ziemskim padole, a i tak bym się z tobą nie zaprzyjaźniła, ty porażko człowieka". Klementyna dziękuje za pomoc, a Sukreta dalej nie zamierza odpuścić mej udręczonej duszy:
Sucrette: (Klementyna podziękowała? To chyba jakieś święto!)
... A może ChiNoMiko przechodzi obecnie jakiś stresujący okres w życiu? Ja też mam ostatnio bardziej wyczulony agresor, dlatego jadę po tym odcinku jak po burym psie płci żeńskiej.
Sucrette: (Zachowanie Amber i rozpacz Klementyny bardzo mną wstrząsnęły.)
"No bo w końcu to mogłam być ja".
Sucrette: (Cieszę się, że zachowałam swój związek w tajemnicy.)
Przepraszam, co?
Sucrette: (Gardzę sposobem, w jaki ludzie mogą oceniać otaczające ich pary.)
C-c...
Sucrette: (Jeżeli Amber robi taki skandal z romansu z nieznajomym, to nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak by zareagowała, gdyby dowiedziała się, że chodzę z chłopakiem z klasy, którego nienawidzi odkąd siedziała z nim na chemii!)
Po drodze spotykamy Melanię i przysięgam, zaraz wyrzucę ten komputer przez okno.
Melania: Jeżeli jej chłopak jest taki młody, to może wstydziła się do tego przyznać.
A. Nie jesteś przypadkiem zazdrosna?
B. Albo chciała zachować to dla siebie. Czasem pewne rzeczy ukrywamy nawet przed najbliższymi przyjaciółmi.
C. Nie mam pojęcia.
Pierwsza odpowiedź to totalny bullshit i pogrywanie z Melanią, czego podobno już nie robimy od odcinka w centrum handlowym, ale wiadomo jak jest w rzeczywistości. Jeśli Melania w końcu wbije nam w nocy do pokoju i wgryzie się w krtań, to nie będę jej miała nawet tego za złe. Druga odpowiedź to forsowanie poglądów Suśki jako jedynych słusznych (i jak tu się dziwić, że ciągle uważam przyjaźń z Rozalią za pic na wodę?), a sorry, trudno uważać kontakty Sukrety z kimkolwiek za normalne. Wybieram odpowiedź C, jest najmniej inwazyjna, a poza tym co Sukrecie do tego, nawet nie lubi Klementyny.
Przed drzwiami do sali biologicznej zaczepia mnie Nataniel, który pyta o wzburzoną Klementynę.
Sucrette: (Znowu się zaczyna...)
Serio, to jednak jest pewien talent, by stworzyć tak ogłupiającą... a nie, już to pisałam.
W klasie wszyscy zwracają uwagę na zapłakaną Klemę, a ja dowiaduję się, że Delanay posadziła ją z Lysandrem. Kobieta ma widać jeszcze lepszy radar rozwoju postaci niż ja i posadziła te biedne dzieci "tematycznie". Klementyna wybiega z klasy po czyjejś burackiej uwadze na temat jej wybranka serca, a w Sukrecie odzywa się oburzenie:
Sucrette: (Oczywiście jak trzeba się przyznać, to nie ma komu!)
A gdy kłamie, że Klementyna źle się czuje, co Delanay odbiera jako wolontariat w celu pomocy poszkodowanej, Suśka dobrodusznie stwierdza...
Sucrette: Dobrze. (Sama się o to prosiłam.)
Okej, dobra, rozumiem. Nasza bezdennie głupia postać nie lubi Klementyny. Zrozumiałam za pierwszym razem, akurat w epatowaniu niechęcią Sukreta nie ma w sobie równych. Tylko że to jest ten wątek, w którym Suśka pokazuje, że po 32 odcinkach przestała być zahukaną nową dziewczyną w szkole, a potrafi walczyć o swoje oraz dbać o innych. Niestety cała sytuacja tonie w gęstym sosie zadufania w sobie i cwaniackich komentarzach. Suśka, nie robisz nikomu łaski, przyjmując rolę rycerza na białym koniu. Przez cały ten czas jestem przekonana, że nasz awatar nie pomaga Klementynie z dobroci serca, tylko czystego wyrachowania i podbicia sobie ego. Bo teraz ma za sobą Nataniela, któremu spadły klapki z oczu, bo ma faceta, za którego plecami może się schować. Sorry, Sucrette, nadal jesteś totalnym zerem w moich oczach, choć teraz już powoli wkraczasz w strefy ujemne.
Delanay posyła z nami Peggy, która dopytuje się o szczegóły dramy Klementyny. Suśka ucina, że nie zamierza dokładać Klemie zmartwień jeszcze jakimś wydumanym artykułem, po czym Peggy każe jej wyluzować, bo wcale nie ma zamiaru o tym pisać. No i proszę, da się. Peggy odkrywa w sobie ludzkie uczucia, teraz czekamy aż coś zajarzy w przegrzanym mózgu Sukrety.
Peggy: Nawet jeśli wydaje ci się to dziwne, to martwię się o Klementynę.
No właśnie dla mnie to nie jest dziwne, ale dla Suśki, dla której tęczowa granica kończy się na jej koślawym związku, pewnie reszta Amorisa jawi się jako banda socjopatów.
Peggy: Niespecjalnie ją lubię, ale muszę przyznać, że jej zapłakana buźka wzbudza współczucie.
Sucrette: Muszę się zgodzić...
Kiedy już Peggy daje naszej postaci wykłady na temat relacji międzyludzkich, to znaczy, że w którymś momencie ta gra poszła już nawet nie tyle w złym kierunku, co absolutnie tragicznym.
Znajdujemy spłakaną Klementynę i po ilustracji, która przedstawia moją Sukretę jako zdecydowanie zbyt cool niż w rzeczywistości jest, dowiadujemy się, dlaczego Klemę tak ciągnie do Amber.
Klementyna: Bo ma charyzmę.
To jakiś szyfr na "cycki", tak? Bo charyzma to akurat ostatnie hasło, przy którym szukałabym zdjęcia Amber w słownikach.
Peggy: Co?
Sucrette: Co?!
Like, duh. To tak jakby powiedziała, że nie lubi Suśki, bo jest toksycznym człowiekiem. ... Wait.
Klementyna: Możecie zaprzeczać, ale mówicie tak tylko dlatego, bo jej nie lubicie.
E... nope.
Klementyna: (...) Przynajmniej nie jest bezpłciowa.
AHA, czyli jednak chodzi o cycki!
Peggy: To jakiś żart?
Mogę grać Peggy? Są już na to jakieś kody? Przynajmniej miałabym dobrą wymówkę na wchodzenie ludziom butami do życia osobistego.
Sukreta dopytuje, czy przez mówiąc bezpłciowa miała na myśli naszą heroinę, na co Klementyna wzrusza ramionami. To naprawdę miły sposób powiedzenia "mogłabyś być ostatnią osobą chodzącą po ziemskim padole, a i tak bym się z tobą nie zaprzyjaźniła, ty porażko człowieka". Klementyna dziękuje za pomoc, a Sukreta dalej nie zamierza odpuścić mej udręczonej duszy:
Sucrette: (Klementyna podziękowała? To chyba jakieś święto!)
... A może ChiNoMiko przechodzi obecnie jakiś stresujący okres w życiu? Ja też mam ostatnio bardziej wyczulony agresor, dlatego jadę po tym odcinku jak po burym psie płci żeńskiej.
Sucrette: (Zachowanie Amber i rozpacz Klementyny bardzo mną wstrząsnęły.)
"No bo w końcu to mogłam być ja".
Sucrette: (Cieszę się, że zachowałam swój związek w tajemnicy.)
Przepraszam, co?
Sucrette: (Gardzę sposobem, w jaki ludzie mogą oceniać otaczające ich pary.)
C-c...
Sucrette: (Jeżeli Amber robi taki skandal z romansu z nieznajomym, to nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak by zareagowała, gdyby dowiedziała się, że chodzę z chłopakiem z klasy, którego nienawidzi odkąd siedziała z nim na chemii!)
Sucrette: (Z pewnością niepotrzebnie martwię się tym, co mogłaby zrobić...)
NO CHYBA?
Podsumujmy: odcinek robi wielkie halo z uświadomienia sobie przez Sukretę, że Amber to mały piesek, co głośno szczeka i nie taki diabeł straszny, jak go malują. Suśka w epickim momencie (a przynajmniej tak sądzą scenarzyści) mówi nam, że zaliczyła level up we własnej samoocenie, każe swojemu nemezis gonić się z jeżem, po czym widząc, jak ta doprowadza koleżankę z klasy do płaczu przez swoje głupie opinie, którymi - jak rzekła właśnie Sukreta - już się nie przejmuje, bo nie ma czym, oznajmia nam, że DOBRZE ŻE UKRYŁA SWÓJ ZWIĄZEK BO JESZCZE AMBER BY SIĘ NIE SPODOBAŁ I CO WTEDY
I to jest usprawiedliwienie głupiego jak cały obuwniczy wątku z ukrywaniem związku. NIEWAŻNE, że Suśka prawie zniszczyła swoją miłość zaraz po jej wyznaniu, WAŻNE, co Amber by powiedziała! W poprzednim odcinku streszczenia pisałam, że nie zamierzam cieszyć się z Suśki, która rzekomo nie będzie dawała już sobą pomiatać, bo pewnie w następnym odcinku Amber znowu wytrze sobie nami gębę. Guess what, już nie musi, Sukreta sama anulowała swój własny rozwój postaci. Mam tylko taką cichą nadzieję, że dziewczynki grające w tę grę widzą cały ten bullshit w zachowaniu głównej bohaterki i przynajmniej mają z tego niezły ubaw.
Sukreta stwierdza, że musi porozmawiać z Rozalią o ostatnich wydarzeniach. Zauważcie, że akcja z Klementyną miała miejsce rano, przed pierwszą lekcją. Idziemy na pierwszą lekcję, którą jest chemia. Klementyna mówi, że zadzwoni do domu, by dziś przyjechała po nią mama. Sukreta ma nadzieję, że Rozalia nie poszła jeszcze do domu i nie wspomina, że pójdzie na resztę lekcji. Pytanie brzmi: jaka jest zdawalność matury w tej szkole z tak lichym planem lekcji?
Ostatnio spotkałam Rozalię emującą w piwnicy, więc próbuję szczęścia, ale masz ci los, szczęście poszło się kochać wraz z rozwojem postaci naszej heroiny.
Sucrette: Ostatnio często tu przebywasz.
Kastiel: Tak... Robię, co mi się podoba.
Ach, ty buntownicza duszo, ty.
Po raz kolejny rozmowa z Kastielem okazuje się mało inwazyjna - wyczuwam podstęp - i jednocześnie szybka, bo Ruda Kaśka popisuje się jedynie swoją niezwykłą przenikliwością (smuty Rozalii można co prawda dostrzec z kilometra, ale ja dalej wolę żyć hipotezą, że Kastiel to tak naprawdę wyjątkowo marudna kobieta w ciąży, pasuje mi to do ideolo) i już możemy dalej natykać się na inne postacie, tylko nie Rozalię. Po małej liczbie straconych PA i słodkiej rozmowie z rodzicami do scenariusza wreszcie dopadła się osoba, dla której ciąg przyczynowo-skutkowy nie jest tylko fancy nazwą na sos do zapiekanek i Rozalia artykuuje swoje obawy w taki sposób, że wreszcie jestem w stanie to zrozumieć.
Babski wieczorek z Rozalią (oczywiście rodzice polubili tę Mery-Sójkę od razu, chociaż mam nadzieję, że to braki w zwyczajowej hiperaktywności białej nimfy się do tego przyczyniły) jest przyjemny, póki rozmowa nie schodzi na ewentualną przyjaźń z Klementyną.
Sucrette: No co ty, Klementyna od początku mnie nie lubiła i nie zacznie z dnia na dzień.
Rozalia: Przecież ją wspierałaś!
Okej, dobra, Sukreta ma trochę racji, mówiąc, że nie da się tak hop-siup wskoczyć na nowy poziom relacji. Mimo to jej do znudzenia maglowany upór w odrzucaniu Klementyny to kolejny gwóźdź do trumny możliwości, by uczynić z Suśki choć trochę sympatyczną postać.
Na pytanie o początku związku z Leo Rozalia odpowiada, że cała szkoła huczała od plotek, z czego Sukreta wyciąga wniosek, iż WIDZICIE, drodzy gracze, bardzo dobrze, że ukrywała swój związek! Oczekuję, że w ostatnim odcinku Słodkiego Flirtu Suśka stwierdzi druzgocącą niemoc do obcowania z ludźmi na co dzień, bo przecież są tacy źli i jak śmią nie mówić o niej w samych superlatywach, zaszyje się w jakieś pipidówie w lesie i tam będzie pisać swoje cukierkowo-toksyczne książki o sklepikach z duperelami.
System: O nie, przegapiłaś ilustrację!
Spokojnie, dostałam lepszą. TAKE MY REVOLUTION.
Suśka na drugi dzień opowiada, że Lysander wyszedł ze szpitala i odpoczywa na farmie. Mógłby tam zostać, nie zauważyłabym różnicy. Przerywając ekspozycję, ruszam dowiedzieć się, że nawet umiem w pastele, ale nie pojęłam jeszcze sekretu koloru czarnego (i nie umiem w tutoriale), więc dostałam ocenę średnią. ... To znaczy jaką? Nie dość, że ta szkoła ma jakiś kosmiczny plan lekcji, to jeszcze inny system oceniania? To chyba jakaś alternatywna rzeczywistość, bo inaczej wszyscy skończymy pod mostem. Wychodzę przed szkołę, gdy WTEM!
Lysander: CiaraDG!
Sucrette: Lysander?
Kto? ... A, już pamiętam.
Combo szpital + farma poskładały Lysandra do kupy, więc Słodki Amoris może odzyskać swoją metaforyczną schnącą ścianę. Choć nie powiedziałabym, żebym odczuła ten przeciąg.
Lysander: Z czasem stałaś się dla mnie kimś naprawdę ważnym.
Ależ Lysandrze, to nie ten route. Lysander mówi, że nie wróci jeszcze do szkoły, bo jednak nie poskładał się do końca. OH WELL! :D Tym pozytywnym akcentem kończymy ten chory odcinek, w powietrzu unosi się pytanie "kurde, ale co dalej?".
NO CHYBA?
Podsumujmy: odcinek robi wielkie halo z uświadomienia sobie przez Sukretę, że Amber to mały piesek, co głośno szczeka i nie taki diabeł straszny, jak go malują. Suśka w epickim momencie (a przynajmniej tak sądzą scenarzyści) mówi nam, że zaliczyła level up we własnej samoocenie, każe swojemu nemezis gonić się z jeżem, po czym widząc, jak ta doprowadza koleżankę z klasy do płaczu przez swoje głupie opinie, którymi - jak rzekła właśnie Sukreta - już się nie przejmuje, bo nie ma czym, oznajmia nam, że DOBRZE ŻE UKRYŁA SWÓJ ZWIĄZEK BO JESZCZE AMBER BY SIĘ NIE SPODOBAŁ I CO WTEDY
I to jest usprawiedliwienie głupiego jak cały obuwniczy wątku z ukrywaniem związku. NIEWAŻNE, że Suśka prawie zniszczyła swoją miłość zaraz po jej wyznaniu, WAŻNE, co Amber by powiedziała! W poprzednim odcinku streszczenia pisałam, że nie zamierzam cieszyć się z Suśki, która rzekomo nie będzie dawała już sobą pomiatać, bo pewnie w następnym odcinku Amber znowu wytrze sobie nami gębę. Guess what, już nie musi, Sukreta sama anulowała swój własny rozwój postaci. Mam tylko taką cichą nadzieję, że dziewczynki grające w tę grę widzą cały ten bullshit w zachowaniu głównej bohaterki i przynajmniej mają z tego niezły ubaw.
Sukreta stwierdza, że musi porozmawiać z Rozalią o ostatnich wydarzeniach. Zauważcie, że akcja z Klementyną miała miejsce rano, przed pierwszą lekcją. Idziemy na pierwszą lekcję, którą jest chemia. Klementyna mówi, że zadzwoni do domu, by dziś przyjechała po nią mama. Sukreta ma nadzieję, że Rozalia nie poszła jeszcze do domu i nie wspomina, że pójdzie na resztę lekcji. Pytanie brzmi: jaka jest zdawalność matury w tej szkole z tak lichym planem lekcji?
Ostatnio spotkałam Rozalię emującą w piwnicy, więc próbuję szczęścia, ale masz ci los, szczęście poszło się kochać wraz z rozwojem postaci naszej heroiny.
Sucrette: Ostatnio często tu przebywasz.
Kastiel: Tak... Robię, co mi się podoba.
Ach, ty buntownicza duszo, ty.
Po raz kolejny rozmowa z Kastielem okazuje się mało inwazyjna - wyczuwam podstęp - i jednocześnie szybka, bo Ruda Kaśka popisuje się jedynie swoją niezwykłą przenikliwością (smuty Rozalii można co prawda dostrzec z kilometra, ale ja dalej wolę żyć hipotezą, że Kastiel to tak naprawdę wyjątkowo marudna kobieta w ciąży, pasuje mi to do ideolo) i już możemy dalej natykać się na inne postacie, tylko nie Rozalię. Po małej liczbie straconych PA i słodkiej rozmowie z rodzicami do scenariusza wreszcie dopadła się osoba, dla której ciąg przyczynowo-skutkowy nie jest tylko fancy nazwą na sos do zapiekanek i Rozalia artykuuje swoje obawy w taki sposób, że wreszcie jestem w stanie to zrozumieć.
Babski wieczorek z Rozalią (oczywiście rodzice polubili tę Mery-Sójkę od razu, chociaż mam nadzieję, że to braki w zwyczajowej hiperaktywności białej nimfy się do tego przyczyniły) jest przyjemny, póki rozmowa nie schodzi na ewentualną przyjaźń z Klementyną.
Sucrette: No co ty, Klementyna od początku mnie nie lubiła i nie zacznie z dnia na dzień.
Rozalia: Przecież ją wspierałaś!
Okej, dobra, Sukreta ma trochę racji, mówiąc, że nie da się tak hop-siup wskoczyć na nowy poziom relacji. Mimo to jej do znudzenia maglowany upór w odrzucaniu Klementyny to kolejny gwóźdź do trumny możliwości, by uczynić z Suśki choć trochę sympatyczną postać.
Na pytanie o początku związku z Leo Rozalia odpowiada, że cała szkoła huczała od plotek, z czego Sukreta wyciąga wniosek, iż WIDZICIE, drodzy gracze, bardzo dobrze, że ukrywała swój związek! Oczekuję, że w ostatnim odcinku Słodkiego Flirtu Suśka stwierdzi druzgocącą niemoc do obcowania z ludźmi na co dzień, bo przecież są tacy źli i jak śmią nie mówić o niej w samych superlatywach, zaszyje się w jakieś pipidówie w lesie i tam będzie pisać swoje cukierkowo-toksyczne książki o sklepikach z duperelami.
System: O nie, przegapiłaś ilustrację!
Spokojnie, dostałam lepszą. TAKE MY REVOLUTION.
Suśka na drugi dzień opowiada, że Lysander wyszedł ze szpitala i odpoczywa na farmie. Mógłby tam zostać, nie zauważyłabym różnicy. Przerywając ekspozycję, ruszam dowiedzieć się, że nawet umiem w pastele, ale nie pojęłam jeszcze sekretu koloru czarnego (i nie umiem w tutoriale), więc dostałam ocenę średnią. ... To znaczy jaką? Nie dość, że ta szkoła ma jakiś kosmiczny plan lekcji, to jeszcze inny system oceniania? To chyba jakaś alternatywna rzeczywistość, bo inaczej wszyscy skończymy pod mostem. Wychodzę przed szkołę, gdy WTEM!
Lysander: CiaraDG!
Sucrette: Lysander?
Kto? ... A, już pamiętam.
Combo szpital + farma poskładały Lysandra do kupy, więc Słodki Amoris może odzyskać swoją metaforyczną schnącą ścianę. Choć nie powiedziałabym, żebym odczuła ten przeciąg.
Lysander: Z czasem stałaś się dla mnie kimś naprawdę ważnym.
Ależ Lysandrze, to nie ten route. Lysander mówi, że nie wróci jeszcze do szkoły, bo jednak nie poskładał się do końca. OH WELL! :D Tym pozytywnym akcentem kończymy ten chory odcinek, w powietrzu unosi się pytanie "kurde, ale co dalej?".
"Sucrette: (Trzeba przyznać, że to trochę wbrew mojej zasadzie, aby ukrywać ten związek.)" - ja mam bardzo poważne
OdpowiedzUsuńpytanie: dlaczego Sukreta w ogóle musi ukrywać swój związek? Skąd się wzięła ta konkretna fabuła? Bo powiedzmy, że jestem
to - z wielkim trudem - w stanie przełknąć w przypadku Cullena bis (skoro zdanie Amber w tej sprawie z jakiegoś powodu jest
decydujące - chociaż logiki w tym zero - no i pozostaje jeszcze ewentualnie kwestia Meli, choć doprawdy nie sądzę, by osoba o
empatii Sukrety miała się przejmować jej uczuciami), może jeszcze Wiecznego PMSa (znów: bo Amber) czy Kentina (po raz
trzeci), ale Lysander i Armin? Żaden z nich nie interesuje naczelnej Scary Sue, więc odpada jak dla mnie jedyne, zresztą
cienkie jak barszcz uzasadnienie, dlaczego Sukreta w ogóle miałaby tajniaczyć się ze swoim lubym.
Muszę przyznać, że redraw postaci bardzo mi się podoba; może i są trochę cukierkowe, ale przynajmniej Nataniel nie wygląda
już na dziesięciolatka, a Armin zaczął przypominać istotę ludzką, a nie kiepsko zakamuflowanego kosmitę.
Test na plastyce! Zawaliłam go pomimo solucji, bo tak wolno nakładałam barwy, brawo ja.
"a nasze dzieci noszą takie piękne, słowiańskie imiona jak Armin, Lysander albo CiaraDG." - mniejsza o Armina, mnie tam
zawsze ciekawiło, dlaczego Leigh został przemianowany na Leo. Jak już bawimy się w spolszczenia, to nie mógł być Leon czy
inny Lucek?
Mam taką teorię, że notatnik Lysa to taka strzelba Czechowa, która wypali gdzieś na etapie "Słodki Flirt: Podstawowa Komórka
Społeczna" kiedy to okaże się, że Lysander przez cały ten czas miewał profetyczne sny kręcące się wokół Sukrety, a w
notatniku zawarł poufne informacje o naszym przyszłym życiu, wliczając w to propozycje imion dla wszystkich naszych pięciu
pociech.
"... Dlaczego wcale mnie nie dziwi, że Faraz nie ma pojęcia, że grzebiemy w nieswojej szafce?" - Faraz nie takie rzeczy w
życiu widział (a już zwłaszcza w wykonaniu Sukrety), nie wytrąci go z rytmu byle próba kradzieży.
"piszę petycję o możliwość podrywania Faraza" - masz mój długopis. Naprawdę, Beemoovie: dlaczego, kiedy już pozwoliłeś
nam w swej łaskawości wyrywać kogoś, kto nosi dowód w kieszeni dłużej niż trzy wiosny, to owym kimś musiało zostać
skrzyżowanie Greya z Coelho, miast Faraza?!
"że żal jej Klemy, w końcu TO MOGŁA BYĆ ONA." - a opinia Amber, jak wiemy, jest prawem, bowiem...nope, nadal nie potrafię
wykoncypować, dlaczego Sukreta w ogóle martwi się tym, co o jej związku pomyślą Plastiki i dlaczego ktokolwiek w Beemoov
uznał, że to świetny pomysł na dramę.
"Combo szpital + farma poskładały Lysandra do kupy, więc Słodki Amoris może odzyskać swoją metaforyczną schnącą
ścianę" - Swoją drogą, gdybym była graczką zakochaną w Lysiu, to "rozwój" jego wątku potężnie by mnie rozczarował:
amnezja opkowa to przeraźliwa klisza, ale ostatecznie niektórzy lubią telenowele. Problem w tym, że tu cała drama rozwiązuje
się właściwie na przestrzeni jednego odcinka i konia z rzędem temu, kto wyjaśni, na co to w ogóle było potrzebne. Taki Nataniel
przynajmniej zaliczył rozwój postaci na skutek swojej traumy, Lysander zaś wychodzi z tego starcia z pluszowym królikiem, po
czym potulnie wraca do roli manekina.